Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Słowiański przykurcz

Jeśli popularność piosenek mierzy się lajkami i wyświetleniami, jeśli popularne piosenki to te z ładnymi melodiami i wesołymi refrenami, to Kirszenbaum jest w głębokim dole. W grobowym dole, chciałoby się powiedzieć po piątkowym koncercie.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

I dobrze, bo wpaść w taki dołek to sama przyjemność, duże orzeźwienie, nagłe otrzeźwienie. Muzyka Kirszenbaum - neurotyczna, absurdalna - nie tyle oddaje współczesność, ile jest współczesnością. Niezadowoloną, wkurzoną i wkładającą groteskowe maski, żeby jakoś przetrwać.

Jakub Wiśniewski (gitara, wokal) i Kacper Szpyrka (skrzypce, wokal) grają folki. Raczej anglosaskie, choć czasem pobrzękują w nich echa klezmerskich melodii, czasem słowiańskich. A wszystko to przetworzone, jakby folk był plasteliną, a oni lepili z niej po swojemu, dziwacznie, wydawałoby się, że nieporadnie, kanciato. A jednak niezwykle wciągająco: jak słowiańszczyzna to w przykurczu, jak Tom Waits to z wykrzywioną twarzą, z wywalonym językiem.

Wchodzi Staś Szczurołap hen na górę / a na górze nie ma nic - koncert zaczął się od tego właśnie obrazka, zapoczątkowanego gorączkowo powtarzanym rytmem, ryjącym mocno uszy i głowę. Mocny początek. Duet bez kurtuazyjnego wstępu zaprosił nas do swojego ponurego, wciągającego świata. Nastrój ten intensyfikowały jeszcze wizualizacje, w których osoby jakby wyjęte z kadrów Diany Arbus mieszały się z dymem. W krótkich ujęciach widzieliśmy cały korowód dziwacznych postaci, ale też znanych dobrze z popkultury, baśni. Godzilla, gladiatorzy, czarownice, astronauci - jak marionetki poruszane w przód i przesuwane w tył, mrugające w niekończącym się tiku, rozszerzające oczy w zdziwieniu, wciąż wracające w kolejnych piosenkach. Obrazy niepokojące, w sposób, w jaki niepokoić może tylko szczerzący się do ciebie klaun.

Piosenki Kirszenbaum polewane są ponurym (ale nie poważnym!) sosem, jeśli bawią to nigdy do łez, raczej przez łzy. Jak żarty, to te ze stypy komedianta i wesela grabarza, jak prawdy, to z pomocą Tatusia Muminka i Buki. Dużo w ich muzyce refleksji i refleksyjności, absurdu, ale tylko tego, który pozostawia coś więcej niż przyjemny chaos w głowie. Świetna piosenka Na Jowisza! to niejedyna piosenka w ich repertuarze o schyłkowości naszych czasów. Na Jowiszu nie ma smogu / wojen zaraz ognia głodu / nie ma tam ukrytych znaczeń / raków śmierci brudnych naczyń. Zaraz po niej usłyszeliśmy 7 minut w Tybecie, w której słowo pokój pojawia się tuż obok słowa karabin.

Około pięćdziesięciu osób zgromadzonych w Sali Wielkiej mogło bez przeszkód chłonąć tak zadziwiające obrazy wyświetlane na dużym ekranie, co zmagania muzyków, którzy prócz grania na instrumentach i śpiewu, na bieżąco nagrywali loopy. Te potęgowały wrażenie duszności muzyki, jej neurotycznej powtarzalności. Podczas tego przedziwnego transowego koncertu czasem miałam ochotę wstać z krzesła, rzucić się w ekstatyczny taniec, żeby dać upust narastającym emocjom. Dziwny to byłby taniec, chocholi.

Podczas wydarzenia usłyszeliśmy wszystkie piosenki z debiutanckiej płyty zespołu, kilka nowych i wcześniejszych utworów (Demon w zupie na bis - świetny wybór!). W odbiorze koncertu sprzyjały zgaszone światła, jak i kameralny charakter koncertu. Muzykę Kirszenbaum trzeba słuchać po ciemku, bo duet ten lepiej widzi noc.

Aleksandra Kujawiak

  • Koncert Kirszenbaum
  • CK Zamek
  • 13.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019