Kultura w Poznaniu

Opinie

opublikowano:

Akademia Gitary. Porządek chaosu

Pierwszy tydzień festiwalu Akademia Gitary zakończył się koncertem solowego projektu Piotra Żaczka, który udowodnił, że sprawdza się nie tylko w roli sidemana, ale w pełni niezależnego artysty.

. - grafika artykułu
fot. Bartosz Paczkowski

Od wielu lat o Żaczku słyszy się wyłącznie dobre rzeczy. Jeśli chodzi o grę na basie, to trudno wskazać choć dziesięciu basistów, którzy mogliby stanąć z nim w szranki. Jako muzyk sesyjny nie ma sobie równych, ciesząc się nie tylko poważaniem w artystycznym środowisku, ale wielkim uznaniem wśród zwykłych zjadaczy jazzowego chleba. Trudno się temu dziwić, w końcu jego umiejętności niczym nie różnią od zdolności czarodziejów pokroju Wojciecha Pilichowskiego, Roberta Kubiszyna czy Krzysztofa Ścierańskiego.

Nie będzie więc nadużyciem napisać, że Piotr Żaczek jest wirtuozem, innowatorem i improwizatorem o bardzo otwartej głowie. Zna się na swoim "fachu" jak mało kto. A gdyby ktoś miał co do tego wątpliwości, to najlepiej byłoby go odesłać do Didiera Lockwooda, Erniego Adamsa, Carlosa Johnsona, Gordona Haskella... To właśnie charakterystyczne brzmienie Żaczka mogliśmy usłyszeć na wielu ich koncertach i albumach.

Już w połowie lat dziewięćdziesiątych pisał własne funk, jazz i pop rockowe utwory, które wspólnie z tak popularnym dziś Kubą Badachem wydawał pod pamiętnym szyldem Poluzjanci. W międzyczasie rozpoczął działalność solową, czego efektem był najpierw debiutancki "Mutru" z 2006 roku oraz wydany trzy lata później album "Balboo". To właśnie pierwszy z nich był przewodnim tematem jego czwartkowego koncertu w Blue Note w ramach Akademii Gitary. Bardzo dobrze się stało, po pierwsze dlatego, że to wciąż dość niedoceniona płyta. Po drugie, tego wieczoru okazało się, że najlepiej poznaje się ją właśnie w wykonaniu na żywo.

Swoją nieszablonową twórczość zaprezentował z niezłym dream teamem. Bałdych, Kociński, Jabłoński, Górny i Luty to nazwiska, które wiele powiedzą każdemu miłośnikowi już nawet nie tyle muzyki jazzowej, ale po prostu "poszukującej". Trudno inaczej nazwać koncertową wersję "Mutru". O wiele łatwiej można rozpoznać ten charakterystyczny styl inspirowany koncepcją ruchu M-Base, która jeszcze w latach osiemdziesiątych zakładała tworzenie muzyki nowoczesnej, czyli inaczej mówiąc nielękliwej i niestandardowej. W przypadku Żaczka, nowatorskie pomysły Charliego Parkera i Johna Coltrane'a zostały przekute w brzmienia dziwne, nietrzymające się kurczowo ziemi, a już na pewno nie pionu.

Bo Żaczek "w pojedynkę", choć w towarzystwie muzyków, lubi się kołysać. Zwłaszcza pomiędzy gatunkami - ze sceny rozlegały się więc melodie właściwe dla muzyki soul, raz na jakiś czas unosił się zapach fusion, a pieczę nad niemal awangardowymi dźwiękami sprawowała funkowa rytmika. Było zupełnie tak, jak na płycie. Pomiędzy otwierającym ją "Bazylem", a zamykającym, ponadpiętnastominutowym "Basen Tribal" dzieje się na tyle ciekawie, by mocno angażujący ucho koncert w oparciu o te utwory był dla zespołu niemal formalnością. Trudno było doszukać się błędu, jakiegoś potknięcia, momentu niezrozumienia pomiędzy tą szóstką. Jazz zagrał jak w zegarku, choć w przypadku tak eklektycznego, a wręcz chaotycznego projektu, brzmi to jak wielki paradoks. Umiejętność panowania nad chaosem to domena największych.

Sebastian Gabryel

  • Akademia Gitary - Mutru: Piotr Żaczek, Adam Bałdych, Maciej Kociński, Grzegorz Jabłoński, Marcin Górny, Robert Luty
  • Blue Note (ul. Kościuszki 79)
  • 25.08