Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Mesjasz niech poczeka...

Minęło właśnie 10 lat od ukazania się pierwszego numeru "Miasteczka Poznań" - nieocenionego źródła wiedzy o żydowskiej tożsamości Poznania i regionu. Opowiada o nim jego twórca, Zbigniew Pakuła.

Zbigniew Pakuła, fot. P. Piluk/arch. Z. Pakuły - grafika artykułu
Zbigniew Pakuła, fot. P. Piluk/arch. Z. Pakuły

Na łamach "Miasteczka Poznań" można znaleźć mikro-historie, na które w naukowych opracowaniach nie ma miejsca. Jako projekt obywatelski jest zjawiskiem unikatowym w Polsce.

Czasopismo początkowo ukazywało się raz na rok, później publikowano dwie edycje: w czerwcu i grudniu. W 2013 roku ukażą się trzy numery pisma - to początek przekształcania go w kwartalnik.

O "Miasteczku Poznań" opowiada jego pomysłodawca, wydawca i redaktor naczelny - Zbigniew Pakuła, poznański dziennikarz zajmujący się tematyką polsko-żydowską, obecnie kierownik Muzeum byłego Obozu Zagłady w Chełmnie nad Nerem.

Daina Kolbuszewska: Jak to się stało, że zainteresował się Pan historią, nieobecnością poznańskich i wielkopolskich Żydów?

Zbigniew Pakuła: Tematem, który dotknął mnie najwcześniej i najmocniej była Zagłada Żydów. Kraków i Galicja - rodzinne strony mojej mamy, która urodziła się w Brodach - odegrały w tym odzyskiwaniu pamięci ważną rolę. Chociaż mieszkałem w Poznaniu, żydowskich przyjaciół znalazłem w Krakowie. Dopiero po kilku latach, podczas kolejnego pobytu w Izraelu, poznałem Żydów urodzonych i mieszkających przed wojną w Poznaniu. Dlatego najpierw pisałem o Żydach związanych z Galicją, przypominałem o kolejnej rocznicy powstania w getcie warszawskim, czy opowiadałem o współczesnym Izraelu. O Bronku, Roli, Adku, Herszu, Olku - szczunach z Tel Avivu - zacząłem pisać później. Z tej pisaniny powstała książka Siwe kamienie, wydana w 1998 roku, a wkrótce potem przetłumaczona i wydana w Londynie.

Czy "Miasteczko Poznań" można potraktować jako próbę zapełnienia pustego miejsca, które powstało w Poznaniu i Wielkopolsce w wyniku tej nieobecności?

- Nie mam poczucia pełnienia misji. Opowiadam o ludziach związanych latami dzieciństwa z Poznaniem. Ja, urodzony po wojnie, poznałem ich w Izraelu. I tak ich widzę - tam, w kibucu, w Jerozolimie i Tel Awiwie, w Rishon le Zion i Ramat Ganie. Oczywiście pisząc przywołuję także to, co było przed Zagładą, ich młodość w Poznaniu. Ale to pustki nie zapełni. Nieobecni pozostaną nieobecnymi. Projekt wydawniczy "Miasteczko Poznań" nie udaje, że jest to możliwe. Przywołuje jedynie ludzi i miejsca. Odsłania, w skromnym zakresie, palimpsestową strukturę miasta i regionu. Dostrzega zjawisko "wielu pamięci" tej samej przestrzeni. Stąd prezentacja w nim co najmniej trzech punktów widzenia: niemieckiego, polskiego i żydowskiego. Nie chcemy jednak zamykać się w regionalizmie, lecz w pamięci regionalnej dostrzegać to, co uniwersalne, europejskie.

Czy spojrzenie poznaniaków, pamięć o Żydach zmieniła się w ciągu ostatnich 10 lat?

- Myślę, że tak. Takie tematy, jak los synagogi, zagospodarowanie stadionu, na którym w czasie wojny funkcjonował żydowski obóz pracy, antysemickie obrazy w jednym z poznańskich kościołów zmusiły nas do zabrania głosu, do przemyślenia wielu niewygodnych tematów. W przestrzeni miasta pojawiło się też wiele wydarzeń artystycznych wzmacniających polsko-żydowską rozmowę. Wiemy też więcej o żydowskiej przeszłości miasta, także dzięki "Miasteczku Poznań". Nie jestem jednak optymistą. Nienawiść wciąż dobrze się sprzedaje.

Od kiedy prowadzi Pan "Miasteczka Poznań" i zajmuje się tematyką żydowską, najbardziej zapamiętał Pan spotkanie z....?

- W pamięci, jak potłuczone szkło, najmocniej tkwią chwile, w których bohaterowie moich opowieści dotykali bardzo intymnych przeżyć z czasu Zagłady. Czasem także trudnych relacji ze swoimi dziećmi. Nie opowiadam o tym lub opowiadam fragmentarycznie. Szybko zrozumiałem, że nie muszę "sprzedawać" wszystkiego. Na wierzchu trudnego ludzkiego losu jest zwyczajne życie, codzienność. W Talmudzie można znaleźć taką opowieść: co ma zrobić Żyd, który sadzi drzewo, gdy właśnie w owej chwili nadejdzie oczekiwany od tysięcy lat Mesjasz. Nic - pada odpowiedź - ma nadal sadzić drzewo. Mesjasz niech poczeka.

Spotkania z Idą Fink, ojcem Danielem Rufaisenem, Miriam Akavią, księgarzem Neusteinem  - były dla mnie jak dar, uśmiech losu. Z Firą Mełamedson, moją jerozolimską babcią, od ponad 20 lat rozmawiam o wszystkim. W Noachu Lasmanie podziwiałem ironię, poczucie humoru, wiedzę. Fira Braun pozwalała mi zrozumieć, kim jest żydowska matka. Łucja Gliksman to Leo Lipski i paryska "Kultura"...

"Miasteczko Poznań" ma się teraz ukazywać częściej.

- Chcemy rozwijać czasopismo, stąd dążenie do uczynienia z niego kwartalnika. Materiałów przybywa, pojawiają się nowi autorzy, często regionaliści odkrywający historię swoich miasteczek. Rozwój pisma pozwoli nam też na dostrzeganie i opisywanie współczesnych wydarzeń inspirowanych tematem żydowskim. Coraz śmielej sięgamy po tematy do naszych sąsiadów. Ważnym odniesieniem dla pisma pozostaje państwo Izrael, w którym nasi dawni sąsiedzi i ich dzieci znaleźli swój dom. Jesteśmy w drodze i charakter czasopisma wciąż nie jest ostateczny. Redakcja chętnie uczestniczy też w projektach edukacyjnych. A z okazji 10-lecia dziękujemy wszystkim naszym czytelnikom i przyjaciołom!

Rozmawiała Daina Kolbuszewska