Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Wieża z papieru

Stworzony przez Stephena Kinga monumentalny cykl o Rolandzie nie bez przyczyny porównywany jest do "Władcy pierścieni" Tolkiena, a wielu fanów uznaje go wręcz za opus magnum słynnego amerykańskiego pisarza. Nie dziwi zatem, że adaptacja "Mrocznej wieży" to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier kinowych tego lata.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Nastolatek Jake Chambers pewnego dnia odkrywa, że na Ziemi obok ludzi żyją również szczuropodobne istoty, które tropią i porywają wybrane dzieci. Na dodatek okazuje się, że to on jest następnym celem, posiada bowiem magiczną moc nazywaną "lśnieniem", którą czarnoksiężnik Walter chce wykorzystać do obalenia Mrocznej Wieży chroniącej wszechświat przed zalewem demonów. Uciekając przed oprawcami, chłopak przenosi się przez portal do jednego z podświatów, w którym spotyka Rolanda - ostatniego rewolwerowca chroniącego Wieżę przed ciemnymi siłami.

Kiedy adaptuje się ośmiotomowy cykl rozpisany na około 4500 stron, nie ma co liczyć na zachowanie bogactwa książkowej mitologii. Jednak ograniczenie opisu uniwersum do jednej planszy informującej, że Wieża pełni funkcję ochronną dla wszechświata, a zniszczyć może ją tylko umysł dziecka, jest pierwszym zwiastunem nadchodzącej katastrofy. Jeszcze przez pierwszy kwadrans, podczas którego poznajemy nastoletniego Jake'a oraz jego rodzinne problemy, można mieć nadzieję na przyzwoitą rozrywkę, ale ostatecznie trudno odnaleźć w historii jakikolwiek element nadający się do zakotwiczenia emocji. Nie jest nim schematyczna narracja ani zmieniające się bez żadnego ładu i składu lokalizacje, ani też momentami pozbawiony logiki rwany montaż. Nie są nimi nawet przyzwoite efekty specjalne ani gros intertekstualnych odniesień do wcześniejszych powieści Kinga oraz ich licznych ekranizacji.

W zasadzie można by na wszystkie niedociągnięcia przymknąć oko, gdyby zrekompensowali je przyciągający uwagę bohaterowie. Szansa na to była spora, skoro w obsadzie znaleźli się doskonali aktorzy. Znany z takich seriali, jak "Prawo ulicy" (2002-2008) czy "Luther" (2010-2015) Idris Elba robi co może, by wlać w postać Rolanda odrobinę serca, ale papierowy scenariusz sprawia, że ma ograniczone pole popisu. Ewidentnie dobrze na planie bawił się Matthew McConaughey jako tajemniczy człowiek w czerni, a w kilku scenach budzi nawet pozytywne skojarzenia z Christophenem Walkenem wcielającym się w Archanioła Gabriela w kultowej "Armii Boga" (1995). Najsłabiej wypada Tom Taylor jako Jake, którego postawiono w centrum opowieści - to jego postać powinna przejść w ramach fabuły swoistą inicjację. Niestety, każdy z wymienionych bohaterów został zredukowany do jednej cechy: czarnoksiężnik do żądzy władzy, Roland do pragnienia zemsty, a chłopak do cudownego "lśnienia".

"Mroczna wieża" nie jest filmem jednoznacznie złym, raczej irytująco przeciętnym, odartym z emocjonalnego potencjału, sadowiącym się na czołowym miejscu w wagoniku jadącym ku otchłani szybkiego zapomnienia. Miał być początkiem całej franczyzy, ale wszelkie kolejne produkcje lokowane w tak mdłym uniwersum prawdopodobnie po premierze stanęły pod znakiem zapytania. Z ekranu bowiem wieje nudą, a nuda to przecież jedyny niewybaczalny grzech kina rozrywkowego.

Adam Horowski

  • "Mroczna wieża" (2017)
  • reż. Nikolaj Arcel