Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Józef Kaliszan. Multitalent i wyrocznia

Z Aleksandrą Sobocińską o wystawie Ślady niepamięci w Muzeum Historii Miasta Poznania rozmawia Monika Piotrowska. 

. - grafika artykułu
Józef Kaliszan w pracowni (1959), fot. MHMP

Mówisz o Kaliszanie tak, że ciśnie się na usta wykrzyknik: "No co ty powiesz!". Zbyt często kompletnie nic nie wiemy o ludziach tego miasta sprzed zaledwie kilkudziesięciu lat. Przez to mamy spaczony obraz ówczesnego życia.

Ta wystawa będzie pokazywana w sieni gotyckiej ratusza, inicjując w Muzeum Historii Miasta nową serię pokazów: Przypominamy poznańskich artystów.

Poznałaś samego Kaliszana, skoro wybrałaś go na pierwszą wystawę cyklu i Twoją w roli kuratora?

Można to tak nazwać. Jako 14-latka z drużyną harcerską pojechałam do domu artystów - dwojga, bo pierwsza żona Kaliszana Olga Pogórska była architektem wnętrz.

W ich domu mieszka syn?

Tak. Wyciągnięcie stamtąd prac Kaliszana to ocalenie go od zapomnienia. A on był nieprzeciętnie zdolny. Nie wiem, czy ta wystawa to rozstrzygnie, bo w jego domu wybierałam prace z całych stert rysunków, grafik. Stanowią większość tego, co po nim zostało, i zdominują wystawę. Od nich zaczął swą drogę artystyczną w czasie okupacji. Rodzice posłali go na naukę od razu do najlepszych: na malarstwo do Taranczewskiego, a na rzeźbę do Murlewskiego. Salon okupacyjny Taranczewskiego gromadził wybitnych intelektualistów, Kaliszan chłonął ich dyskusje. Korzystał z różnych, także trudnych okoliczności. Na przykład jego wojenna praca przymusowa jako ślusarza w operze miała niesamowite konsekwencje - był potem scenografem. Na przełomie lat 50. i 60. miał etat w Teatrze im. A. Fredry w Gnieźnie, a równolegle był scenografem telewizyjnym. Potrafił wprowadzać takie konstrukcje rzeźbiarskie, że scena stawała się bardzo plastycznym tworem. Przy pracy scenograficznej w telewizji poznał go były dyrektor teatru w Gnieźnie Tomasz Szymański. Kaliszan tworzył coś z niczego. Charakterystyczne tam działanie ad hoc chyba mu odpowiadało. Szymański twierdzi notabene, że Kaliszan przy swoich przeróżnych zdolnościach tańczył też w operze. Ale już ci pokazuję jego rysunki... Najwcześniejszy jest z 1945 roku - Aktorka.

Zaniemówiłam. Ależ miał formę, i to tak wcześnie... Włosy jak turban i ten przykuwający wzrok!

Prawda? Jego potencjał w materii portretu znał z czasu okupacji Taranczewski. Swoją drogą liczba rysunków i dziwnych technicznie grafik Kaliszana wynika z tego, że był biedny jak mysz kościelna, a te techniki były tanie. Gdy studiował u Taranczewskiego po wojnie na PWSSP, ten zadał mu portret. Kaliszan powiedział, że nie namaluje, bo nie ma na płótno.

Te wszystkie rysunki nie są tylko ładne, zawsze coś w sobie niosą.

Właśnie. Rysunki piórkiem, np. Aktor na wyjeździe.

Naindyczony...

Mój ulubiony. Przy czym kiedyś wydawało mi się, że Kaliszan jest li tylko rzeźbiarzem. Znałam go z kilku realizacji pomnikowych, przesiąkniętych ideologicznie; a tu się okazuje, że on był absolutnie niebanalny i przynajmniej do połowy lat 80. twórcą o dużej kulturze artystycznej. Najpierw robił głównie grafiki i rysunki. Jego nowatorstwo w różnych dziedzinach, także grafiki, było niebywałe. Robił rysunki, potem na błonach, foliach - trudno to określić, bo wygląda jak gruba błona fotograficzna, jest przezroczyste i o takiej gęstości i sztywności jak klisze rentgenowskie - kalkował, przerysowywał szkic czy rysunek piórkiem, aż w końcu bardzo delikatnym rylcem robił matrycę na tej folii i odbijał. Nigdy tych odbitek nie było bardzo dużo.

Fajny pomysł. Potrzeba matką wynalazków.

Tanio produkował, ale myślę, że to było rodzajem jego autorskiej techniki.

Taki Józek Kaliszan - niby imię i nazwisko brzmią fatalnie.

Ha, a on był bon vivantem. Profesor Rodzińska, która przyjaźniła się ze wspomnianą Olgą Pogórską, mówiła, że on był piekielnie przystojny, miał piękny głos, wyśpiewywał w szkole arie operowe...

Żniwo pracy ślusarskiej w operze za okupacji.

Podobno miał pseudonim Rudolfo; nie od Rudolfa Valentino, tylko Rudolfa z Cyganerii. Był więc znany z tego pięknego głosu i śpiewu. Miał świadomość, że jest bardzo zdolny, patrzył na młodszych kolegów z lekkim pobłażaniem. Stał się dla nich wyrocznią, a w środowisku poznańskim naprawdę rozpoznawalną osobowością. Ostatnią wystawę miał w 1997 roku, w 1955 był współzałożycielem słynnej Grupy R-55, to świadczy zdecydowanie, że nie był żadnym socrealistycznym artystą, co mu bez znajomości jego dziedzictwa ostatnio przypisywano. R-55 miała przełamywać kanony socrealizmu. Kaliszan brał również udział w warszawskiej wystawie Arsenał 55. A jeśli chodzi o rzeźbę, to spójrz na ten Totem strunowy.

Piękny, dziki. Pomiędzy ekspresją Jerzego Beresia i Hasiora. A co to za album z grafikami z getta?

Wydał go w 1968 roku.

W trakcie czystki antysemickiej? To jakieś wydanie angielskie.

Amerykańskie. Dlatego że on w 1968 roku pokazał te prace w USA jako cykl rysunków i grafik Warszawskie getto na wystawie o wojnie. Pracował nad tym pewnie przez kilka lat. Część to są rysunki podmalowywane. Zainteresował się nimi jakiś bogaty Żyd i wydał mu katalog. Później w tej technice zrobił ilustracje do Dekameronu Boccaccia. Jak odkryłam, w 2017 roku (!) we Florencji była w Domu Boccaccia wystawa na temat Dekameronu i - uwaga! - składała się z prac autorów m.in. spoza Włoch, w tym Józefa Kaliszana!

To, co mi pokazujesz, jest jakby kontynuacją polskiej czy europejskiej awangardy, narodzonej w latach międzywojennych - tego, co wystawialiście w muzeum na dwóch ostatnich wystawach.

Inspiracje Kaliszana są bardzo rozległe, np. w portretach pojawia się zapożyczenie z form Cezanne'a, Picassa, z ekspresjonizmu, ale zawsze w wersjach zupełnie własnych. Porównywanie go np. do Hasiora też ma ograniczony sens, ponieważ Kaliszan zaczął tworzyć wcześniej.

On autentycznie wyrasta z awangardy przedwojennej, której twórcy byli niesamowicie zdolni, wszechstronni.

Nie zdołam wszystkiego pokazać. Szybko się okazało, że w sieni ratusza wybranych prac nie pomieścimy - będzie prawie 70 dzieł. Trzeba więc zająć też przestrzeń klatki schodowej. Tam będą elementy ze scenografii. Poza tym w sieni: 4 rzeźby, 7-8 obrazów, a reszta to rysunki i grafiki.

Rozmawiała Monika Piotrowska

Aleksandra Sobocińska - kuratorka wystawy Ślady niepamięci, historyk sztuki, absolwentka Uniwersytetu Adama Mickiewicza, przez całe zawodowe życie związana z Muzeum Narodowym w Poznaniu jako jego rzecznik. Od lat próbuje zarażać miłością do sztuki i oswajać rzeczywistość muzealną, nieustannie zachęcając do poświęcania czasu na dialog z dziełem.

  • Wystawa Ślady niepamięci
  • Muzeum Historii Miasta Poznania
  • wernisaż: 6.10, g. 18
  • czynna do 31.12