Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Gra o siebie

Molly Bloom od dziecka była wychowywana do tego, by osiągnąć sukces. Wprawdzie surowy ojciec chciał, by osiągnęła go w sporcie, jednak życie napisało inny scenariusz. Dosłownie, bo ekranowa historia założycielki największego nielegalnego kasyna w Hollywood oparta jest na faktach. Gracze tracący w jej kasynie fortuny najczęściej grali o wszystko, Bloom podjęła tymczasem jeszcze ważniejszą grę - o siebie. Udowadniając tym samym, że na to nigdy nie jest za późno.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrubutora

Jessica Chastain jako Molly Bloom, z czasem uzależniona od pieniędzy i narkotyków (a przede wszystkim poczucia kontroli) organizatorka największych, a jednocześnie balansujących na granicy prawa spotkań pokerowych dla bogaczy, do złudzenia przypomina bohaterkę swojego ostatniego filmu - "Sama przeciw wszystkim" Johna Maddena. Podobieństwa opierają się głównie na tym, że jej kolejne aktorskie wcielenie również objawia się pod postacią silnej, niezależnej kobiety, która zmuszona jest samotnie stoczyć walkę przeciw systemowi, po drodze nie zaprzedając najważniejszych wartości. Również warstwa narracyjna nosi w sobie wiele znamion prawdopodobieństwa - ot, choćby w sposobie przedstawiania opowiadanej historii: wartkiej i emocjonującej, przerywanej co jakiś czas błyskotliwą wymianą zdań albo nagłym, spektakularnym zwrotem akcji. Ale od początku...

Tytułowa Molly (oryginalny tytuł filmu to "Molly's Game") jest inteligentną, ambitną i piękną kobietą, która po poważnym wypadku w zawodach narciarskich na zawsze musi zrezygnować z marzenia o olimpijskiej karierze. Szybko podnosi się po porażce, czego nauczył ją ojciec i jednocześnie trener (w tej roli Kevin Costner). Wyjeżdża do Los Angeles, gdzie zaczyna pracę jako asystentka, a już wkrótce właścicielka własnego klubu pokera dla wtajemniczonych: biznesmenów, gwiazd show biznesu czy kolekcjonerów sztuki. Jak się później okazuje, również dla członków rosyjskiej mafii. Nic dziwnego, że sprawą wkrótce interesuje się FBI, a jedyną osobą która wierzy w jej niewinność jest altruistyczny prawnik Charlie Jaffey, gotów poznać prawdę o swej nietypowej klientce.

Historia kobiety, która najpierw stwarza własne imperium wykorzystując słabości potężnych mężczyzn, a potem zostaje przez nich zniszczona i odsądzona od czci i wiary (nieprzypadkowe nawiązania do "Czarownic z Salem" Arthura Millera czy mitycznej Kirke, zamieniającej mężczyzn w świnie) to gotowy materiał na feministyczny manifest. Aaron Sorkin ucieka jednak od tak jednoznacznych tropów, przedstawiając swoją bohaterkę w znacznie bardziej złożony sposób. Jedyna mina na jaką sam siebie kieruje, to wybijający bardzo mocno przez całą opowieść wątek psychologiczny. Reżyser wprawdzie przedstawia w ten sposób cały szereg mechanizmów rządzących naszym życiem - od dzieciństwa, aż po dojrzałość, a psychologiczna teza, że wszystkie nasze decyzje w dorosłym życiu mają swój początek w relacjach z rodzicami nie jest już współcześnie żadną rewelacją, jednak sprowadzenie przyczyn wszystkich decyzji głównej bohaterki jedynie do pogmatwanej więzi z ojcem wydaje się być sporym nadużyciem. Przewrotnie nie zmienia to jednak mojej opinii, że scena "pojednania" Molly z ojcem na parkowej ławce jest jednym z najbardziej zapadających w pamięć dialogów tego filmu.

A przyznać trzeba że dialogów, podobnie zresztą jak monologów (prowadzących nas przez liczne momenty retrospekcji), jest tu wiele. Momentami aż nadto, tak jakby reżyser obawiał się, że dynamika wydarzeń sprawi, iż widz pogubi się w labiryncie następstw i straci wątek. Niepotrzebnie - nie straci. Chastain do Oscara była nominowana dwukrotnie, Sorkin jednego już zdobył (za scenariusz głośnego "The Social Network") - każde z nich jest osobnym powodem, by mimo drobnych niedoskonałości zobaczyć ten film. Choćby pod pretekstem obejrzenia fascynującej historii kobiety, która zamieniła mężczyzn w świnie.

Anna Solak

  • "Gra o wszystko"
  • reż. Aaron Sorkin