Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

FRAZY. Z ciemności do gwiazd

Rozmawiam z poznaną godzinę przed koncertem Panią Swietłaną, która w Polsce mieszka "sto lat, a może tysiąc, nie pamiętam". Mówi, że jest fanką Cohena, ale transmitowany ostatnio z Australii koncert jego piosenek niestety był nudny. - Może ten będzie ciekawszy? - zastanawia się. Przyszła wprawdzie bez biletu (bo te wyprzedały się na długo przed datą koncertu), ale na szczęście znajduje się ktoś, kto oddaje jej nadprogramowy bilet. Wchodzimy.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Krzysztof Gajda, dyrektor Fraz i pomysłodawca finałowego koncertu, wspominał wielokrotnie, że myśl o zorganizowaniu podobnego wydarzenia przyszła do niego w tym samym dniu, w którym dowiedział się o śmierci Leonarda Cohena, czyli mniej więcej rok temu, zaraz po zakończeniu poprzedniej edycji festiwalu. Wiedział od razu, że do współpracy nad tym projektem zaprosi poznański Kwartet ProForma, ale nie wiedział jeszcze wtedy, kogo zaprosi sam kwartet. A ten postawił na niebanalnych gości - Kazika Staszewskiego, Titusa z Acid Drinkers i Romana Kostrzewskiego z zespołu KAT. Myliłby się ten, kto myśli, że Kazik prowokacyjnie śpiewający między innymi o wszystkich naszych podopiecznych, którzy wyjechali na wakacje czy Roman Kostrzewski ze swoimi Purpurowymi godami nie udźwigną poezji rozumianej dosłownie - jako wiersz. Podobnie jak ten, któremu nijak nie składają się w spójną całość dostojny Cohen palący fajkę w eleganckim kapeluszu i Titus w czarnych lateksowych spodniach kręcący młynki swoimi długimi włosami.

Daj najprostsze, najcichsze ze słów

Zanim jednak koncert rozpoczął się na dobre, w "cohenowskim" kapeluszu zasiadł na scenie Damian Aleksander, aktor znany widzom m.in. z warszawskiego Teatru Muzycznego Roma. Wystąpił jako swego rodzaju zastępstwo Daniela Wyszogrodzkiego, autora polskich przekładów liryki Cohena, który tego samego dnia, na zaproszenie syna artysty Adama Cohena, był na koncercie upamiętniającym jego twórczość w rodzinnym Montrealu. Aktor odczytał wybrane psalmy i wiersze z Księgi przebaczenia i Księgi miłosierdzia, wydanych nakładem wydawnictwa Rebis. Niestety, zabieg ten okazał się być dość karkołomny. Po pierwsze, czytanie ciągiem szeregu wierszy w ciągu blisko 40 minut nie służy wcale namysłowi i pochyleniu się nad nimi. Tym bardziej, jeśli jest to liryka tak gęsta i wieloznaczeniowa jak ta pisana ręką Mistrza. Jeśli dodatkowo przeszarżuje się z interpretacją, katastrofa gotowa. Aleksander jako lektor ma niestety tendencję do egzaltacji, która zdecydowanie bardziej irytuje niż intryguje, psując całe wrażenie. I - co gorsza - osłabiając siłę, jaką mieszczą w sobie poszczególne frazy. Te najlepsze wcale nie wymagają upiększeń, wręcz przeciwnie - potrzebują być tylko (i aż) wypowiedziane na głos. W końcu już nawet Władysław Broniewski w wierszu Poezja prosił: "Daj nam, poezjo, najprostsze ze słów prostych i z cichych - najcichsze".

Wiemy, kim jest

Na szczęście sam koncert znacznie trafniej obszedł się z tekstami genialnego Kanadyjczyka, zabierając publiczność "z ciemności do gwiazd", jak brzmiały słowa pierwszego z wykonanych utworów. Było jednocześnie żywiołowo i nostalgicznie. Część z dwunastu premierowo zaprezentowanych utworów niemalże wiernie oddawała charakter oryginałów - jak choćby gorąco oklaskiwany, sztandarowy przecież In My Secret Life (w tłumaczeniu Wyszogrodzkiego śpiewanego jako Mój tajemny świat) wykonane przez Romana Kostrzewskiego z uszanowaniem pierwowzoru - na poły śpiewem, na poły melorecytacją. Inne oddalały się od nich tworząc zupełnie nową jakość, jak bardzo rockowe Oto jest (oryg. Here It Is), Boogie street czy Uzdrawiaj (Come Healing), w oryginale śpiewane przez autora z dwiema czarnoskórymi wokalistkami, podczas koncertu - z dyskretnym wokalnym wsparciem gitarzysty Wojciecha Strzeleckiego i klawiszowca Marcina Żmudy. Na tle całości zdecydowanie wyróżniała się ujmująco skromna i melancholijna Odchodzi Aleksandra (oryg. Alexandra Leaving), zagrana w towarzystwie kobiecego wokalu Jagody Lembicz i skrzypiec Michaliny Strugały. Nic dziwnego, że musiała znaleźć się w repertuarze, w którym lwia część utworów opowiada o relacjach z kobietami i ich złożonej naturze.

Warto dodać, że lider ProFormy Przemysław Lembicz obdarzony silnym, przyjemnie chropawym głosem, idealnie wpisał się w klimat utworów Cohena. Większość piosenek usłyszeliśmy właśnie w jego wykonaniu, najlepszym w przypadku ballad (przepiękne Dość kochałeś już, oryg. You Have Loved Enough!), nieco słabszym w kilku mocniejszych aranżacjach (np. Na pocałunków dnie, oryg. A Thousand Kisses Deep). Pozostali goście, a więc Kazik i Titus, pojawili się na scenie tylko na pojedyncze wykonania. W przypadku Kazika - na zbliżone do estetyki Kultu Prawie tak jak blues (Almost like the blues), Titusa - Chcesz zrobić ciemniej, a więc tytułowego utworu ostatniego, wydanego tuż przed śmiercią Mistrza albumu You Want It Darker.

Cała trójka wyszła za to na bis, który okazał się kompletnym zaskoczeniem. Jako że cały program pod szyldem Leonard Cohen - wiemy kim jest zamyka się w dwunastu utworach, na koniec artyści zagrali porywająco energetyczne, trashmetalowe Ace of Spades z repertuaru brytyjskiej grupy Motörhead.

Ewentualne niedociągnięcia aranżacyjne w ogóle nie przeszkadzały w odbiorze, w końcu wiadomo, że zanim muzycy wejdą do studia, materiał zdąży okrzepnąć, a oni sami nabiorą więcej pewności siebie, wyśpiewując wersy, których wykonanie ostatecznie wymaga nie lada odwagi. W końcu zmierzenie się z dorobkiem życia jednego z najbardziej wielbionych bardów w historii muzyki XX wieku nie jest zadaniem dla tchórzy. Jedno jest pewne - Pani Swietłana może o tym koncercie powiedzieć wszystko, ale na pewno nie to, że był nudny.

Anna Solak

  • Festiwal słowa w piosence Frazy
  • Kwartet ProForma i goście: Kazik, Titus, Roman Kostrzewski - koncert Leonard Cohen - wiemy kim jest
  • Aula Artis
  • 7.11