Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Najpierw muszę się zachwycić

Rozmowa z Grażyną Kulczyk, 10 lat od otwarcia Starego Browaru.

. - grafika artykułu
Grażyna Kulczyk, fot. archiwum prywatne

Ludzie myślą, że mieszka Pani w "wieży z kości słoniowej"...

Tak, wiem. I nie sprzątam, nie gotuję, nie robię nic. Robię. Powiem więcej: gotowanie sprawia mi ogromną przyjemność. Żałuję tylko, że tak mało czasu mam na to swoje prywatne życie. Zaległości nadrabiam, siłą rzeczy, w wakacje.

Na co jeszcze brakuje Pani czasu?

Na czytanie książek dla przyjemności. Kupuję je zachłannie. Z każdej podroży przywożę ze sobą nadbagaż albumów. I jeszcze nieustannie dokupuję kolejne, żeby przed snem albo w sobotę poczytać...

...to ile Pani śpi?

Jakieś 6 godzin.

Cały czas praca?

No, tak! Zarządzam ogromną firmą. Jedną z cech wyróżniających Stary Browar jest jego spersonalizowanie.

Spersonalizowanie?

Osobiście decyduję o wyglądzie tego miejsca, o realizowanych tu projektach. Moją zaletą i wadą jednocześnie jest perfekcjonizm. Po latach mogę powiedzieć, że chociaż w życiu on przeszkadza, to w biznesie okazuje się jedną z najlepszych dróg do sukcesu. Bez absolutnego oddania się sprawie, bez dopilnowania wszystkiego, bez pracy, nie ma rzeczywistego powodzenia w interesach. Cuda się nie zdarzają. Nie wierzę w nie.

Mija właśnie 10 lat od otwarcia Starego Browaru. Kilka razy mówiła Pani, że Stary Browar pojawił się z impulsu, że to było jak nagłe olśnienie: zobaczyła Pani ruiny i pojawiło się przeczucie, że może coś tu się zdarzyć ciekawego.

To byłoby za proste, gdyby podczas jednej wizyty urodził się cały projekt. Potrzebowałam na to czasu. Około trzech lat trwały przygotowania nim wbita została pierwsza łopata pod inwestycję. Browar miał być miejscem, w którym artyści będą realizowali swoje projekty. Zgodnie jednak z zasadą, że sztuka nie potrzebuje pieniędzy, a artyści tak - musiałam zdobyć źródło finansowania. Najlepszym pomysłem było zbudowanie przestrzeni handlowej i usługowej. Chciałam, żeby architektura tego miejsca była wyjątkowa.

Czyli... na początku była sztuka?

Oczywiście! I pierwszy budynek, który został tutaj odnowiony, to była Słodownia. Także i dziś miejsce sztuki, między innymi siedziba mojej Fundacji Art Stations i przestrzeń jej działań.

Marzenia rzadko spełniają się w stu procentach. Co się nie udało w związku ze Starym Browarem?

Myślę, że jeśli chodzi o ogólne założenie, jakie przyjęłam przed laty, to zrealizowałam je w pełni. Udało się bardzo konsekwentnie połączyć dwa tematy, o których rozmawiamy: biznes i sztukę. Modus operandi moich realizacji to "pięćdziesiąt na pięćdziesiąt". Trafiłam na mądrych ludzi, którzy uwierzyli w projekt "Stary Browar" i we mnie. Wszyscy pracujący przy tym przedsięwzięciu odnieśli niekwestionowany sukces. Nie spoczywając na laurach, nieustannie się rozwijamy, podejmujemy nowe wyzwania. Wszystko się doskonale układa.

A jakie pomysły, jeśli chodzi o sztukę, mają szansę Panią zainteresować?

Jeżeli chodzi o Fundację Art Stations, skupiłam się na dwóch tematach: pierwszy to sztuki wizualne, które pokazywane są w przestrzeniach wspólnych, ale też na wystawach w Galerii i w Słodowni, drugim jest taniec i choreografia. Oba nie mają sobie równych na skalę krajową.

W kontekście Pani życia, sztuki wizualne w Starym Browarze są zrozumiałe, ale taniec? Skąd ten pomysł? Kiedyś wydawało się, że raczej interesuje Panią teatr, scena impresaryjna. Tu przecież, z Pani inicjatywy, odbyła się premiera Matki Witkacego z Janem i Błażejem Peszkami... Ale ciągu dalszego nie było.

Ale przecież z teatru się nie wycofałam! Prezentujemy sporo spektakli z gatunku małych form. A taniec? W odpowiednim momencie mojego życia spotkałam Joannę Leśnierowską, która przekonała mnie nie tylko swoim entuzjazmem, ale też dobrze przygotowanym, zaprojektowanym na lata programem. Powstała unikatowa na skalę polską platforma tańca współczesnego.

Pozostaje Pani osobą otwartą na nowe poszukiwania...

Nieustająco! Najlepszym dowodem na to jest dopiero co założone wydawnictwo Mundin. A myślę już o rozwijaniu projektów muzycznych. Muzyka w Starym Browarze gości od czasu do czasu, ale nie jest to jeszcze program ułożony tak, jakbym chciała.

Impulsy, marzenia, miłość do idei i miejsc... czy tym powinien kierować się przedsiębiorca, planując kolejne przedsięwzięcia?

U mnie tak to działa. Zawsze jednak z tyłu głowy pozostaje rachunek ekonomiczny.

Dlatego kupiła Pani kolejny stary browar? Tym razem w Szwajcarii?

Lubię restaurować stare obiekty postindustrialne, przywracać je do życia. Zamierzam tam zrobić przyczółek dla polskiej sztuki.

Czy tu znowu zadziałała intuicja? Polega Pani na niej?

Chyba tak. W Stary Browar niewielu wierzyło. Tu wszystko było - oceniając rzecz na chłodno - przeciwko mnie. Ale intuicja i wiara to jedno, a drugie - co ciągle powtarzam - to niezłomna konsekwencja i praca. Ja się nie boję nowych wyzwań. Wręcz przeciwnie: uciekam od wszystkiego, co ma posmak rutyny.

I dlatego Wydawnictwo Mundin? Wydawać by się mogło, że w czasach upadającego czytelnictwa, czysta fanaberia...

Książka, niezależnie od wszystkiego, przetrwa. To piękny przedmiot, w którym zakodowana jest myśl ludzka. Z każdego wyjazdu przywożę książki i albumy. Wydawnictwo jest manifestacją mojego głębokiego przekonania, że książka ma drugie i trzecie życie przed sobą. Między innymi w formie art-booków, które same w sobie są dziełami sztuki. Nie bez znaczenie było spotkanie Honzy Zamojskiego, dziś dyrektora artystycznego Mundin. Honza ma wystarczające kompetencje i doświadczenie, żeby nasze projekty były tym, czym chcę. W planach mamy 6 tytułów rocznie, każdy w maksymalnie 2 tys. egzemplarzy. To kolejny komponent w mojej artystycznej macierzy.

Mówi Pani, że bez sercowego zachwytu nie kupuje... Jeśli jednak tworzy się kolekcję, a Pani ma jedną z najznamienitszych w tej części Europy, to czy miłość nie stoi w sprzeczności z ideą? Nie wprowadza chaosu w zbiorach?

Jeśli się kocha minimalizm, to barok nie przyciągnie spojrzenia. Zakochanie nie jest zatem ostatecznie wolne od natury czy gustu. Nie martwię się o potencjalny chaos, ponieważ - najzwyczajniej w świecie - jakiś wielki dysonans nie jest tu możliwy.

Kolekcja nieustannie rośnie. Co dalej?

Puentą może być muzeum. Myślę o nim.

Rozmawiała Anna Kochnowicz