Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Muzyka w oczekiwaniu na nocny autobus

- Nikt mnie nie oceniał, nie poprawiał i nie ganił, mogłem zrobić na tej płycie, cokolwiek chciałem - o swoim debiutanckim krążku opowiada młody poznański muzyk i poeta A.J. Kaufmann.

A.J. Kaufmann, fot. archiwum prywatne - grafika artykułu
A.J. Kaufmann, fot. archiwum prywatne

Trudno jednoznacznie zdefiniować jego styl. Recenzenci porównują go do takich tuzów jak Cohen, Zappa, Dylan czy Waits. Zaczynał od poezji: w 2008 r. w USA ukazał się jego debiutancki tomik zatytułowany "Siva in Rags" ("Sziwa w łachmanach"). Od tamtego czasu wydał kolejne, m.in.: "Poznan City Gospel" i "New Architecture". W listopadzie 2011 r. zadebiutował na rynku muzycznym - płytą "Second Hand Man" ("Facet z Drugiej Ręki") z 12 autorskimi kompozycjami, które nagrał w studiu znakomitego klawiszowca i kompozytora - Andrzeja Mikołajczaka. A.J. Kaufmann - nowe, ciekawe "zjawisko" na poznańskiej scenie muzycznej.

Katarzyna Kamińska: Pana debiutancka płyta "Second Hand Man", która ukazała się na rynku pod koniec ubiegłego roku, wyrosła z inspiracji miastami, wielkimi metropoliami i ich specyficznym klimatem. Skąd pomysł na nagranie takiej właśnie płyty?

A.J. Kaufmann: Utwory "Second Hand Man", "White Lady" i inne zostały napisane w Krakowie latem 2005 r. Atmosfera tego miasta miała dość spory wpływ na mnie. Inspirowany tamtejszą sceną po raz pierwszy spojrzałem na pisanie piosenek jak na "sztukę". Z kolei "Scenery" i "The Night Has Come" są poznańskie do szpiku kości - napisane na przystankach w oczekiwaniu na nocne autobusy czy na bliskich świtu ulicach Jeżyc. Cały album przeszedł do tego przez filtr berliński, gdyż tam właśnie grywałem na rozmaitych jam sessions z przypadkowymi muzykami utwory później włączone na płytę.

Sam pomysł na płytę narodził się zimą 2009 r., kiedy zajrzałem do swoich szuflad. Było tam sporo materiału, którego nikt poza mną nigdy nie widział ani nie słyszał, a żal było wyrzucać te sterty papieru na śmieci. Nagrałem więc parę dem domowych i jakoś w kwietniu 2010 r. udałem się do Studia A.Mix Andrzeja Mikołajczaka. Andrzejowi spodobało się, jak gram na gitarze, rozpoczęliśmy nagrania.

Jak wspomina pan prace nad płytą? Czy fakt, iż był to debiut, utrudniał je?

Sądzę, że było mi łatwiej właśnie z racji tego, że był to debiut - nie było ciśnienia absolutnie na nic - sesje mogły kompletnie nie wyjść i nikt by nikogo nie zastrzelił. Było to absolutne pójście na żywioł, a ja miałem przysłowiowe puste kartki przed sobą. Czułem się jak przed napisaniem pierwszego wiersza, nikt mnie nie oceniał, nie poprawiał i nie ganił - mogłem zrobić na tej płycie, cokolwiek chciałem, a Andrzej pomagał w realizacji praktycznie wszystkich pomysłów. Choć kilka razy, na szczęście, stanowczo odmówił współpracy nad - z dzisiejszej perspektywy - naprawdę złymi pomysłami.

Na tej płycie wyraźnie ścierają się dwa nastroje: pierwsza połowa jest jakby radośniejsza, pogodniejsza (choć nie wszystkie utwory), natomiast druga bardziej mroczna...

Jest pani pierwszą osobą, która zauważyła ten nieco schizofreniczny aspekt albumu. Faktycznie - płyta wydana też na winylu, została wyraźnie podzielona na stronę A i B. Ale zamiast barbarzyńsko podzielić album na - dosłownie - część radosną i mroczną, postarałem się o to, aby zarówno na stronie A, jak i B, pojawiły się wszystkie odcienie tych nastrojów. Jestem zadowolony z tej, jak pani mówi, "zmienności nastrojów", którą udało się, o dziwo, osiągnąć. Może odzwierciedla ona swoiste "tarcie" pomiędzy mną a Andrzejem, skrzenie na polu muzycznym i wspólną chęć zaserwowania dosłownie każdej piosenki w innym sosie? A może po prostu płyta "wyszła jak wyszła", co zresztą zdarza się często, a reszta jest dobudowywaniem teorii (śmiech).

Teksty pochodzą z tomików poetyckich wydanych przez A.J. Kaufmanna, czy zostały napisane specjalnie na płytę?

Teksty te nie mają absolutnie nic wspólnego z poezją. To teksty pop, nic więcej. Zostały napisane równolegle z muzyką, stanowią z nią nierozerwalną całość. O ile - podobno - nieźle się je czyta, o tyle wolę zdecydowanie, kiedy słuchacz odbiera je z muzyką właśnie.

Recenzenci porównują pana styl do takich tuzów jak Cohen, Zappa, Dylan czy Waits. Ja osobiście odnalazłam tam nieco oldskulowy klimat muzyki z gatunku newromantic (zwłaszcza silne skojarzenie z grupą Human League), a w niektórych kompozycjach specyficzne brechtowskie brzmienia. A czym tak naprawdę inspiruje się Kaufmann?

Bardzo lubię elektronikę, perkusję z pudełka i klawiszowe brzmienia. Podczas nagrań słuchałem grup Kraftwerk, Neu!, Roxy Music czy Depeche Mode oraz mojego absolutnego wzorca muzycznego - Davida Bowie. Dla rozluźnienia na playlistę wchodziło Trio, Falco i DAF, a więc "czołowi" artyści Neue Deutsche Welle. W ramach poszerzenia horyzontów o post-urbanistyczny prąd, muzyka Einsturzende Neubauten - artystów również zaliczanych do tej fali. To bardzo miło, że zauważyła pani nurt brechtowski - jestem fanem jego twórczości. Swoje do płyty dołożył zdecydowanie też Andrzej, który aranżując materiał, starał się nadać mu fachowy szlif a'la Cat Stevens, Leonard Cohen, Phil Collins czy Simon & Garfunkel. Uważam jednak, że powinniśmy mniej definiować i kategoryzować, a więcej odkrywać, poznawać i samemu nazywać rzeczy tak, jak mamy na to ochotę. Nagrywam właśnie drugą płytę i na jej potrzeby nazywam swoją muzykę "tropical space folk w sosie electro".

Jakie są najbliższe plany artystyczne A.J. Kaufmanna?

Z Andrzejem Mikołajczakiem w jego Studiu A.Mix nagrywam właśnie swój drugi album - "Stoned Gypsy Wanderer" i na tym koncentruję całą swoją energię. Album powinien ukazać się w przyszłym roku. Jeśli chodzi o plany związane z poezją, to chciałbym kontynuować współpracę z teksańskim wydawnictwem Kendra Steiner Editions i dalej publikować broszurki poetyckie pod ich szyldem, bo etos D.I.Y. zawsze był i będzie mi bliski.

Rozmawiała Katarzyna Kamińska