Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Nagie instynkty

Po formalnie stonowanym, wręcz klasycznym "Frantzu", który miał polską premierę zaledwie trzy tygodnie temu, do kin wchodzi kolejny film François Ozona - zupełnie odmienny stylistycznie, eklektyczny, duszny, kipiący erotyzmem, balansujący na granicy kampu "Podwójny kochanek".

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Punkt wyjścia zrealizowanego na podstawie powieści Joyce Carol Oates obrazu jest dość banalny. Oto mająca problemy żołądkowe 25-letnia Chloé zapisuje się na psychoterapię. Na początku sesje przebiegają standardowym torem, ale z czasem uwodzicielska otwartość pacjentki zaczyna fascynować terapeutę Paula. Kilka tygodni później już jako para wprowadzają się do wspólnego mieszkania, ale ich szczęście szybko zostaje zachwiane. Dziewczyna zaczyna bowiem podejrzewać, że mężczyzna zataja istotne fakty ze swojej przeszłości. Kiedy dowiaduje się, że Paul ma bliźniaka Louisa, rówineż psychologa, rozpoczyna podwójną grę, podczas której zostaną wystawione na próbę granice jej ciała i psychiki.

Autor "8 kobiet" (2002) zdążył już wyrobić sobie w filmowym światku taką pozycję, że dziś może sobie pozwolić na dowolne eksperymenty, nawet takie, które nie służą niczemu innemu, jak zabawie z materią filmową. W "Podwójnym kochanku" reżyser przede wszystkim doskonale ogrywa formę - żongluje gatunkami, płynnie przechodząc od thrillera erotycznego, przez kino psychologiczne, aż do surrealistycznej, szalonej jazdy bez trzymanki. Swoją opowieść buduje na niedopowiedzeniach z iście hitchcockowską precyzją, niestety gorzej wychodzi mu odkrywanie najważniejszych kart - raczej ciągle blefuje niż manifestuje reżyserską siłę, ale robi to na tyle umiejętnie, że ostatecznie wychodzi nie tyle na cynicznego szarlatana, co na zręcznego magika.

Ozon bawi się nie tylko formą, ale i historią filmu, sporo jest bowiem w "Podwójnym kochanku" świadomych odwołań do klasyki. Francuski reżyser garściami czerpie z kina Davida Cronenberga, podobnie jak Kanadyjczyk badając granice i wzajemne wpływy ciała i umysłu. Zapożycza się także u Romana Polańskiego, szczególnie wątkiem upiornej sąsiadki, budzącym silne skojarzenia z genialnym "Dzieckiem Rosemary" (1968). Powiązanie bezkompromisowego erotyzmu z ciągłym zagrożeniem przywodzi na myśl thrillery Paula Verhoevena, a jedna z surrealnych wizji obrazująca rozpad tożsamości bohaterki równie dobrze mogłaby być owocem nieokiełznanej wyobraźni Davida Lyncha. Wydaje się, że owa celuloidowa jazda bez trzymanki nie ma konkretnego fabularnego celu, bowiem im bliżej finału, tym całość coraz bardziej pogrąża się w żywiołowym kampie. Podobną drogą podążył niedawno Nicolas Winding Refn w "Neon Demon" (2016) - trudno nie odnieść wrażenia, że w sposób nieco bardziej przemyślany.

Pierwsza połowa "Podwójnego kochanka" rozbudza nadzieje, którym druga połowa nie jest w stanie sprostać, ale jest to bardziej zasługa niezwykle precyzyjnie skonstruowanego początku niż słabości końcowych scen. Wisieńką na torcie są kreacje aktorskie. Doskonale w podwójnej roli bliźniaków odnalazł się Jérémie Renier, który umiejętnie balansuje między rozbrykaną apodyktycznością Louisa a stonowanym racjonalizmem Paula. Show kradnie jednak szerzej nieznana Marine Vacth - mimo nieco chłopięcej urody pełna kobiecego magnetyzmu aktorka, która ma zadatki na zostanie francuską diwą pokroju Juliette Binoche czy Sophie Marceau. Wymagające role w filmach kontrowersyjnego reżysera z pewnością jej w karierze nie zaszkodzą, tym bardziej, że "Podwójny kochanek" nie jest aż tak kampowo przegięty, jak mogłoby to wynikać z opinii niektórych krytyków. W czasach, w których z resztkami tabu mierzą się tacy twórcy, jak Alain Guiraudie czy Gaspar Noé, przewijające się przez ekran gumowe penisy czy pulsujące waginy nie powinny robić na wyrobionym widzu większego wrażenia.

Adam Horowski

  • "Podwójny kochanek" (2017)
  • reż. François Ozon