Kultura w Poznaniu

Rozmowy

opublikowano:

Cały czas czułam się podzielona

- To nie jest tomik konfesyjny, chociaż pożyczam autentyczne odczucia i zdarzenia. Tak, mam ochotę trochę się od tego odciąć, ale wiem też, że to jest przejaw mojego perfekcjonizmu, bo zaczynam widzieć błędy. Więc może jednak jestem tą poetką, która "wyrzuca z gniazda" - mówi Julia Niedziejko*, poetka, która właśnie wydała debiutancki tomik wierszy "Niebieska godzina".

. - grafika artykułu
Julia Niedziejko, fot. archiwum prywatne

Jak to jest debiutować poetycko w Poznaniu? Czy takie doświadczenie różni się od debiutu ogólnopolskiego?

Nie czuję, żebym debiutowała w Poznaniu, raczej w Warszawie. To tam był zorganizowany konkurs Fundacji Duży Format, w którym wygrałam w kategorii "Przed debiutem", to w Warszawie miałam promocję. Nie czuję się związana z Poznaniem pod tym względem. Za to treściowo - tak.

Jak myślisz, co jest treściowo poznańskiego w Twoich wierszach?

Moje nastawienie do tego miasta przez ostatni rok mocno się zmieniło. Muszę teraz nawiązać nową relację z Poznaniem. Wiedziałam, że wrócę tu z Budapesztu, że tylko chwilowo mnie tu nie ma, więc był on czymś pomiędzy wspomnieniem a wyobrażeniem.

Jak to jest z materiałem poetyckim na debiut? Zbierałaś go przez lata, czy może zdecydowałaś się przeznaczyć materiał z pewnego okresu?

Pobyt na Węgrzech był okresem, w którym miałam dużo czasu i napisałam wiele tekstów z różnych gatunków literackich. Kiedy zorientowałam się, że mam niebotyczne ilości materiału, postanowiłam zlepić go w większą całość. Wtedy zaczęłam też zastanawiać się nad spójnością. Nie chciałam, żeby to był zbiór o losowej kompozycji, tylko żeby był sensowny jako całość. Dopisywałam wiersze, albo przerabiałam te, które już miałam. Chciałam, żeby ta poezja była zapisem konkretnego okresu, więc w debiucie nie ma wielu starych wierszy, są tylko dwa, które mają sporo lat. Poza tym wszystko jest dziełem półrocznej pracy.

Czy poeta przed i po wydaniu debiutu jakoś się różni? Ma to duże znaczenie, czy jest raczej wydarzeniem wydawniczo-technicznym?

Ma znaczenie. To dziwny stan: wydałam tomik i nie wiem, co z tym dalej zrobić. Okazuje się, że pisanie samo w sobie jest dla mnie istotniejsze, niż przyszłość mojej już dokonanej poezji. Do pisania potrzebuję rutyny. W tej chwili jej nie mam i nie mam też ochoty pisać wierszy.

Przekroczyłam ten moment, do którego dąży wielu piszących. Wydawało mi się, że po wydaniu otworzą się wszystkie furtki albo zmieni się moja wizja samej siebie, ale tak się nie stało. Moi znajomi czasem pytają: "Jak się teraz czujesz jako poetka?". Nie wiem, co mam na to odpowiedzieć.

W "Niebieskiej godzinie" często przewija się motyw miasta. Czy w Twoich wierszach nawiązujesz do konkretnych miast, czy to raczej figura?

Właściwie jedno i drugie. Bardzo chciałam poruszyć kwestię miasta, funkcjonowania w takim otoczeniu. W większości wierszy ukryłam konkretne, ważne dla mnie z różnych powodów miejsca, zarówno polskie, jak i węgierskie.

Twój podmiot często chodzi po mieście, trochę jak kobieca flâneur.

Tak, rzeczywiście jest tam coś takiego.

Natura w Twoim tomie jest równie częstym motywem. Ciekawie to wypada w kontraście z miastem.

To było celowe. Ale też nie chciałam, żeby był to podstawowy i oczywisty kontrast, za pomocą którego waloryzowałabym naturę lub miasto.

Czy pobyt w Budapeszcie był dla Ciebie zamierzonym "stypendium poetyckim" czy wydarzyło się to przypadkiem?

Zupełnie przypadkiem. Myślałam, że to będzie miejsce jak każde, w którym po prostu będę pisać, bo to lubię. Nagle okazało się, że jestem tam autorsko płodna, mam czas i tematy do omówienia. Przed wyjazdem do Budapesztu pisałam inaczej. Coś blokowało mnie przed pisaniem długich wierszy, a w Budapeszcie tworzyłam głównie takie. Teraz są pełniejsze -nie rozumiem, co jest tego przyczyną, to przełamanie nastąpiło ledwie po przeprowadzce. Wiem, że nie potrafiłabym wrócić do tego stanu "przed". Coś się trwale zmieniło.

Myślisz, że będziesz kontynuować taki nurt wiersza?

Nie wiem, może nastąpi kolejne przełamanie. Po każdej dłuższej przerwie od pisania podchodzę do literatury w inny sposób. Zależnie od tego, czy piszę wiersze, czy opowiadania lub jeszcze inne formy, różna jest też moja potrzeba, którą spełnia pisanie.

Masz jakieś inspiracje wśród poetów, którzy tworzą w nurcie miejskim?

Bardzo lubię Edwarda Pasewicza. To jest poeta, którego nazwałabym w jakimś sensie poznańskim, mam na myśli tomik "Dolna Wilda", który jest moim ulubionym jego zbiorem. Intensywnie czytałam go w Budapeszcie.

A ktoś z młodszej poezji współczesnej?

Przekonałam się na przykład do poezji Kiry Pietrek czy Ilony Witkowskiej, choć mam do nich pewien dystans. Bardzo odpowiada mi Julia Szychowiak i Bronka Nowicka, której tom przeczytałam dopiero po napisaniu swojego i byłam zachwycona podobieństwami, jakie znalazłam w jej i moich wierszach. Mam jednak wrażenie, że Nowicka nieco się asekuruje, czego nie mogę jej wybaczyć. Lubię też Bartosza Konstrata i Pawła Sarnę.

Tytułowa "Niebieska godzina" to czas między zmierzchem a świtem. W tomie często pojawia się motyw przejścia.

Taka intencja towarzyszyła mi podczas pisania. Na oczywistym poziomie było to zawieszenie między dwoma miastami, ale także bycie pomiędzy wspomnieniami a teraźniejszością, oczekiwaniami a rzeczywistością, obecnością a nieobecnością itd. Często pojawia się w tomie motyw podróży, bo cały czas czułam się "podzielona", właśnie przez przeprowadzkę.

Zastanawiałam się też, czy umieściłabyś się jakoś w polskiej tradycji poetyckiej? Mam wrażenie, że w Twoich wierszach widać formalny wpływ poezji Krystyny Miłobędzkiej. Z kolei sposób, w jaki podmiot doświadcza rzeczywistości, wydaje się czasem bliski podmiotowi u Jacka Podsiadły.

Bardzo lubię i Miłobędzką i Podsiadłę. W Budapeszcie moje poetyckie dokształcanie się wyglądało zupełnie inaczej niż w Poznaniu, bo nie miałam dostępu do poezji w trybie natychmiastowym. Mogłam czytać śladowe ilości wierszy zamieszczonych w internecie albo iść do Instytutu Polskiego, który ma nieźle zaopatrzoną bibliotekę. Ale były tam wyłącznie teksty polskie i węgierskie przetłumaczone na polski. Nie mogłam w dowolnym momencie wypożyczyćPaula Celana czy Anne Sexton. Woziłam w walizkach sporo własnych książek. Na pewno silny wpływ miała na mnie poezja Sylvii Plath i wiersze-piosenki wokalistki Algebry Suicide, Lydii Tomkiw.Przez bibliotekę Instytutu wpadły mi w ręce "Zielone ptaki" Jana Śpiewaka, tomik trochę zapomniany, a bardzo poruszający. Częściowo figura ptaków w moich wierszach jest prywatnym, małym hołdem dla tego tomiku.

A propos Sylvii Plath: jak zapatrujesz się na odczytania feministyczne? Często w Twoich wierszach pojawia się relacja kobiety z drugą kobietą i nie rozmawiają one jedynie o mężczyznach.

Często jest to niedopowiedziana osoba, niekoniecznie kobieta. Nie chciałam stosować męskiej formy, wszelkie "-liśmy", zmieniłam na "-łyśmy", w ten sposób wprowadzając swój porządek, bo miałam ochotę odciąć się od jakiegoś schematu. Ale odczytanie skupione tylko na "kwestii kobiecej" to spłycenie lektury. Zaryzykuję stwierdzenie, że należę do tego pokolenia, czy tej grupy osób, które nie muszą w każdym momencie podkreślać oczywistości stawiania na równi perspektywy kobiecej z męską. Dla mnie sama obecność żeńskiego podmiotu lirycznego to już nie rewolucja i nie manifest, a coś naturalnego. Moje postaci to nie kobiety. Piszę wiersze bezpłciowe, ale język, którym się posługuję wymaga ode mnie deklaracji. Powiedziałabym, że wątki feministyczne są dla mnie pewnymi elementami całości, nie fundamentem tego tomu. Ale nie mam nic przeciwko takiej interpretacji, jeśli jest dla kogoś wygodna.

Wydaje mi się, że charakterystyczną cechą polskiej żeńskiej poezji jest to, że często jej główny temat to przewartościowanie wizji kobiety i jej atrybutów. To nie jest tak, że nie lubię takich wierszy, po prostu robię coś innego. Doceniam wkład walczących i bezkompromisowych poetek, ale sama nie chcę tak pisać.

Czy myślisz, że siostrzeństwo może być jedną z takich uniwersalnych relacji?

Tak, ale jest też wiele innych ciekawych relacji międzyludzkich, które nie mają nazwy. Myślę, że warto je odszukać, może nazwać. Ja robię to delikatnie, wręcz niedostrzegalnie, bo skupiłam się w tym tomie na innych kwestiach.

Pisanie ze ściśle określonej perspektywy kobiecej często pojawia się w powieściach. Myślałaś o pisaniu prozy? Są takie fragmenty Twojego debiutu, które zakrawają o prozę poetycką.

Nie mam potrzeby, żeby określać czy jest to proza poetycka, czy wiersz. Skupiłam się na tym, że tekst w takiej formie jest potrzebny całości. Poza tym, pisałam już kiedyś prozę w jej klasycznym rozumieniu, ale chyba jeszcze nie jestem na tyle wierna długiej formie.

Teraz staram się robić coś wokół debiutu. Zamierzam razem ze znajomymi wdrożyć w życie projekt, który będzie wokół niego osadzony. Chciałabym, żeby "Niebieska godzina" wyszła do ludzi w innej odsłonie.

Czy widzisz w niej jeszcze siebie jako poetkę, czy masz już dystans do debiutu? Wiele osób piszących już po publikacji nie czuje się związana ze swoim tekstem.

To nie jest tomik konfesyjny, chociaż pożyczam autentyczne odczucia i zdarzenia. Tak, mam ochotę trochę się od tego odciąć, ale wiem też, że to jest przejaw mojego perfekcjonizmu, bo zaczynam widzieć błędy. Więc może jednak jestem tą poetką, która "wyrzuca z gniazda", ale jeszcze nie jestem na tym etapie.

rozmawia Jolanta Kikiewicz

*Julia Niedziejko - ur. w 1993 roku, laureatka 5. Ogólnopolskiego Konkursu na Tomik Wierszy "Duży Format" w kategorii "Przed debiutem". Przez ostatni rok mieszkała w Budapeszcie, gdzie napisała swoją pierwszą książkę poetycką "Niebieska godzina" (wyd. Fundacja Duży Format, Warszawa 2017), obecnie mieszka w Poznaniu, z którego pochodzi.

Załączniki