Od czasu seansu "Kac Vegas", który okupiłem niemałym bólem głowy, ostrożnie podchodzę do amerykańskich filmów traktujących o z pozoru przewidywalnych imprezach, zmieniających się w szaleńczą jazdę rollercoasterem. Po "Wieczorze gier" zapewne znów dam tego rodzaju produkcjom kredyt zaufania, bo choć najnowszą komedię Johna Francisa Daley'go i Jonathana Goldsteina od logiki dzielą lata świetlne, to stanowi ona rozrywkę całkiem przyzwoitej klasy.