Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Dialog muzycznych improwizacji

Po raz pierwszy usłyszałam Kroke na płycie winylowej. Nie była to typowa muzyka etniczna, do której byłam przyzwyczajona, ale było w niej coś na tyle intrygującego, iż trudno było o niej tak po prostu zapomnieć. Tak samo jak o hipnotyzującym koncercie w poznańskim klubie Blue Note, na którego scenie obok Kroke wystąpiła pochodząca z Mongolii wokalistka - Urna.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

To, co z pewnością połączyło zarówno instrumentalistów, jak i wokalistkę, to nie tylko zainteresowanie muzyką korzeni, lecz wspólny sceniczny cel. Obie formacje wiedzą po co wychodzą na scenę, rozumieją, co chcą wspólnie przekazać i w jaki sposób chcą to uczynić. Nie szukają już wspólnego języka dźwiękowego, tylko po prostu razem improwizują, grają i dialogują pomiędzy muzycznym wschodem i zachodem. Ta bezpośredniość i naturalność zaprasza publiczność do wspólnego, żywego uczestnictwa w przeżywaniu tej muzyki.

Muzyczną i nostalgiczną podróż muzycy Krokerozpoczynają sami. Tercet doskonale zna swoje możliwości. Ich improwizacja nie jest błędnym kołem, lecz przemyślaną dźwiękową strukturą, otwierającą wyobraźnię na muzyczny świat, który zawiesza dźwięki w płaszczyźnie pomiędzy tym co najbardziej pierwotne a tym, co tu i teraz. I choć prym wydaje się wieść altowiolista (Tomasz Kukurba), kolebiący się z nonszalancją wiejskiego muzykanta - to każdy z instrumentalistów ma swój czas, aby zabłysnąć. Mimo bardzo europejskiego składu zespołu (Jerzy Bawoł - akordeon, Tomasz Kukurba - altówka, perkusjonalia, wokal, flet, Tomasz Lato - kontrabas) w kapeli można usłyszeć dźwięki orientu. Każdy z muzyków prezentuje różne oblicza world music, ale żaden z nich nie nakłada maski. W swojej muzycznej improwizacji są na tyle prawdziwi i naturalni, jak gdyby ich gra nie stanowiła jedynie koncertu, lecz stała się muzykowaniem dla własnej przyjemności. Wykorzystują swoje instrumenty nie tylko jako pośrednika tego, co chcą przekazać, ale na scenie współistnieją wraz z nimi: akordeon staje się jednocześnie bębnem, a bardzo jazzujący kontrabas nie pozostaje skromnym tłem, lecz dopełnia całą harmonię.

Tercet wielokrotnie udowodnił, że nie boi się współpracować z hipnotyzującymi wokalami (album Ten z Anną Marią Jopek czy Śpiewam Życie z Edytą Geppert). Występująca tego wieczoru wraz z nimi Urna to wokalistka obdarzona eterycznym głosem o niezwykle szerokiej skali. Ogromne możliwości techniczne, a także wykorzystanie technik śpiewu gardłowego właściwego dla muzyki ludowej Mongolii, sprawia iż nie trudno jest poczuć ducha tamtego regionu. Jej swoboda operowania głosem, przypomina bowiem muzyczną impresję pociągnięcia pędzla i kreowania świata przywołującego wizję nomadycznego krajobrazu mongolskich stepów. I choć przekazywanie swojego muzycznego dziedzictwa w oderwaniu od jego naturalnego środowiska z pewnością nie należy do zadań najłatwiejszych, to niewymuszona niczym wrażliwość i osobowość sceniczna Urny, pozwala przekazać jej "swoją" muzykę poza jakimikolwiek konwencjami. Różne oblicza folkloru, które prezentuje Urna, przypominają zgoła polskie podwórko muzyki tradycyjnej: od nostalgicznych pieśni obrzędowych po wesołe zaśpiewy.

Co połączyło na scenie te dwa, wydawać by się mogło odmienne, światy - wschodniego mistycyzmu i klezmerskiej zadziorności Zachodu? Swoboda muzycznego dialogu i improwizacji. Umiejętność przenoszenia muzyki pierwotnej i rytualnej - odpowiadającej na potrzeby dnia codziennego - do świata koncertującego, zachwycającego muzyczne podniebienia słuchaczy. Ten gatunkowy eklektyzm muzyczny przywołał bowiem wspomnienie tego, co najbardziej pierwotne. Współistnienie na jednej scenie Urny i Kroke zaowocowało bliską i rodzinną atmosferą, którą muzycy stworzyli wraz ze słuchaczami. Animująca publiczność Urna, rozbawiająca ich swoimi wtrąceniami, a także chcąca nauczyć ich swoich pieśni, stanowiła niezwykle piękne dopełnienie tercetu znanego tak szerokiej publiczności, a jednocześnie wciąż potrafiącego zaskoczyć. I choć tego wieczoru z pewnością błyszczała wokalistka, to mnie najbardziej zachwycił altowiolista, a w zasadzie multiinstrumentalista i wokalista, świetnie odnajdujący się w technikach właściwych dla śpiewu Dalekiego Wschodu i żyjący muzyką świata tak głęboko, iż trudno było oderwać się od jego gry i głosu.

Tego wieczoru muzyka przemawiała bowiem magicznym tchnieniem. Obraz rzucania czarów i głębokiego mistycyzmu rozbrzmiewał nie tylko za sprawą głosu Urny, lecz również wśród muzyków Kroke. Ta rytualna, wręcz szamańska muzyka, musiała odnaleźć się w europejskim świecie, który wydawać by się mogło, słyszał już wszystko. A jednak udało się go zachwycić...

Katarzyna Nowicka

  • Kroke i Urna: Ser
  • Blue Note
  • 23.09

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019