Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Fałszywi prorocy

Rzadko kiedy kinowa premiera staje się doniosłym wydarzeniem społecznym. W ostatnich latach na pewno była nim oscarowa "Ida" Pawła Pawlikowskiego, z pewnością również "Wołyń" Wojciecha Smarzowskiego - dyskusja na temat obu wymienionych dzieł dalece wykroczyła poza filmowy świat, a komentarze i opinie równie wartko płynęły z ust dziennikarzy, jak i polityków. Jednak medialny szum wywołany premierą "Kleru" - najnowszego filmu Smarzowskiego - nie ma na gruncie polskim precedensu.

. - grafika artykułu
fot. Bartek Mrozowski

Zaczęło się już podczas Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, kiedy w ostatniej chwili wycofano przyznanie nagrody "Klakiera" dla najdłużej oklaskiwanego filmu - wiadomo było, że "Kler" był na czele, ale dyrektor Radia Gdańsk tłumaczył potem, że na skutek zaistniałych okoliczności obiektywna ocena pomiarów okazała się niemożliwa. Prowadząca transmisję z festiwalu TVP Kultura wycięła wypowiedź Smarzowskiego, w której w żartobliwym tonie, nawiązując do sytuacji sprzed roku z "Wołyniem", wyraził on ubolewanie, że i tym razem prezes TVP Jacek Kurski nie wręczy mu osobiście nagrody. Kurski cenzurę potępił, a następnie pojawił się w głównym wydaniu "Wiadomości" gdzie nazwał najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego tandetną prowokacją, szmirą i "Drogówką 2", w której policjanci zostali poprzebierani w sutanny. Kiedy głośno zaczęto mówić, że "Kler" jest bezpardonowym atakiem na Kościół katolicki i Polskę, minister kultury Piotr Gliński zarzekał się, że nie dał Smarzowskiemu na film ani złotówki - pieniądze popłynęły z podległego mu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, ale dotację przyznawało jeszcze poprzednie kierownictwo. Lokalne władze mniejszych miejscowości, jak Ełk, Grodzisk Mazowiecki czy Ostrołęka, próbowały zablokować wyświetlanie "Kleru" w podległych im kinach - w jednym przypadku zainterweniował nawet Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, powołując się na konstytucjonalny zakaz cenzury prewencyjnej, a także wolność korzystania z dóbr kultury.

Tak szeroko zakrojona (anty)kampania reklamowa mogła skończyć się w tylko jeden sposób - w weekend otwarcia na nowy film Smarzowskiego do kin poszło 935 tysięcy osób, bijąc absolutny polski rekord frekwencyjny. Wydaje się, że słusznie - jeszcze przed premierą "Kler" obrósł tyloma bezpardonowymi komentarzami, opiniami i ocenami płynącymi ze strony osób, którzy filmu nie widzieli, że jedynym sposobem na ich rzetelną weryfikację stało się pójście na seans osobiście. Ile zatem jest prawdy w tych wylewających się z mediów oraz każdego zakątka internetu kategorycznych osądach?

"Kościół jest święty, ale tworzą go ludzie grzeszni" - pada w pewnym momencie z ekranu. Zgodnie z tym stwierdzeniem sumienie każdego z bohaterów obciążają określone występki. Kierujący biedną wiejską parafią ksiądz Trybus nie ma w zwyczaju wylewać za kołnierz, a będąc pod wpływem alkoholu, sieje w swoim najbliższym otoczeniu coraz większą destrukcję i spustoszenie. Na dodatek jego słabością jest nie tylko wino mszalne, ale również gosposia Hanka. Ksiądz Lisowski z kolei to przedstawiciel zamożnej kurii, intrygant spragniony splendoru i władzy, walczący o przenosiny do instytucjonalnego raju - Watykanu. W najgorszej sytuacji jest ksiądz Kukuła. Kiedy wybucha skandal pedofilski z jego udziałem, parafianie dzielą się na dwa obozy - jedni chcą go zlinczować, inni szukają usprawiedliwienia.

Robert Więckiewicz z bladą, opuchniętą od alkoholu twarzą, Jacek Braciak ze swoim nienagannym uczesaniem i stalowo zimnym spojrzeniem czy - chyba najlepszy z nich - Arkadiusz Jakubik, w którego oczach odbija się dramat człowieka mierzącego się z własną tragiczną przeszłością, dają aktorski popis najwyższej klasy. W ich interpretacjach postacie są złożone i moralnie niejednoznaczne - to ludzie z krwi i kości. Wtóruje im równie wspaniały Janusz Gajos, ale jego arcybiskup Mordowicz to już osobnik z piekła rodem - kłamca i dewiant, Vito Corleone Kościoła katolickiego, mafioso utrzymujący swoje małe imperium z dużych przekrętów oraz gotówki rzucanej  przez wiernych na tace.

Społecznie zaangażowany twórca mierzący się z tak trudnym i drażliwym tematem łatwo może przeszarżować. Smarzowski - zarówno jako moralista, jak i filmowiec - doskonale jednak wie, w jaki punkt zamierza uderzyć. Kwestii wiary nawet nie tyka, o wspólnocie wspomina bodajże w jednym zdaniu, za to po instytucji hodującej za zamkniętymi drzwiami patologię przejeżdża się niczym walec. Przy czym nie interesuje go skala zjawiska. Jego orężem nie są statystyki, lecz materia filmowa, w której niczym w zwierciadle odbijają się wszystkie znane już z mediów i jednocześnie związane z Kościołem bolączki i afery - od łamania celibatu i pazerności, przez manipulowanie opinią publiczną i mieszanie się z pozycji ambony w politykę, aż po tuszowanie skandali obyczajowych, molestowanie i pedofilię. Z rozmieszczonych w filmie akcentów można wywnioskować, że ostatnia wymieniona kwestia uwiera reżysera najbardziej.

Smarzowski jawi się nie tylko jako twórca zaangażowany, ale też jako doskonały obserwator rzeczywistości. Świetnie pokazują to rzeczy dziejące się w tle - coraz częściej słyszalny na polskich ulicach język ukraiński czy też ubrania z wszytymi symbolami narodowymi, które kojarzą się dziś tyleż z manifestacją patriotyzmu, co  z przyzwoleniem na przemoc. I choć w tym ostatnim aspekcie zdarza mu się przegiąć - trudno zrozumieć, dlaczego obrywa się akurat konduktorowi czy też paradującemu po krakowskim rynku lajkonikowi, a nie "wrogom narodu" - to są to jednak mankamenty marginalne. Mierząc bowiem wartość filmu siłą emocjonalnego rażenia, "Kler" jest dziełem wybitnym. Reżyser zdaje się poprzez niego mówić, że czas na instytucjonalne samooczyszczenie minął - nadszedł moment, by wywlec całe głęboko skrywane bagno na światło dzienne, a o sprawach niewygodnych zacząć mówić głośno i wyraźnie.

Adam Horowski

  • "Kler"
  • reż. Wojciech Smarzowski

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018