Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Error rynku sztuki

- Chciałem unaocznić poczucie, że jako artyści robimy wszystko jak trzeba, ale z różnych względów nie dostajemy odpowiedzi i wsparcia z drugiej strony. Krytykujemy układ, w którym musimy uczestniczyć - mówi Paweł Jaskuła*, kurator zbiorowej wystawy Error 404. Wraz z artystą Dawidem Puszyńskim** zabierają głos w sprawie kondycji poznańskiego rynku sztuki.

. - grafika artykułu
fot. materiały organizatorów

Paweł, jako kurator wystawy Error 404, która odbyła się w zamkniętej w październiku Galerii R20, najlepiej wyjaśnisz na czym polega.

Paweł Jaskuła: Sednem wystawy jest błąd sam w sobie - jego różne oblicza i sposoby artystycznej interpretacji. Podstawą do poruszenia tego zagadnienia był temat tegorocznego Mediations Biennale: virtual garden. Plan był taki, by zrobić wystawę na przekór i zaprzeczyć oczywistemu podejściu do cyfryzacji w sztuce. Większość prac na naszej wystawie odwołuje się do tej problematyki za pomocą form analogowych. Bezrefleksyjne wybieranie mediów nam współczesnych jest według mnie powszechną praktyką, a należy wybierać formę adekwatną do tematu, a nie mody.

Error 404 to komunikat, który wysyła komputer, kiedy chce powiedzieć, że coś się nie udało, ale nie wiadomo dlaczego. Chciałem unaocznić poczucie, że jako artyści robimy wszystko jak trzeba, ale z różnych względów nie dostajemy odpowiedzi i wsparcia z drugiej strony. Krytykujemy układ, w którym musimy uczestniczyć. Nasza wystawa podcina zatem gałąź, na której sama siedzi, co okazało się dość słusznym buntem - organizatorzy Mediations poprosili mnie abym zrobił tę wystawę, ale koniec końców wsparcie było znikome.

Błąd komunikuje, że artysta funkcjonuje w kontrze do jakiegoś potężnego odnośnika, który wartościuje i spycha na margines. W jakich aspektach młody artysta szczególnie odczuwa wykluczenie?

P.J: Wszyscy artyści z tej wystawy są w podobnym wieku i sytuacji życiowej. To ludzie około trzydziestki próbujący godzić możliwość tworzenia sztuki z zarobkiem. Niestety nadal dużym ograniczeniem swobody artystycznej jest to, że sztuka musi być finansowana z jakiegoś innego źródła. Error to ten szklany sufit, na który natrafiają na rynku sztuki.

Dawid Puszyńki: Odniesienie do Mediations Biennale jest odpowiedzią na twoje pytanie. Komentując praktyki stosowane przy jego organizacji, zabiera się głos w sprawie błędów w działaniu rynku sztuki.

Na czym polegają zaniedbania organizacyjne, o których mówisz?

P.J: Mediations uskutecznia niedobre mechanizmy na poziomie organizacyjnym. Brakuje struktur i ludzi odpowiedzialnych za wyznaczone działania. To nie jest poziom międzynarodowego festiwalu. Nie chodzi o to by oczerniać konkretnych organizatorów, bo takie praktyki są na rynku polskim normą i ukazują nasz narodowy brak umiejętności gospodarowania sztuką. Bardzo mało polskich galerii płaci artystom. Szczęśliwą sytuacją jest, kiedy nie muszą oni płacić za transport albo chociaż wychodzą na zero.

D.P: Ten problem jest rozległy. Przeczytałem opublikowany niedawno raport końcowy "Wizualne  niewidzialne. Sztuki wizualne w Polsce. Rola i znaczenie", którego autorami są Marek Krajewski i Filip Schmidt. Dane pokazują, że zdecydowana większość Polaków nie była nigdy w galerii i nie bierze czynnego udziału w wydarzeniach kulturowych. Duża część analizy opierała się na porównaniu wypowiedzi (nie)odbiorców sztuki i jej twórców. Pokazano tam, że mają całkowicie odmienne poczucie sztuki i oczekiwania wobec niej.

Jakie znajdujecie uzasadnienie dla tego stanu rzeczy?

D.P: Ludzie niewykształceni plastycznie są z reguły zdania, że sztuka powinna być estetyczna, oddziaływać pozytywnie i najlepiej być funkcjonalna. Wielu Polaków po ostatnich zajęciach z plastyki w gimnazjum już nigdy nie będzie miała styczności ze sztuką, bo nie czuje się z nią związana. Co ciekawe, zgodnie z raportem, większość ludzi zgadza się jednak, że sztuka jest  istotna w życiu.

P.J: Mam inny punkt widzenia. Od kilku lat biorę udział w aukcjach sztuki. Domy aukcyjne kreują gusta, choć ich celem nie jest promowanie sztuki, a łatwy zarobek. Obrazy licytowane są za kwoty niepozwalające nawet na zwrot środków produkcji. Sprzedawane zostają kolejne jelonki na rykowisku, bo nikt nie inwestuje w jakościowe dzieła. W efekcie potencjalny kupiec ma do wyboru głównie twórczość niskich lotów, której nie musi umieć wycenić. Uważa, że taki jelonek jest ładny, bo poleca go dom aukcyjny. Ten biznes jest zapętlony.

W jaki sposób artysta zaczyna funkcjonować na rynku sztuki?

D.P: Trzeba mieć dużą siłę przebicia, znajomości i umiejętność autopromocji żeby się wystawiać. Artysta dzisiaj nie może wyłącznie tworzyć, musi być swoim menadżerem, kuratorem i nierzadko grafikiem.

P.J.: Denerwuje mnie, kiedy słyszę, że mam się cieszyć, że w ogóle się gdzieś wystawiam. To nieuczciwe podejście - tworzenie sztuki nie jest wyłącznie pasją, ale profesją, której nie możemy wykonywać, bo jest niewypłacalna. Rynek sztuki powinien funkcjonować w taki sposób, żeby artysta mógł w perspektywie czasu liczyć na utrzymanie się z tego co robi.

Czy studia na Uniwersytecie Artystycznym w Poznaniu pomogły wam przygotować się do tych realiów?

P.J.: Nie przypominam sobie, żeby ktoś nam tłumaczył ten rynek od podszewki. Wykładowcy to są ci szczęśliwcy, którzy dotknęli Graala pracy quasi artystycznej jako pedagodzy i nie musieli przekonywać się jak działa rynek sztuki. Przez pół roku chodziłem na fakultet z zarządzania zasobami artystycznym. Prowadzący wpisał wszystkim zaliczenia, bez egzekwowania i przekazywania wiedzy. To całe przygotowanie jakie dostałem.

D.P: Miałem okazję uczestniczyć w wielu zajęciach dotyczących tworzenia portfolio czy dokumentowania prac. Takie wykłady dla wielu studentów okazały się bardzo pomocne, chociaż to wciąż za mało. Wydaje mi się, że Wydział Rzeźby i Działań Przestrzennych UAP jest wyjątkowy w podejściu do studenta. Studiując miałem poczucie przynależności do środowiska artystycznego i zawsze mogłem liczyć na ogromną pomoc w moich zmaganiach ze światem sztuki.

Co należałoby poprawić na gruncie poznańskiego rynku sztuki?

D.P: Być może w Poznaniu powinny pojawić się punkty, w których sztuka będzie wystawiana na widok publiczny w przestrzeni miejskiej, a nie tylko w enklawie-galerii. Powinniśmy wypchnąć sztukę na ulicę. Warto w tym miejscu wspomnieć o inicjatywie prof. Koronowskiego z WRiDP UAP, który jest pomysłodawcą "Brygady Pigmaliona", akcji towarzyszącej wielu festiwalom. Artyści przygotowują wtedy instalację - klasyczną rzeźbę związaną z danym świętem czy okazją, która znika na koniec wydarzenia. W moim odczuciu takie spotkania oswajają mieszkańców złaknionych tego rodzaju doznań. Widzowie robią zdjęcia, zadają pytania. To forma wyjścia naprzeciw oczekiwaniom odbiorcy, ale nadal wykonana solidnie przez wykształconych twórców.

P.J: Sztuka musi wpasować się w swoje otoczenie, a to wymaga czasu. Rzucenie w przechodnia obrazem nic nie da - to zbyt gwałtowne. Należy zacząć od budowania świadomości, że miasto to przestrzeń wspólna, bo jest związana bezpośrednio z nami.

D.P: To prawda. Mijają czasy braku odpowiedzialności za otoczenie. Może obecność sztuki będzie tego naturalną konsekwencją? Nie trzeba przecież wielkich środków i poważnej ideologii do takich kroków.

Skoro mowa o wywieraniu wpływu na otoczenie - jakie jest wasze stanowisko w kwestii poruszania społecznie niewygodnych i trudnych zagadnień za pomocą sztuki?

D.P: Zauważyłem, że jest w naszym środowisku tendencja do nagradzania prac, które komentują aktualne kwestie polityczne i społeczne. Ja celowo omijam te tematy, bo uważam że trzeba najpierw doświadczyć tego o czym chce się powiedzieć. W przeciwnym razie przedstawia się problem w sposób nierówny, ugładzony teorią. Uważam takie praktyki za nieuczciwe, dlatego jestem zwolennikiem części sztuki zaangażowanej społecznie.

P.J: Zrobiłem tylko jeden obraz polityczny, który powstał po mojej podróży po Iranie, Turcji i Armenii. Wracałem wtedy autostopem przez Europę z pierwszą falą uchodźców. Poznałem ich na trasie, więc miałem podstawy, żeby się wypowiedzieć. Rozumiem, że kwestie społeczne mogą pociągać i szokować, ale moim zdaniem przyzwoitość oraz szacunek wymagają odpowiedniego założenia, znalezienia najlepszej możliwej formy. Mam wrażenie, że wielu artystów to lekceważy.

Na co musi uważać współczesny artysta?

P.J: Żeby się nie poddać - robić swoje. O tym właśnie jest nasza wystawa. Trzeba próbować, chociaż serwer nie odpowiada. Error 404 to trochę nasz głos sprzeciwu ale też metafora gwarancji - jesteśmy, tworzymy choćby wszystko było przeciw nam.

rozmawiała Julia Niedziejko

*Paweł Jaskuła - absolwent Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu. W latach 2015-2017 asystent w pracowniach prof. Józefa Walczaka oraz dr hab. Wojciecha Gorączniaka. Obecnie student fotografii, realizuje projekt #00000, w którym łączy zagadnienia z obszaru filozofii, astronomii, fizyki kwantowej oraz podstawowych teorii historii sztuki. Zajmuje się również fotografią analogową. Kurator wystawy Error 404.

**Dawid Puszyński - absolwent Uniwersytetu Artystycznego w Poznaniu na Wydziale Rzeźby i Działań Przestrzennych (studia I. i II. stopnia). Pracuje jako współwłaściciel autorskiego studia projektowego Logo Dog oraz nauczyciel rzeźby w Liceum Plastycznym im. Piotra Potworowskiego w Poznaniu. Zajmuje się rzeźbą, obiektem artystycznym i działaniami przestrzennymi. W swojej twórczości porusza problematykę broni i konsumpcjonizmu. Na wystawie Error 404 przedstawia rzeźbę Radosny.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018