- Wywaliłem maślankę, te ajrany i jogurty - mówi moje drugie pół, gdy wchodzę do domu. A gdy wzdycham, dorzuca: - Kochanie, jest połowa października, a im data przydatności do spożycia upłynęła w lipcu... I ja to niby wiem. I wiem, że były w lodówce. Ale kiedy czyta się Na marne, to cholernie trudno wyrzucić cokolwiek do jedzenia.