Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Angielski humor dla wybranych

Poczucie humoru rzecz względna. W efekcie z komediami zwykle jest tak, że pewną część publiczności bawią do łez, inną zaś pozostawiają z kamienną twarzą. Z komediami romantycznymi rzecz przedstawia się jeszcze trudniej. Zwłaszcza, kiedy para ekranowych kochanków ma łącznie ponad 120 lat, jak w najnowszym filmie brytyjskiego reżysera Richarda Loncraine "Do zakochania jeden krok".

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Sandra jest prawdziwą angielską lady, z przestronną willą, w której wyprawia luksusowe przyjęcia, wianuszkiem eleganckich znajomych, które na nie zaprasza i poważanym mężem u boku. Jej świat wali się w gruzy, kiedy tego ostatniego przyłapuje na zdradzie ze swoją najlepszą przyjaciółką. Z dnia na dzień wyprowadza się do swojej szalonej i tak bardzo różnej (czyżby?) siostry - Bif, z którą nie widziała się dziesięć lat. Sprawy nabierają tempa, kiedy poznaje jej równie zdystansowanych, cieszących się życiem znajomych z zajęć tanecznych, w tym Charliego - ciepłego, skromnego faceta, który sprzedał dom i zamieszkał na barce, a jego największym marzeniem jest popłynąć kiedyś do Francji w ostatni rejs.

Zacznijmy od pozytywów... Dobrze, że wciąż powstają w kinie filmy mówiące o życiowych perypetiach pokolenia 60+ (i starszych), bo od jakiegoś czasu tendencja do poświęcania im należytej uwagi zauważalnie wygasa. To błąd. I to nie dlatego, że starzejemy się jako populacja, o czym informują nas na bieżąco bijący na alarm demografowie, ale dlatego, że od seniorów możemy się naprawdę wiele nauczyć. O ile oczywiście nauka ta nie polega na apodyktycznym udzielaniu "bezcennych złotych rad", a jest naturalną demonstracją tego, co naprawdę liczy się w życiu. W jednej ze scen Sandra przyznaje, że tak bardzo skupiała się na byciu ozdobą męża, że zapomniała co tak naprawdę lubi robić, w innej jej siostra jak gdyby od niechcenia wypowiada najważniejsze chyba zdanie tego filmu: "Bać się śmierci to jedno, ale bać się życia to już zupełnie coś innego".

To prawda, że brytyjskie poczucie humoru stanowi jakoby odrębny gatunek trudnej sztuki rozśmieszania ludzi, co poświadczyć mogą na przykład fani kultowego już Monty Pythona czy bardziej współczesnej Małej Brytanii. Jednym słowem - można je lubić albo go nienawidzić. W "Do zakochania jeden krok" (naiwne tłumaczenie oryginalnego tytułu "Finding Your Feet" łaskawie pozostawiam bez komentarza) sprawa jest o tyle trudniejsza, że to film nierówny. Spójrzmy prawdzie w oczy - nie jest to żaden komediowy majstersztyk, jednak o ile w warstwie dialogowej żart nie zawsze znajduje u mnie uznanie, o tyle kreacja Imeldy Staunton już owszem. Za tę rolę wprawdzie niekoniecznie otrzyma złotą statuetkę, ale w moich oczach zasługuje na specjalne wyróżnienie. Bez jej przekomicznej, a wciąż nieprzerysowanej gry aktorskiej, główna postać wtopiłaby się w tło i nie miała szans na pozostanie w pamięci widza. Staunton, znana głównie z ról dramatycznych (jak m.in. głośne wcielenie tytułowej Very Drake, za które w 2005 roku otrzymała nominację do Oscara), tym razem naprawdę zaskakuje lekkością i wyczuciem w kreowaniu postaci nieco sztywnej, ale wciąż uroczo prawdziwej. A już jej największym atutem pozostaje mimika, tak bardzo umiejętna i sugestywna, że choćby tylko dla niej warto wybrać się do kina. Najlepiej w międzypokoleniowym towarzystwie.

Anna Solak

  • "Do zakochania jeden krok"
  • reż. Richard Loncraine

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018