Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Myślę o Otellu

Rozmowa z Pawłem Szkotakiem, dyrektorem Teatru Polskiego.

Paweł Szkotak, fot. K. Sikorska - grafika artykułu
Paweł Szkotak, fot. K. Sikorska

Jak myślisz, czym przekonałeś komisję konkursową do tego, żeby powierzyła Ci dyrekcję Teatru Polskiego na kolejną kadencję?

To właściwie pytanie do komisji, a nie do mnie. Sądzę, że dobrze przepracowanymi dziewięcioma sezonami.

Co było w tych sezonach najważniejsze?

Wiele rzeczy. Dla mnie największy sukces to nasza publiczność. Mamy ją! Niezależnie od tego, że pozytywnie oceniam dorobek artystyczny moich poprzedników - Pawłów Wodzińskiego i Łysaka - z frekwencją w Teatrze Polskim było bardzo źle. To się zresztą zaczęło psuć dużo, dużo wcześniej. Przez wiele lat w Poznaniu istniał właściwie tylko Teatr Nowy. Mówiło się o zakopanej pod naszym teatrem żabie, o klątwie Horzycy, i rzeczywiście zdarzało się tak za poprzednich dyrekcji, że aktorów na scenie było więcej niż widzów na widowni. Przez pierwsze sezony zabiegaliśmy o tę widownie, a teraz, kiedy już ją mamy, chcemy ją zatrzymać i zabiegać o nową, ale nie tanimi chwytami. Nie gramy fars, nie gramy spektakli dla dzieci, ani razu nie zaparkował pod teatrem autobus z tak zwaną "wycieczką z prowincji". Proponujemy coś mało popularnego: dużo współczesnej dramaturgii, prapremiery autorów nieznanych w Polsce i w Poznaniu. Zatem to, że widzowie do nas przychodzą, jest naszym największym sukcesem. Cieszę się też z tego, że udało się - mimo kryzysu i niesprzyjających okoliczności - wyremontować Malarnię. Dzięki temu zostanie coś nowoczesnego, trwałego, co jeszcze długo będzie teatrowi służyć.

A sukcesy artystyczne?

Na pewno ważne - poza premierami i poza codziennym graniem, czyli teatralnym chlebem powszednim - są jeszcze dwa wydarzenia. Pierwsze to nasz konkurs dramaturgiczny Metafory Rzeczywistości, który dość szybko stał się jednym z najważniejszych w Polsce. Sztuki autorów, którzy go wygrywali, wystawiane są i na naszej scenie, i w innych teatrach. Od innych tego typu przedsięwzięć odróżnia nasz konkurs to (co podkreślają zresztą wszyscy uczestnicy), że towarzyszą mu warsztaty, podczas których dramaturdzy pracują z reżyserami i aktorami. A wydarzenie drugie to nasz festiwal Bliscy Nieznajomi. Jego siłą jest tematyczność. Nie jesteśmy w stanie z niskim budżetem ścigać się z innymi festiwalami w zapraszaniu najlepszych przedstawień ze świata. Proponujemy zatem coś innego: najlepsze przedstawienia na dany temat.

Nigdy chyba jeszcze nie było tak, że dwóm poznańskim teatrom dramatycznym szefują faceci, którzy pracowali razem, z jednego pieca chleb jedli, a do tego obaj wyrastają z nurtu alternatywnego. Piotr Kruszczyński to dla Ciebie nowy rodzaj konkurencji? Jest teraz trudniej? Ciekawiej?

Na pewno traktuję Piotra o wiele życzliwiej niż wszystkich innych dyrektorów. Łączy nas to wszystko, o czym mówiłaś, a do tego podobne spojrzenie na świat i teatr. To rzeczywiście sytuacja zadziwiająca i w Polsce raczej niespotykana. Wierzę, że obaj będziemy mądrzy i spróbujemy z niej wyciągnąć to, co najlepsze, czyli zrobić coś razem. Rozmawiamy o tym, ale za wcześnie jeszcze, żeby to upubliczniać. Poza tym nie chciałbym mówić o tym sam, tylko w towarzystwie mojego kolegi z drugiej strony Mostu Teatralnego.

Spodziewałam się po tej sytuacji raczej bardzo zdrowej i bardzo ciekawej dla widzów konkurencji.

Konkurencja będzie, oczywiście, zawsze. Ona jest trochę nierówna, bo my mamy znacznie mniejszy budżet niż oni. Ale - choć nie powinienem tego mówić ani jako dyrektor, ani jako reżyser - pieniądze nie są w teatrze najważniejsze.

Z większą ciekawością chodzisz teraz na premiery do Nowego?

Tak. Tam się naprawdę dzieją ciekawe rzeczy.

W naszym indeksie Instytutu Kultury Stosowanej tekst poświęcony Tobie zatytułowano "tradycyjnie alternatywny". To trafiony tytuł?

Tak się o mnie mówi. Czasem słyszę też, że uprawiam teatr środka. Sam nigdy tak o sobie nie myślałem...

Twoi poprzednicy - Pawłowie - postrzegani są jako artyści znacznie bardziej radykalni niż Ty, choć całe życie - inaczej niż Ty - związani byli z teatrem tradycyjnym. Dlaczego?

Teatr to dla mnie wielka pasja i wielkie ryzyko uprawiane przez wiele lat bez żadnych zabezpieczeń finansowych. Teatr Biuro Podróży działa już ponad dwie dekady. Nie jestem radykalny? Może powinienem ubierać się inaczej, ale jakoś nie umiem. A może trzeba robić jakieś obyczajowe skandale? Nie wiem.

Cóż, skandal artystyczny wydaje się dziś właściwie niemożliwy.

To prawda. Jest taka cecha współczesnego świata, która mi przeszkadza. Ludzie coraz mniej się ze sobą komunikują, a coraz bardziej promują. Coraz mniej jest w rozmowach między ludźmi, także między twórcami i publicznością, wymiany myśli, a coraz więcej "pijaru". Coraz mniej wartości, a coraz więcej reklamy. I to powoduje ogromne zubożenie w kontaktach między ludźmi. Wygrywają sprytniejsi.

Zawsze wygrywali w tego typu zawodach.

Ale taka potęga "pijaru" jak dziś przyszła jednak z nowym ustrojem.

I jest bardzo kusząca: wszyscy chcą mieć jak największą "oglądalność", "klikalność", "lubialność". Na bazie takich kryteriów dokonują samooceny i są oceniani przez innych - także w pracy.

I to się niepostrzeżenie staje także źródłem cierpienia.

Ale popromujmy się jednak trochę. W listopadowym numerze IKS-a czytelnicy znajdą nasz wspólny prezent dla nich - sztukę Wieczny kwiecień nagrodzoną w tegorocznej edycji Metafor Rzeczywistości. Masz do tego tekstu jakiś szczególny stosunek?

To ciekawy tekst. Rzeczywistość dopisała do niego kolejne rozdziały: wciąż odbywają się kolejne manifestacje, protesty... One pokazują, że jesteśmy jako społeczeństwo bardzo podzieleni. To głębokie pęknięcie światopoglądowe...

...które w demokracji nie powinno specjalnie dziwić.

Nie powinno. Ważne jednak, żebyśmy się pięknie różnili i umieli ze sobą rozmawiać, a tego wciąż nie umiemy. Wieczny kwiecień będzie pewnie interpretowany publicystycznie, ale jest on "metaforą rzeczywistości". To opowieść o chłopaku, który nie potrafi się odnaleźć ani po jednej, ani po drugiej stronie narodowego sporu. Dla niego najważniejsza kwietniowa data to rocznica śmierci Kurta Cobaina. Premiera w listopadzie. Warto powiedzieć, że w listopadzie wystawimy także drugi nagrodzony tekst: Zażynki, który podnosi równie ważne tematy: aborcji, religijności, emigracji... Sztuka Anny Wakulik zostanie pokazana w londyńskim Royal Court. Ten teatr to mekka współczesnej światowej dramaturgii, więc Anna Wakulik odniosła ogromny sukces. A z nią także nasz konkurs.

A co w tym sezonie zaproponuje widzom stary- nowy dyrektor jako reżyser?

Dojrzałem do kolejnego - trzeciego już po Makbecie i Hamlecie - Szekspira. W tym sezonie będę robił Otella.

Czyżbyś wchodził w kryzys wieku średniego?

Myślę o tym tekście od kilku lat. Siedzę, czytam, porównuję różne tłumaczenia. Na Leara jeszcze za wcześnie.

Rozmawiała Ewa Obrębowska-Piasecka