Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Między filozoficznym duchem a teatralnym ciałem

Spektakl Teatru Automaton "Czerwona planeta: Tygrys, Asasyn i martwa Cesarzowa" recenzuje Daria Mielcarzewicz.

Teatr Automaton, "Czerwona planeta: Tygrys, Asasyn i martwa Cesarzowa" - grafika artykułu
Teatr Automaton, "Czerwona planeta: Tygrys, Asasyn i martwa Cesarzowa"

Krzysztof Cicheński zapewnia, że poznańska publiczność ma okazję przyglądać się procesowi budowania nowego teatru i nowej filozofii. Wielkie słowa.

Kiedy spektakl jest warty polecenia? Gdy nam się spodobał? Ale co to właściwie znaczy? Gdy było "przyjemnie"? Może wtedy, gdy ten spektakl spełnił nasze oczekiwania, spowodował, że śmialiśmy się, gdy chcieliśmy się śmiać, a wzruszaliśmy, gdy chcieliśmy wzruszać. Albo wręcz przeciwnie - gdy nas zaskoczył, gdy był oryginalny. Albo gdy pasował do wyobrażeń, jakie mieliśmy na temat teatru, gry aktorskiej, sposobu prowadzenia narracji, scenografii i w ogóle całej naszej wiedzy o przedstawieniu teatralnym. Albo może wspak - gdy zburzył nasze przekonania i pokazał nam inną perspektywę niż nasza. Albo gdy dowiedzieliśmy się zwyczajnie czegoś nowego. Albo gdy przypomniał nam o czymś zapomnianym. Albo gdy był piękny - wizualnie, muzycznie, ideowo. Albo mądry. Myślę, że spektakl może być też wart polecenia, gdy na jego treść składają się istotne przemyślenia twórców. Takich, których umysły zajmują najważniejsze tematy: kondycji myślącej, wrażliwej jednostki (zarówno z ekonomiczno-gospodarczego, jak i egzystencjalnego punktu widzenia). Przedstawienie Teatru Automaton jest tego przykładem.

"Różne formy egzystencjalnej ostateczności"

Jak przyznaje sam autor "Czerwona Planeta..." jest dla Teatru Automaton kontynuacją pewnego zaangażowania filozoficzno-egzystencjalnego w sprawy... ostateczne właśnie. Kontynuacją, bo przedstawienie należy do tryptyku (jest trzecią jego częścią). "Zaangażowanie, o którym mowa, wyraża się w nagromadzeniu cytatów, zapożyczeń, kontekstów w warstwie tekstowej przedstawienia i różnych form egzystencjalnej ostateczności", jak mówi, enigmatycznie i dość nieprecyzyjnie, autor. Ta intertekstualność dotyczy rozległych inspiracji: Lacanem, Ginsbergiem, Księgą Mądrości Starego Testamentu, Nietzschem, Weberem, feminizmem, postmodernizmem (w ujęciu krytycznym) etc. W warstwie fabularnej nie brakuje ontologicznych żartów, absurdu, cynizmu, politycznych i ekonomiczno-gospodarczych nawiązań, kontekstów kolonialnych. Wątek silnej obecności Chin w cywilizacji Zachodu twórcy rozwinęli (na swój sposób) i uczynili z niego oś narracyjną spektaklu: "Banki chińskie przejęły kapitał; »biali« już nie tylko nie produkują, ale także nie konsumują, bo są zadłużeni (chińskie kredyty ratujące Grecję - to początek...); Chińczycy, gromadząc kapitał, skolonizowali Marsa i, posługując się dawną polityką radzenia sobie z opozycją, wywalili tam »białych« tak jak Amerykanie Arabów do Guantanamo", opowiada reżyser. Co z tego wynika?

"Pozwolić sobie na życie w iluzji metadyskursu"

Przemyślenia Cicheńskiego są ciekawe (obawiam się jednak, że dowiedziałam się o nich nie ze spektaklu lecz raczej z rozmów z nim). Nazywa swój teatr neomodernistycznym. Definiuje to jako przekroczenie postmodernizmu i pozwolenie sobie na życie w iluzji metadyskursu. Mówi: "Jeśli postmodernizm sprzeciwił się wielkim narracjom, to neomodernizm pozwala brnąć w narrację ze świadomością, że jest ona iluzją. Liczy się postawa, nie efekt". Wyobraźnia zespołu, jak twierdzi Cicheński, jest "literacka". Słowo odgrywa w tym teatrze najważniejszą rolę (dowiedziałam się tego jednak dopiero po spektaklu). Nawet aktorzy nie mają być, wedle założenia, postaciami scenicznymi, a raczej figurami myśli, "automatami" (zapożyczenie od Lacana) wypowiadającymi słowa. Mają być uosobieniem idei. Mówione na scenie kwestie są więc, jak mówi autor, zanurzaniem się w pewnej symulacji rzeczywistości (gdyby chcieć to przyporządkować do gatunku literackiego, to byłoby to science-fiction). "Nasza świadomość może jest postmodernistyczna, ale nasze działania, nasz performans, jest już neomodernistyczny i sprzyja komunikacji emocjonalnej", mówi reżyser.

Bolesny proces ucieleśniania

Czy jednak Teatr Automaton nie próbuje tym przedstawieniem powiedzieć za dużo? Nawet jeśli założeniem formalnym jest informacyjny chaos, wielość danych, z których każdy widz "może wybrać coś dla siebie", to czy to się sprawdza na scenie? Krzysztof Cicheński zapewnia, że poznańska publiczność ma okazję przyglądać się procesowi budowania nowego teatru i nowej filozofii (myślę, że z naciskiem na: "filozofię"). Wielkie słowa. Chętnie jeszcze porozmawiam z reżyserem. Poczekam też na następne jego przedsięwzięcia. Teatr potrzebuje i ducha, i ciała. A duch Automatona jeszcze się nie ucieleśnił.

Daria Mielcarzewicz

Napisz do redakcji: kulturapoznan@wm.poznan.pl

  • Teatr Automaton "Czerwona planeta: Tygrys, Asasyn i martwa Cesarzowa"
  • scenariusz, inscenizacja Krzysztof Cicheński
  • muzyka Marta Knaflewska
  • video: Błażej Czwojdziński, Tomasz Grabowski
  • kostiumy Joanna Ziemowska
  • grafika Kasia Augustyniak
  • obsada: Jakub Szkoski, Maksymilian Piechanowski, Błażej Czwojdziński, Paulina Gaj, Anna Prętka, Grzegorz Krzyśko, Małgorzata Hajduk, Dominik Syska
  • tłumaczenia na język chiński: Julia Frąckowska
  • spektakl grany był 11-12.02. o g. 19 w O.T. Maski