Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Białe noce, czarne dni

- Dużo piękna - tak w dwóch słowach opisałaby Petersburg, bohatera swojej najnowszej książki, Joanna Czeczott. Na szczęście na dużo więcej pozwoliła sobie na piątkowym spotkaniu w Zamku.

. - grafika artykułu
fot. M. Kaczyński/CK Zamek

Na okładce książki "Petersburg. Miasto snu" widzimy jak petersburżanie kruszą lód na Newie. W ostatnich latach w grudniu śnieg padał tam przez około 22 dni. A średnia temperatura w dzień wynosiła minus 3 stopnie. Zimą jest ciemno, wietrznie, bywa też mgliście. - Mówi się o białych nocach, a powinno o czarnych dniach - przekonywała na spotkaniu Joanna Czeczott. - Ludzie radzą sobie z tym, będąc w strefie własnej wolności, co stanowi dla mnie klucz do ich zrozumienia.

Poza życiem "obok systemu", ujmująca zdaniem autorki jest także łatwość przeniesienia rozmowy z mieszkańcem Petersburga na poziom osobisty. - To są prawdziwe spotkania człowieka z człowiekiem - mówiła. Te jak twierdzi to również efekt klimatu. - Będąc tam często słyszałam, że w Petersburgu nie można żyć. Ale nie dałoby się też nigdzie indziej - dodała. O żywotności miasta świadczy też jego historia. Przez 303 lata były tam dokładnie 303 powodzie, a fala osiągała nawet 4 metry wysokości. - Mówi się, że to nie jest miasto, gdzie obserwujemy starcie natury i kultury. Ale miasto swoistej dwuwładzy.

Sama Czeczott do byłego Piotrogrodu pojechała po raz pierwszy w liceum. Były to lata 90. - Zobaczyliśmy cały Newski Prospekt wypełniony szczelnie pochodem pierwszomajowym. Ludźmi, którzy niosą flagi z młotem i sierpem, z czerwonymi gwiazdami. Robiło to wrażenie potęgi, która idzie pod sztandarami - wspominała. Dopiero wtedy, do czego przyznała się też na spotkaniu, zrozumiała, że Petersburg jest "nieoczywistym żywiołem". Bo wcześniej żyła w przekonaniu, że jedyną słuszną drogą, w którą ludzie wierzą, jest ta wiodąca ku demokracji.

Petersburg zdaniem reportażystki wyglądał wtedy inaczej niż dziś. Choć wciąż żywy jest tam mit miasta zbudowanego na kościach. Choć dalej w samym centrum miasta obok pałaców stoją rozpadające się kamienice. Autorka opowiadała, jak dawniej "skrajne biedactwo ocierało się na klatkach schodowych z bogactwem", co jej zdaniem doprowadziło do rewolucji. - To miasto próbuje być zaprzeczeniem Rosji. A przez to jest powiększeniem niektórych cech jej mieszkańców. Petersburg nie jest zachodnią metropolią. Nie chodzi o wygląd, tylko to, co się tam dzieje z jednostką - mówiła.  

W związku z tym też jej "Petersburg. Miasto snu" to propozycja polifoniczna. Autorka pozwala się w niej wypowiedzieć m.in. wychowanej we Francji petersburskiej księżnej, ale też handlarzom z metra i lesbijkom, które poznała w teatrze. - W Rosji mówi się, że więzienie i torba żebracza może przypaść każdemu - tłumaczyła. Na zarzuty wobec tego, że podobnie jak inni opisała Rosję cierpiącą odpowiedziała: - Według mnie nie są to ponure historie. Opisuję wiarę w człowieka.

Monika Nawrocka-Leśnik

  • Spotkanie z Joanną Czeczott wokół książki "Petersburg. Miasto snu"
  • CK Zamek, Scena Nowa
  • 8.12