Anna Misztak: Jak mam zdefiniować komedię kryminalną?
Alek Rogoziński: Nie da się, to jest absurd.
Olga Rudnicka: Potwierdzam.
A.R.: Kiedy zaczynałem pisać, jeden z wydawców powiedział mi: "W Pana mailu jest coś, czego nie ma w słowniku: komedia kryminalna. Jak ja mam to wydać? Jako kryminał czy jako książkę humorystyczną? Bo komedia kryminalna to może być film". Na co ja odpowiedziałem: - Nie ma sprawy, możemy od razu nakręcić film.
Marta Obuch: Ktoś tam chyba nie doczytał czegoś dokładnie. Przecież komedia kryminalna już była, choćby Joanna Chmielewska...
O.R.: A ja to w ogóle nie wiem co tu robię. Chciałabym, żeby na moich książkach ludzie się bali, a nie śmiali.
A.R.: Może to wynika z tego, jaka jesteś na co dzień?
O.R.: Ale kiedy piszę, jestem śmiertelnie poważna. Jestem jak zombie - kamienna twarz, zero mimiki. A potem ludzie to czytają i się śmieją. Tylko moja teściowa nie, bo najczęściej zabijam mężczyzn.
A.R.: Ja też, jakoś mężczyzn morduje się łatwiej. Może to dlatego, że my z natury jesteśmy ofiarami. (śmiech)
A.M.: Dobrze, że chociaż teściowe przeżywają.
M.O: Moja już nie żyje.
A.M.: I zawsze tak mordujecie?
A.R.: Zdarzyło mi się kiedyś, że dostałem zlecenie na opowiadanie świąteczne. Był październik, więc kazałem rodzinie wyjąć ozdoby świąteczne i lampki, żeby zrobić klimat. Rodzina zaskoczona, myśleli że mam już galopującego Alzheimera. Napisałem, wysłałem. Następnego dnia dostałem maila z czerwonym wykrzyknikiem - czyli, że przeczytaj natychmiast - o treści: To miało być opowiadanie ŚWIĄ-TE-CZNE".
O.R.: Ja z kolei kiedyś napisałam bajkę. O jednorożcu. Też mi ją odrzucili, że niby klimat za mroczny.
M.O.: A ja się zastanawiam, dlaczego za komedie kryminalne nie przyznaje się poważnych nagród, na przykład Nike.
A.R.: Przynajmniej czytają je blogerzy i recenzenci. Tych ostatnich dzielę na różne kategorie, w tym kategorię męczenników. Chodzi o to, że czytają moje wszystkie kolejne książki, mimo że im się nie podobają, a potem całą tę mękę wylewają w recenzjach. Mam taką blogerkę, która recenzuje już piątą moją książkę, mimo że od pierwszej z nich nie ma między nami chemii. Czytam potem jej opinię i myślę sobie: "Dziewczyno, po co się tak męczyć?". Zawsze wtedy mam ochotę wysłać jej kwiaty, czekoladki albo pogotowie.
M.O.: Nie można przecież podobać się wszystkim. Platon powiedział coś, co jest moim życiowym mottem: "Nie znam nikogo, kto odniósłby sukces nie podobając się nikomu, ale też nikogo, kto nie poniósłby porażki próbując przypodobać się wszystkim".
A.M.: A czy można pisać komedie kryminalne nie mając poczucia humoru?
A.R.: Moim zdaniem można mieć poczucie humoru bez inteligencji, ale odwrotnie to już nie działa.
O.R.: Dla mnie to proste - albo ktoś jest wesoły całe życie, albo nie.
M.O.: A mnie się wydaje, że niekoniecznie. Poczucie humoru i dystans to jedno, a temperament to zupełnie co innego. Mam wrażenie, że ludzie kiedyś z większym poczuciem humoru patrzyli na świat. Nie chcę tutaj zabrzmieć jak stare, zlasowane wapno, ale obserwuję, że dzisiejsze myślenie jest bardziej zero-jedynkowe.
A.R.: Najgorzej, jeśli zero-jedynkowo myślą ludzie tam na górze. Wtedy my tu na dole mamy przechlapane. Ale miało nie być o polityce...
M.O.: A mnie się właśnie wydaje, że to dotyczy bardziej młodych ludzi. Sama mam dwóch synów w wieku studenckim i uczę studentów. Miziają ciągle te swoje i-urządzenia przez które się komunikują, a w normalnych relacjach mają problem z wyrażaniem emocji.
A.M.: Skąd brać pomysły na historie?
O.R.: Z pociągu! Wystarczy podsłuchiwać ludzi dookoła i spisywać, co mają do powiedzenia.
A.R.: Albo z sanatorium. Mam pewną zaprzyjaźnioną straszą panią, której chyba zadedykuję swoją najnowszą książkę. Zaczyna się od historii o jej kocie, którą mi opowiedziała. Mianowicie, wyjechała kiedyś na wakacje, zwierzę zostawiając u swojej koleżanki. Kot był jednak tak kapryśny, że po dwóch dniach zdechł. Zszedł po prostu. Więc koleżanka dzwoni do tej pani z wiadomością, na co ta mówi: "To słuchaj, tu gdzie jestem jest tak ładnie, przyślij mi go, tu go pochowam". No i ta zapakowała i wysłała. Pech chciał, że kurier, który przewoził tę paczkę miał po drodze wypadek. Paczka wypadła, uderzyła o ziemię i wypadł z niej kot. Martwy. Kurier przerażony, że go zabił poszedł na pobliską budowę, złapał podobnego kota, uśpił, zapakował i wysłał. Paczka dotarła, nazajutrz dzwoni telefon i odbywa się taki oto dialog:
- I co, pochowałaś?
- Nie, no co Ty, przecież biega po ogrodzie!
No sam bym tego nie wymyślił...
wysłuchała: Anna Solak
- Poznański Festiwal Kryminału Granda: "Jak zabić śmiechem i nie dać się złapać?"
- Pawilon Nowa Gazownia
- 24.09