Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

FESTIWAL Q'ARTO MONDI. Artemis Quartet - robili ze mną, co chcieli

Klaskałam z myślą, że to zbyt prymitywny gest na wyrażenie wdzięczności - tak, wdzięczności, bo samo uznanie to za mało. Że lepiej byłoby tylko wstać i żadnym dźwiękiem nie mącić tego, co się przed chwilą stało.

. - grafika artykułu
fot. materiały organizatorów

Choć jako pedagodzy uczą aktorstwa, przybliżania odbiorcy gestem, ciałem i mimiką tych emocji, które chcą przekazać w graniu, to sami ten etap mają już za sobą. W czwartkowy wieczór członkowie światowej sławy Artemis Quartet przekroczyli barierę między wykonawcą a publicznością, nie musieli wizualizować tego, o czym chcieli w muzyce opowiedzieć. 

Każde z nich jest niezliczoną ilością postaci równocześnie - słucha wszystkich innych instrumentów, wyłuskuje najdrobniejsze paralele i kontrasty, będąc w tym samym momencie solistą, wykonującym nieproste przecież partie, aktorem, na ruchach którego skupiają się dziesiątki par oczu, czyniącym ogromny wysiłek fizyczny, a przy tym wszystkim czerpiącym wyraźne spełnienie z każdej spędzanej w ten sposób sekundy. Mimo że w obecnym składzie występują od niespełna roku, reagowali na niezauważalne czasem okiem publiczności swoje wzajemne gesty. I choć jak frazes pewnie zabrzmi stwierdzenie, że grali jak jeden instrument, to nie znam chyba wyrażenia bliżej określającego tę stuprocentową realizację idei kwartetu smyczkowego, której byłam świadkiem.

Pierwsza część koncertu, w której zabrzmiał Kwartet smyczkowy e-moll op. 44 nr 2 Feliksa Mendelssohna oraz Kwartet smyczkowy nr 2 op. 26 Alberto Ginastery, wzbudziła we mnie podziw i zachwyt. W pełnym liryzmu i wirtuozerii Mendelssohnie artyści pokazali niesłychany kunszt i kulturę gry. Z początku odnosiłam wrażenie, że instrument pierwszej skrzypaczki brzmi czasem trochę za cicho, przy czym towarzyszący jej pozostali muzycy doskonale utrzymywali wszelkie proporcje. Wrażenie to rozwiało wykonanie naszpikowanego kontrastami dzieła Ginastery, w którym nie brakowało skrajności, zarówno barwowych, jak i emocjonalnych. Prowadząc publiczność przez meandry kolorów, od szmeru po agresję, muzycy pozostawili unoszące się w eterze niecierpliwe pytanie: co jeszcze wydarzy się po przerwie?

Kwartet smyczkowy a-moll op. 13 Mendelssohna, będący niejako hołdem złożonym Beethovenowi, bo wyraźnie nawiązującym do jego kameralnej spuścizny, przerósł moje oczekiwania. Już nie słuchałam koncertu; czułam się jak dziecko, któremu opowiada się niewesołą bajkę, cały czas jednak trzymając je za rękę. A oni robili ze mną co chcieli, i to z poczwórną intensywnością - prowadzili mnie za tę rękę przez labirynty charakterów i plejady emocji, a ja wierzyłam im w każdy dźwięk. Dzieło to rozpoczyna się i kończy przywodzącym na myśl wstęp do op. 132 Beethovena wolnym adagiem w A-dur. Po ostatnim akordzie tłukło mi się w głowie jedno tylko pytanie - jak oni mogli, jak oni śmieli po tym wszystkim zagrać znów ten wstęp w A-dur, jakby nigdy nic, jakby zupełnie nic się wewnątrz tej klamry nie wydarzyło...

Specyficzny kontakt wzrokowy, który sporadycznie jednak się zdarzał i to w raczej mało oczekiwanych momentach, świadczy - mam wrażenie - o czymś, co dzieje się w tym graniu między nimi, a do czego ja nie mam dostępu. Czy to jest wspomnienie żartu, który padł w tym miejscu podczas którejś z prób, czy może w tym właśnie takcie łączy ich wspólne skojarzenie - wzbudz to we mnie taką lekką zazdrość; uśmiecham się do ich uśmiechów, ale powód uśmiechu pozostaje dla mnie tajemnicą. Może więc nie o to jednak chodzi, żeby tę barierę między wykonawcą a słuchaczem do reszty zburzyć.

I ta trudna do zdefiniowania witalność, nazywana czasem świeżością w graniu, która sprawia, że im się właśnie wierzy; połączenie doskonałego warsztatu i doświadczenia z radością docierania do ludzi, budowaną z każdym występem od początku - to jest moje marzenie jako muzyka, a podejrzewam, że chyba każdy artysta do tego właśnie dąży: chciałabym tak jak oni umieć działać na słuchaczy, samą tylko muzyką prowadzić ich poprzez piękno, wzruszać i zmieniać. Bo ja po koncercie wyszłam z Zamku już jako inny człowiek. 

Magdalena Lubocka

  • Festiwal Muzyki Kameralnej "Q'arto Mondi"
  • Koncert Artemis Quartet
  • 25.04, g. 19
  • Hol Kolumnowy CK Zamek