Pragnący zostać pisarzem młody Jongsu obiecał Haemi, że pod jej nieobecność będzie zajmował się jej kotem Czyrakiem. Problem polega na tym, że za każdym razem miskę zastaje pustą a kuwetę pełną, ale zwierzaka nie widać - jakby zapadł się pod ziemię. Chłopak musi też codziennie wracać do rodzinnej wsi, by zająć się gospodarstwem, ponieważ jego ojciec został postawiony przed sądem za napaść na urzędnika. Jakby mało mu było problemów, Haemi wraca z podróży z Benem - przystojnym, zamożnym, pewnym siebie światowcem. Kiedy pewnego dnia dziewczyna znika, Jongsu podejrzewa właśnie Bena. Postanawia przeprowadzić własne śledztwo.
Tytułowych płomieni tu niewiele - w zapalniczce, żarzących się papierosach i skrętach, palącym się samochodzie, wreszcie w rozmowach, w których pojawia się szereg płonących szklarni. Najbardziej niszczycielski ogień trawi jednak serce Jongsu, który na początku dość biernie reaguje na obecność rywala Bena, ale kiedy dziewczyna, w której się zakochał, znika, nie odpuszcza i jest gotów na wszystko. Podobnie jak narrację, napędza go to, co niejednoznaczne, schowane w gąszczu wskazówek i metafor. - Świat jest dla mnie tajemnicą - przyznaje w pewnej chwili chłopak, po czym za wszelką cenę, choć niezdarnie i daremnie, próbuje uczynić go zrozumiałym.
Scenariusz "Płomieni" powstał na podstawie powieści Harukiego Murakamiego, ale wykorzystanie pantomimy jako filmowej metafory pozytywnie kojarzy się również z "Powiększeniem" Antonioniego. Chang-dong Lee nie zatrzymuje się jednak na najbardziej oczywistych odniesieniach, myli tropy, garściami czerpiąc z gatunkowych schematów thrillera, by ostatecznie w tonacji i wymowie zbliżyć się do "Ukrytego" Michaela Haneke. Nie zapomina o formalnej stronie - bezbłędne, malownicze, długie ujęcia, świadczą o niezwykłej wrażliwości, a niektóre sceny, często niepozorne, jak ta, w której Haemi po spaleniu blanta, na tle pomarańczowego zachodzącego słońca beztrosko wykonuje hipnotyzujący taniec, to już kwintesencja magii ekranu.
W pewnym momencie Haemi opowiada zebranym o afrykańskim rytuale, w którym obrazowany jest mały i wielki głód. Mały głód związany jest z brakiem pożywienia, pragnieniem napełnienia żołądka, zaspokojenia najbardziej podstawowej potrzeby. Wielki głód z kolei, to pogoń za duchową strawą, wola poszukiwania sensu życia. Kino to bez wątpienia miejsce, w którym nieraz próbowano zaspokoić ten ostatni, ale najnowszy film Chang-donga Lee jest raczej niczym tlen dla płomieni - nieustannie go podsyca, wzmaga, nakręca. I jest to jego największa, niezaprzeczalna zaleta.
Adam Horowski
- Nic Się Tu Nie Dzieje: "Płomienie", reż.Chang-dong Lee
- kino Rialto
- 14.08
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018
Zobacz także
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Bliskie spotkania z nienazwanym
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Historie z zaplecza
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Podwodna pustka
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Estetyzacja grozy i ryzyko sensacji
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Arktyczny surwiwal
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Pieskie serce
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Długo wyczekiwane dojrzewanie
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Underground zza Buga
- NIC SIĘ TU NIE DZIEJE. Powroty do przeszłości
- A jednak się dzieje