Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Od bajki do transcendencji

Zakończył się sezon artystyczny w Filharmonii Poznańskiej. Zabrzmiały znane i lubiane dzieła Moniuszki, Beethovena i Szymanowskiego z solistą Nikołajem Znaiderem. Ale dopiero zagrana na finał Beethovenowska V Symfonia, pulsująca emocjami i precyzyjna wykonawczo, potwierdziła wysoką klasę naszej orkiestry.

. - grafika artykułu
fot. A. Hoffmann

Bardzo obfity jest plon artystyczny mijającego sezonu w poznańskiej Filharmonii. To trzydzieści co piątkowych koncertów, osiem koncertów "Poznańskich" i szesnaście koncertów Pro Sinfoniki. Zaprezentowanych zostało ponad dwieście urozmaiconych gatunkowo dzieł pochodzących z różnych epok stylistycznych, a lista twórców muzyki obejmuje aż dziewięćdziesiąt nazwisk. Wśród artystów goszczących na estradzie Auli Uniwersyteckiej warto przypomnieć śpiewaczkę Pretty Yende, skrzypaczkę Clarę Yumi Kang, klarnecistkę Sharon Kam, pianistów - Mariam Batsashvili i Rafała Blechacza czy dyrygentów - Andrzeja Borejko, Richarda Egarra, Jacka Kaspszyka, Paula McCreesha i Antoniego Wita.

Moniuszkowska opowieść zimowa

Program koncertu, poprowadzonego przez Marka Pijarowskiego, ułożony został według tradycyjnego schematu: uwertura - koncert solowy - symfonia. Na początek wybrana została Uwertura fantastyczna "Bajka" Stanisława Moniuszki, która przez kompozytora opatrzona została podtytułem Conte d'hiver (Opowieść zimowa). Utwór nie ma z góry narzuconego programu czy fabuły. Słuchacz, podążając za rozwojem muzyki, słucha opowiadanej dźwiękami, pełnej wdzięku historii. Nuty epickie przeciwstawiają się liryzmowi i śpiewności melodii. Humor, zadziorność i werwa, przemieniają się w tony dramatyczne. Zmieniają się jak w kalejdoskopie przenikające się wątki motywiczne, nasycenia dynamiczne i plany agogiczne. Tej romantycznej muzyce, noszącej w sobie echa Chopinowskich ballad, nie do końca poddali się muzycy. Intensywne brzmienie, często ostre i zbyt wyraziste, nie oddawało subtelności kantyleny, tak charakterystycznej dla języka kompozytorskiego Moniuszki, nie pozwalało też poddać się narracyjnemu tokowi muzycznej bajki. 

Pejzaże Szymanowskiego

Jako solista wystąpił Nikołaj Znaider, doskonale znany poznańskiej publiczności skrzypek, który w poprzednim sezonie był artystą-rezydentem naszej Filharmonii, prezentując się nie tylko jako skrzypek, ale także jako dyrygent. Tym razem zagrał I Koncert skrzypcowy op. 35 Karola Szymanowskiego - jedno z najpiękniejszych dzieł polskiej literatury wiolinistycznej. Kompozytor napisał utwór w roku 1916, korzystając z odnoszących się do partii solowej uwag swojego przyjaciela, wybitnego skrzypka Pawła Kochańskiego. Warto podkreślić, że kadencja zadedykowanego Kochańskiemu Koncertu jest jego autorstwa. Forma kompozycji Szymanowskiego zrywa z konwencjonalną trzyczęściowością. Rozwijając się nieprzerwanie, frapuje skontrastowaniem partii solistycznej - uduchowionej, rozmarzonej, nasyconej jasnym, ciepłym kolorytem - z często wyrazistą dynamicznie, wielobarwną partią orkiestrową. Muzyka, jak impresjonistyczny pejzaż, sprawia wrażenie prześwietlonej zachodzącym słońcem, gasnącej, zamierającej. Wymaga, zwłaszcza od solisty, gry uduchowionej, przymglonej, "niekonkretnej". Taką poetycką interpretację pozostawiła w naszej pamięci nieodżałowana Wanda Wiłkomirska, której wykonanie I Koncertu  z Filharmonią Narodową pod dyrekcją Witolda Rowickiego jest jak wzorzec metra w Sèvres. Trudno z takim wzorcem się mierzyć. Nikołaj Znaider to oczywiście świetny skrzypek. Muzykę Szymanowskiego zagrał bez zarzutu, choć niestety z nut, co staje się ostatnio niedobrą regułą. Jednak nie odnalazłam w jego grze owego czaru, tajemnicy, zachwytu nad każdym dźwiękiem. Muzyka tak przecież poruszająca, w jego wykonaniu okazała się tylko poprawna.

Beethovena zmagania z losem

Koncert zakończyło jedno z najbardziej znanych i najczęściej grywanych dzieł, jakim jest V Symfonia c-moll op. 67 Ludwiga van Beethovena, skomponowana w latach 1807-1808. Przyjęło się nazywać ją "Symfonią Losu", uznając naczelny motyw rytmiczno-melodyczny za muzyczną ilustrację przeznaczenia pukającego do drzwi. Goethe po wysłuchaniu dzieła powiedział: "To jest wielkie, szalone, to tak jakby się człowiekowi walił dach na głowę". W istocie,  muzyka V Symfonii, choć wtłoczona w ramy klasycznej czteroczęściowej formy, z członami kontrastującymi tempem i charakterem, nacechowana jest romantycznym patosem i wielkim ładunkiem dramatyzmu. Warstwa brzmieniowa nie wyrażając niczego poza muzyką, sama staje się ideą piękna, bohaterstwa, uniesienia. Jednakże muzykolodzy nastroje, które w słuchaczach budzi ta zdominowana przez rytmy marszowe muzyka, określają jako bojowe, mobilizujące do walki z przeciwnościami losu. Odnajdują też odniesienia do rewolucyjnych nastrojów epoki napoleońskiej, do haseł wolności, równości i braterstwa. Marek Pijarowski znakomicie czuje się prowadząc muzykę bardzo intensywną dynamicznie i emocjonalnie, toteż jego odczytanie muzyki Beethovena było - w zgodzie z przesłaniem kompozytora - mocne, energiczne, wyzwalające w muzykach orkiestry żarliwość i radość wspólnego muzykowania. V Symfonia okazała się bardzo udanym artystycznie zwieńczeniem  kończącego się sezonu Filharmonii Poznańskiej. Potwierdziła utrzymujący się wysoki poziom wykonawstwa i dostarczyła satysfakcji słuchaczom.                                                                                                  

Zgodnie z tradycją naszej orkiestry, na zakończenie sezonu żegna się odchodzących na emeryturę kolegów. W tym roku uhonorowano skrzypaczkę Małgorzatę Schmidt. Dziękując artystce za czterdzieści lat nieprzerwanej pracy w tej instytucji, zarówno muzycy jak i melomani zgotowali artystce burzliwą, w pełni zasłużoną owację.

Teresa Dorożała-Brodniewicz

  • Koncert symfoniczny na zakończenie sezonu artystycznego 2017/2018 w Filharmonii Poznańskiej
  • Aula UAM
  • 15.06

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018