Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Muzyczne fascynacje i finansowe troski

Rozmowa z Wojciechem Nentwigiem, dyrektorem Filharmonii Poznańskiej.

Wojciech Nentwig (z lewej) i klarnecista Julian Bliss. Fot. A. Hoffmann - grafika artykułu
Wojciech Nentwig (z lewej) i klarnecista Julian Bliss. Fot. A. Hoffmann

Po co nam filharmonie? Wokół szaleje kryzys, pieniędzy na wszystko coraz mniej...

Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki i kultury wysokiej. To jest moja odpowiedź na dylemat "mieć czy być?". Choć tych, którzy wolą "mieć", jest pewnie znacznie więcej, każdy człowiek nosi w sobie jednak pokłady wrażliwości na piękno, duchowość, potrzeby obcowania z czymś niezwykłym, niecodziennym, wielkim i genialnym. Czasami - w tym zwariowanym świecie XXI wieku - każdy potrzebuje też uspokojenia i wyciszenia. Mogę wyobrazić sobie świat bez samochodów, nawet bez komputerów, ale nie bez wysokiej kultury, bez muzyki. Z radością myślę o wielu ludziach, którzy żyją od piątku do piątku: od jednego koncertu filharmonicznego do kolejnego.

Marzyła się Panu Filharmonia dla każdego Wielkopolanina.

Jeżeli żyjemy w ponadtrzymilionowej krainie, to oczywista wydaje mi się sytuacja, w której co tydzień tysiąc osób z radością korzysta z propozycji takiej instytucji, jak Filharmonia. Od sześciu lat moja teza się sprawdza.

Co potwierdza coraz większe zainteresowanie karnetami abonamentowymi.

Przeżywamy zalew zapytań o karnety i ich rezerwacje. Kiedy obejmowałem Filharmonię, to funkcjonowało w formie szczątkowej. Ku mojej radości - a przerażeniu niektórych moich współpracownic! - dochodzimy do sytuacji, w której na karnety trzeba będzie czekać. Na niektóre już teraz jest więcej chętnych niż miejsc.

Nowy sezon przyniesie jakieś rewolucje?

Żyjemy w czasach, w których instytucjom kultury pracuje się trudno z powodów bardzo przyziemnych, bo finansowych. Budżet samorządów i państwa przewiduje coraz mniej pieniędzy na różne sfery naszego życia - w tym oczywiście na naukę i kulturę. Będzie ich jeszcze mniej. Tymczasem artyści, którzy wystąpią w Filharmonii Poznańskiej w 2013 r., zawierali z nami kontrakty dwa, trzy lata temu, a ja nie byłem wtedy takim wizjonerem finansowym, żeby przewidzieć tę trudną sytuację. To powoduje stres, ale też konieczność - po to wszak jest szef instytucji! - zdobywania coraz większych środków z innych źródeł. Mam nadzieję, że publiczność nie odczuje tych trudności.

Przed nami sezon jubileuszowy, 65-lecia Filharmonii Poznańskiej.

W listopadzie 1947 r. pod batutą dwudziestosześcioletniego Stanisława Wisłockiego, rozpoczęła swoją oficjalną działalność Filharmonia Poznańska. W związku z tym 9 listopada odbędzie się koncert jubileuszowy. Tak jak pięć lat temu, program tego wieczoru będzie repliką tego pierwszego koncertu. Same przeboje: Uwertura Bajka Moniuszki, Koncert e-moll Chopina i V Symfonia Beethovena! Pięć lat temu przy klawiaturze fortepianu zasiadł Rafał Blechacz, w 1947 r. grał Raul Koczalski, w 2012 r. będzie grał Nikolai Demidenko, który powraca do Filharmonii Poznańskiej. Ponadto w listopadzie zainaugurujemy Rok Krzysztofa Pendereckiego - kompozytor poprowadzi polskie prawykonanie swojego Koncertu podwójnego na skrzypce i altówkę. Tydzień później zabrzmi Stabat Mater Dvořáka - dyrygować będzie Zdenek Macal, a śpiewać - fenomenalny Chór Filharmonii Czeskiej.

Kontynuowane będą cykle koncertowe, które tworzą filharmoniczną rzeczywistość niczym rozciągnięte w czasie festiwale.

Tworzenie sezonu to fascynujące zadanie. Mamy Koncerty Poznańskie, które są ikoną i fenomenem naszej instytucji. Kontynuujemy koncerty zatytułowane Gwiazdy Światowych Scen Operowych i Gwiazdy Światowych Estrad. Wystąpi fantastyczny duński (z polskimi korzeniami) skrzypek Nikolaj Znaider. Bardzo cieszy mnie, że wracają do Poznania: Stephen Hough, Olga Kern, Daniil Trifonov czy Aleksandra Kurzak. Pojawi się Steven Isserlis, którego uważam za genialnego wiolonczelistę - takich artystów jest na świecie niewielu. Spotkałem się z nim wiele lat temu. Zafascynował mnie od pierwszych dźwięków, które wydobył ze swego niezwykłego instrumentu. Ta moja miłość trwa i będzie ukoronowana przyjazdem do nas po kilku latach szukania wolnego terminu w jego kalendarzu. Nawiązał też ze mną kontakt siedemnastoletni pianista z Kanady Jan Lisiecki, o którym coraz głośniej na świecie, i który niedawno podpisał kontrakt z Deutsche Grammophon. Jego dziadkowie mieszkają w Poznaniu. Jaś napisał skromnie, że marzy mu się występ z naszą orkiestrą w mieście jego przodków.

Program sezonu artystycznego jest wyrazem osobistych upodobań dyrektora?

To nie tak. Zarówno mnie, jak i moich najbliższych współpracowników, w tym naszych stałych dyrygentów: Marka Pijarowskiego, Łukasza Borowicza i Christophera Hogwooda, fascynuje znajdowanie artystów wspaniałych, niezwykłych, często młodych i w Polsce nieznanych. Przeze mnie przemawia także pragmatyzm poznaniaka - ci artyści bywają dla nas dostępni finansowo, a za kilka lat ich honoraria będą prawdopodobnie "księżycowe". W tym sezonie mamy kilka takich przykładów: Saleem Abboud Ashkar - pianista odnoszący sukcesy na najwspanialszych estradach świata, wybitny skrzypek Hening Kraggerud czy niezwykła trębaczka Tine Thing Helseth.

Mieliśmy Rok Mahlera. A kto w tym roku? Penderecki? Wagner? Hogwood?

(śmiech) Na pewno będzie to rok Christophera Hogwooda. Programy, które on tworzy, są niesamowicie interesujące i bywają zaskakujące. Kalendarz podpowiada nam, że ten rok jest rokiem Kilara, a także trzech innych wielkich polskich kompozytorów: setna rocznica urodzin Witolda Lutosławskiego, osiemdziesiąte urodziny Krzysztofa Pendereckiego i Henryka Mikołaja Góreckiego. W związku z tym będzie sporo muzyki polskiej (w tym także Tadeusza Szeligowskiego, naszego założyciela) oraz muzyki słowiańskiej.

Koniec minionego sezonu stał się też zamknięciem pewnej epoki dla jednego z zespołów Filharmonii Poznańskiej.

Jako chór filharmoniczny Poznańskie Słowiki występowały pod batutą Stefana Stuligrosza sześćdziesiąt lat! Teraz Profesor pewnie prowadzi już któryś z chórów anielskich. Przed nami pozostał natomiast problem przyszłości Poznańskich Słowików. Profesor, w ostatnim, napisanym do mnie w przededniu śmierci, liście naznaczył swoim następcą artystycznym Macieja Wielocha. Zapytałem go, czy podejmuje się tego dzieła, a on odpowiedział z wrodzoną sobie skromnością: "Spróbuję". Zatem rozpoczęliśmy nowy rozdział w historii autorskiego dotychczas zespołu. Pasja i kompetencje Macieja Wielocha sprawiają, że wierzę w to, iż chór wchodzi na ciekawą artystycznie drogę. Na listopadowym koncercie Poznańskie Słowiki wykonają program zatytułowany Viva Vivaldi - to jeszcze pomysł Stefana Stuligrosza, który urzeczywistnimy w hołdzie dla Niego.

Rozmawiał Adam Banaszak