Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

FESTIWAL GRANDA. Poszukiwania strachu w fikcji

- Nie chodzi o to, żeby oddać to, o czym piszą w gazetach. Wręcz przeciwnie - zapewniał na sobotnim spotkaniu  w ramach Grandy Stefan Ahnhem, autor scenariuszy do serialu o Kurcie Wallanderze oraz cyklu kryminałów, którego głównym bohaterem jest policyjny śledczy Fabian Risk.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Bohater jego ostatniej książki, Motyw X, zostaje znaleziony martwy w suszarce do prania. Na dodatek jest to dziecko. - Stefan, co jest z Tobą nie tak? - zapytał na początek prowadzący to spotkanie Wojciech Chmielarz. -  Może wszystko -  żartował autor. - Mój wydawca wie, że mam czworo dzieci, więc powiedział, że mnie rozumie - dodał. Tak na serio jednak wyjaśnił, że sam, podobnie jak morderca z jego książki, pisząc ją posłużył się kośćmi. I wylosował sposób w jaki miał zginąć bohater. - Miała to być maszyna, która z założenia nie zabija - mówił. - Pisząc serię o Risku postanowiłem, że nie będę przestrzegał tych wszystkich zakazów, które mówią, jakich tematów można dotknąć, a jakich nie. Nie chciałem się cenzurować - wyjaśniał.

Jak bardzo brutalność w powieściach Ahnhema bywa usprawiedliwiona historią? A kiedy z kolei jest wyłącznie przemocową pornografią? - To zależy od tego, jakimi motywami kieruje się sprawca, które z nich towarzyszą zbrodni. Antagoniści w moich powieściach są bardzo różni. W mojej pierwszej książce morderca poszukiwał sławy. Traktował zbrodnię jako dzieło sztuki. W Osiemnaście stopni poniżej zera z kolei sprawcy chcieli być niewidoczni dla całego świata - wyliczał autor.

Kryminał dziennie

Na kolejną "zaczepkę" Chmielarza,  który stwierdził, że Ahnhem nie jest zbyt oryginalny, bo przecież wszyscy Szwedzi piszą kryminały, sam zainteresowany odpowiedział tak: - Coś w tym jest. Słyszałem, że w zeszłym roku w Szwecji publikowano jedną powieść kryminalną dziennie. Zważywszy na to, że Szwecja ma około 10 milionów mieszkańców, to jest tego dużo...

Skąd w takim razie popularność kryminałów w Skandynawii? Bo tam nie tylko je piszą, ale także czytają. - To chęć pójścia w ślady tych, którym się powiodło - wyjaśnił krótko Ahnhem. - Czytanie, słuchanie, oglądanie, wiąże się z generowaniem emocji. Ludzie chcą być straszeni, zaskakiwani - mówił. Zdaniem autora, jeśli człowiek nie boi się w prawdziwym życiu, szuka strachu w fikcji. - Jestem przekonany, że w krajach, gdzie człowiekowi coś realnie zagraża, kryminały nie cieszą się tak dużym powodzeniem - tłumaczył.  

W Polsce ukazały się cztery książki Ahnhema. Zanim ten jednak zacząć pisać powieści, był autorem scenariuszy. Jak zaczęła się jego przygoda z filmem? Podobno dość zwyczajnie. - Przy pierwszej odmowie ludzie rezygnują z dalszych prób. Producenci jednak, kiedy widzą, że komuś zależy, dają mu w końcu szansę - opowiadał. Ahnhem na początku, choć był na etacie, marnie zarabiał. W pewnym momencie musiał nawet wystawić na aukcje meble, które odziedziczył po dziadku. - Moja żona zapytała mnie wtedy, kiedy znajdę sobie normalną i porządną pracę - wspominał. - Dziś jest to już moja była żona - zaznaczył.

Dlaczego w związku z tym dalej w tym tkwił, nie poszukał innego zajęcia? - Jestem uparty. Tego właśnie chciałem. I się nie poddałem. To też naiwność... - wyjaśniał autor. - To było szczególnie frustrujące w momentach, kiedy widziałem jak moi znajomi kupowali nowe samochody czy większe mieszkania. Ale co ja miałem począć? Zostać księgowym? Nie miałem planu B - kontynuował.

Książka lepsza niż film

Ostatecznie Ahnhem i tak rzucił pracę nad cieszącym się wielką popularnością nie tylko w Szwecji serialem Wallander.  - To była głupia decyzja. Wracam do pisania scenariuszy - zażartował na spotkaniu. - Pieniądze były dobre, mogłem opłacić czynsz. Pod tym względem nie mogłem na nic narzekać... Ale praca nad serialem była coraz bardziej stresująca, powodowała frustracje  - tłumaczył dalej. Przy okazji opowiedział też o sytuacji jaka spotkała go w Ystad, gdzie kręcono film. -  Znajduje się tam korytarz, z jednej strony wiszą fotografie wszystkich reżyserów serialu, po drugiej mogłyby scenarzystów... Ale kiedy o to zapytałem, spojrzano na mnie jak na wariata - wyznał.

Ahnhem swoją pierwszą powieść pisał przez cztery lata, będąc na etacie. Oszczędności nie starczyły mu na długo, ale mimo to zatrudnił agenta. Ten sprzedał książkę za granicą, zanim tytuł pojawił się w szwedzkich księgarniach. A co ciekawsze, wraz z nią również trzy kolejne książki, które jeszcze nie powstały. - Odebrałem telefon w czasie zajęć jogi, byłem cały spocony. Nie mogłem w to uwierzyć. Moje marzenie się spełniło...

Gdzie Szwed natknął się na Fabiana Riska, który w przeciwieństwie do większości bohaterów kryminałów - również wspomnianego Kurta Wallandera, ma żonę i dzieci, jest szczęśliwy? - W tamtym czasie w powieściach kryminalnych w Szwecji postaci śledczych, detektywów to byli starsi, otyli mężczyźni, którzy pozbawieni byli nie tylko włosów, ale też wiary w to, co robią. No i postanowiłem w związku z tym, że mój bohater będzie młodszy - wyjaśniał Ahnhem.  - Problemy rodzinne to rzecz, do jakiej może odwołać się każdy czytelnik - kontynuował. Autor tworząc postać i historię musi ponosić konsekwencje swoich decyzji. - To jak pukanie w szkło - mówił. - Dla mnie pisanie jest odkrywaniem. Nie wszystko można zaplanować, nie nad wszystkim człowiek od początku panuje.

Relacja Monika Nawrocka-Leśnik

  • 5. Poznański Festiwal Kryminału Granda: Kryminalna Szwecja - spotkanie ze Stefanem Ahnhemem
  • DS Hanka
  • 21.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019