Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Mieć coś swojego

- Proponujemy nowoczesne podejście do starej muzyki, wykorzystujące elektronikę - mówi Joanna Sykulska*, dyrygentka chóru Pogłosy, który wraz z zespołem kakofoNIKT otrzymał pierwszą nagrodę na 22. Konkursie Muzyki Folkowej Nowa Tradycja.

. - grafika artykułu
fot. Yu Andriichuk

Wstąpiła pani do chóru Canto Cantare w liceum.

Poszłam do VI Liceum Ogólnokształcącego w Poznaniu i okazało się, że jest tam chór. Jako młoda dziewczyna wstąpiłam w jego szeregi i śpiewałam w nim przez trzy lata.

To był impuls, czy chodziła pani wcześniej do szkoły muzycznej?

Od ósmego roku życia uczyłam się grać na wiolonczeli i skończyłam dwa stopnie szkoły muzycznej. Poza tym moi rodzice są chóralistami i od zawsze "żyłam" w chórach. Dlatego odczułam potrzebę, by w końcu śpiewać w chórze, a nie tylko go oglądać.

Uczyła się pani gry na instrumencie dlatego, że rodzice do tego namawiali, czy sama pani chciała?

Sama chciałam. To była normalna kolej rzeczy. Muzyka była w moim domu od urodzenia. Chodziłam też na koncerty. Była to naturalna potrzeba żeby z widza stać się młodą artystką.

Jak wyglądał chór Canto Cantare za pani czasów licealnych?

Kiedy przystępowałam do chóru, było to jeszcze dość popularne zajęcie. Nie było problemów żeby zachęcić młodzież - a wtedy był to żeński chór - do śpiewania w chórze. Grupa dziewczyn była bardzo duża, a program niezwykle wymagający. Spotykałyśmy się dwa razy w tygodniu na dwie-trzy godziny. Bardzo dużo pracowałyśmy i żadna z nas nie zgłaszała sprzeciwu.

A później?

Po paru latach był już z tym problem. Pod koniec kierownictwa pierwszej dyrygentki, Ewy Maćkowiak-Sibilskiej, która zajmowała się zespołem ponad dwadzieścia lat, było znacznie mniej ludzi, niż na początku.

I pojawiły się osoby, które zaczęły inaczej patrzeć na takie przedsięwzięcia.

Tak. Świat idzie do przodu i wszystko stało się szybkie. Dziś trudno się zmotywować, żeby czemuś tak po prostu się oddać. Obecnie młodzi ludzie bardzo wcześnie zaczynają myśleć o swojej przyszłości, o tym, co będą robić po studiach i gdzie pójdą pracować. Bardzo mocno się na tym skupiają i często nie pozostaje już czasu na nic innego.

W pani latach licealnych z pasją chciało się robić różne rzeczy i aż tak pragmatycznie nie podejmowało się różnych decyzji?

Gdy rozmawiam z moimi chórzystkami, które są na początku studiów, to mówią "wy to byliście trochę szaleni". Nie dzieli nas duża różnica wieku, bo pięć-sześć lat, ale jesteśmy inni. Chyba zawsze tak jest, prawda? Dostaliśmy jednak inne wychowanie, żyliśmy bez komputerów i inaczej spędzaliśmy czas.

Jakie kłopoty stanęły przed panią, gdy została pani dyrygentką?

Na początku bardzo chciałam się trzymać tradycji żeńskiego chóru i wkładałam w to sporo energii. Po pół roku doszłyśmy z dziewczynami do wniosku, że czegoś nam brakuje. Stwierdziłyśmy, że może trzeba dołożyć do składu mężczyzn. Gdy to zrobiłyśmy w 2017 roku, ludzie zaczęli chętniej do nas dołączać. Poza tym z grupy licealnej przekształciliśmy się w chór dorosłych. Te dwie poważne transformacje sprawiły, że skończyły się nasze problemy i mocno poszłyśmy do przodu. Choć z chłopakami zawsze są problemy - znaleźć mężczyzn, którzy chcą śpiewać to ciężki kawałek chleba.

Czy myśli pani, że zmiany przyniosły nagrody, które chór - pod nową nazwą Pogłosy - zebrał w ostatnich latach?

Współpracując z Patrykiem Lichotą już dwa lata wcześniej myśleliśmy o wspólnym projekcie. W końcu udało się to zrobić. Nowy projekt z zespołem kakofoNIKT na pewno zmienił nasze podejście do muzyki, bo to zupełnie inny rodzaj przekazu. Część członków się z tym nie zgadzało - nie odpowiadała im nowa forma, więc zrezygnowali. Dołączyło do nas jednak wielu nowych ludzi.

I jaki jest ten nowy kierunek?

To nie jest stricte muzyka tradycyjna, a raczej sięgająca do korzeni. Jako dyrygent bardzo długo szukałam formy przekazu, która otworzyłaby nas na nowe możliwości. Było to też odejście od repertuaru klasycznego. Ucząc się go od ósmego roku życia cały czas w nim trwałam - najpierw w szkole muzycznej, a potem na studiach. W końcu poczułam, że potrzebuję czegoś więcej - iść dalej i zrobić coś, czego jeszcze nie było.

Czyli dość daleko od tradycyjnie pojętej muzyki dawnej?

To raczej branie z niej inspiracji. Z jednej strony w elektronice - basy oparte są na kompozycjach Wacława z Szamotuł. Sposób śpiewania jest jednak daleki od klasycznego, pionowego i poprawnego, znajduje się na pograniczu śpiewu białego. Wprowadziliśmy też opowieść Michała Jońca opartą na mitologii słowiańskiej i niesamowitych roślinach. Proponujemy nowoczesne podejście do starej muzyki, wykorzystujące elektronikę.

Dlaczego zdecydowaliście się wziąć udział w konkursie muzyki folkowej Nowa Tradycja?

To było marzenie Huberta Wińczyka. Dostosowaliśmy nasz projekt pod regulaminowy, mniejszy skład, bo w naszym chórze śpiewa prawie trzydzieści osób. Zrobiliśmy to w ostatniej chwili - sami nie wierzyliśmy, że będzie to dobrze odebrane i dostaniemy się do dalszych eliminacji. Udało nam się jednak, co było dla mnie zupełnym zaskoczeniem.

A co spowodowało, że zajęła się też pani dyrygenturą Chóru Czarownic?

Przypadek. W tym samym roku 2016, gdy stałam się dyrygentką chóru Canto Cantare, poszłam na warsztaty z pieśni o czarownicach, których finałem był koncert. Moja koleżanka Malwina Paszek spytała mnie, czy nie chciałabym być dyrygentką chóru, bo ona nie ma czasu i możliwości. Byłam nią przez półtora roku. To była dla mnie dobra nauka.

Czyli przez półtora roku dyrygowała pani dwoma chórami?

Jak się ma pasję i kocha to, co się robi, to w ogóle nie czuje się tego wysiłku. Potem uznałam, że jednak chcę iść dalej i znaleźć coś, co będzie moje. Projekt, który będę tworzyć od początku. Teraz jak przyglądam się pracy dziewczyn to widzę, że świetnie im idzie i formuła Chóru Czarownic bez dyrygenta jest niezwykle trafiona.

rozmawiał Marek S. Bochniarz

*Joanna (Sykula) Sykulska - muzyk, animator, dyrygentka chóru Pogłosy (do 2019 r. działającego pod nazwą Canto Cantare). Absolwentka poznańskiej Akademii Muzycznej. Pracuje z dziećmi i dorosłymi, prowadzi warsztaty muzyczne. Od 2014 roku współtworzy projekt muzyki improwizowanej "Zwierzyniec Sykuli". W 2012 roku w Boliwii pracowała jako nauczyciel instrumentów smyczkowych oraz dyrygentka Coro y Orquesta Santiago de Chiquitos, z którym zajęła I miejsce na Festival de Temporada de Musica Misional en Chiquitos. Przez półtora roku była dyrygentką Chóru Czarownic, z którym koncertowała po całej Polsce.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019