Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Przyszłość się sama o siebie zatroszczy

O powrocie na scenę, sentymencie do Poznania i najnowszym muzycznym projekcie "Oswojony" opowiada Krzysztof Myszkowski - wieloletni lider Starego Dobrego Małżeństwa. Zespół w nowym składzie wystąpił niedawno w Poznaniu.

SDM w nowym składzie: Bolo Pietraszkiewicz, Krzysztof Myszkowski i Roman Ziobro, fot. mat. prasowe - grafika artykułu
SDM w nowym składzie: Bolo Pietraszkiewicz, Krzysztof Myszkowski i Roman Ziobro, fot. mat. prasowe

Anna Solak: Jak wygląda Pana metafizyczna współpraca z poetą Janem Rybowiczem, o którym mówi Pan, że nawet po śmierci jest pana "bratem bliźniakiem w sztuce"? Dotąd śpiewał pan Stachurę, Leśmiana, Ziemianina. Teraz głównie Rybowicza. Dlaczego?

Krzysztof Myszkowski: Długo dojrzewałem do jego poezji. Musiałem znaleźć język muzyki do tych słów. Musiałem po prostu wydorośleć. Jeszcze w czasach studenckich czytałem Rybowicza. Za "Zgodliwość" usiłowałem się nawet wtedy brać, ale to była inna mentalność. Teraz mam prawie 50 lat i jego uczciwość w opisywaniu wartości jest mi niezbędna do życia. Jego bezkompromisowość w nazywaniu spraw po imieniu powoduje, że to jest mój język.

Podczas poznańskiego koncertu powiedział Pan, że są to najważniejsze piosenki Pana życia. Która jest tą najważniejszą?

Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Można powiedzieć, że wszystkie.

Początkowo trasę koncertową albumu "Oswojony" miał promować kwartet, ostatecznie na scenie występuje trio. Skąd ta zmiana?

Rzeczywiście zrezygnowaliśmy z instrumentów etnicznych (cajon czy dar buka - przyp.red.), które się nie zgrywały, nie pasowały. Myślałem, że się uda, ale się nie udało. To dość kapryśne instrumenty po prostu.

Na płycie słyszymy różnorakie klimaty. Od lekko bluesowych po liryczne, wręcz senne dźwięki. Co Wam tak naprawdę w duszy gra?

To zależy, o czym jest piosenka. Jak jest ostro, to się drę, jak spokojnie - nie drę się (śmiech).

Wobec tego jak wygląda proces twórczy Krzysztofa Myszkowskiego? To rzemiosło, długo "heblowane" dźwięki, czy może przeciwnie - nagłe olśnienie, tak zwana wena twórcza?

Nie odpowiem na to pytanie, bo sam nie znam odpowiedzi. To się po prostu dzieje. Jest bardzo różnie i co bym nie powiedział, będzie banalne.

Na swojej stronie internetowej napisał Pan, że album "Oswojony" jest " (...) owocem głębokich przemyśleń płynących z bezruchu i ciszy. Z alienacji nieskażonej przymusem kompromisu, czyli coraz bardziej wątpliwym świętem Obecności Drugiego Człowieka". Czy to oznacza, że już nie lubi Pan ludzi?

Nie, absolutnie nie.

Co w takim razie sprawia, że twórczość Starego Dobrego Małżeństwa jest na tyle wiarygodna i urzekająca, że od blisko 30 lat przyciąga publiczność - tak liczną i w tak różnym wieku?

Wierzę, że piosenki. Mam nadzieję, że wykonanie, że po prostu muzyka.

Dlaczego więc SDM nie koncertuje już w swoim tradycyjnym składzie?

O to trzeba zapytać moich kolegów. To oni opuścili zespół. Ale musimy pamiętać, że to, iż grupa ludzi się rozpada, nie znaczy wcale, że rozpada się zespół.

Gdyby nie był Pan autorem i wykonawcą poezji śpiewanej, kim byłby Pan dzisiaj?

Pewnie pedagogiem. Studiowałem pedagogikę na UAM w Poznaniu.

Lubi Pan tu wracać? Czuje Pan sentyment do tego miasta?

Pewnie, że tak. Tak zwana zawodna pamięć idealizuje wszystko. Wygładza ostre kanty. Lubię tu wracać.

W które miejsca najbardziej?

Lubię Górczyn, bo tam mieszkałem praktycznie przez całe studia.

To dlaczego ostatecznie wybrał Pan Wrocław, a ostatnio Bieszczady?

Jestem z rodziny Kresowiaków, mam kresowe zacięcie. A Wrocław jest właśnie takim tyglem, zbiorowiskiem Kresowiaków. Może właśnie dlatego lubię tam być.

Przed nami przyszłość. Jakie plany po "Oswojonym"? Co będzie dalej?

Jeszcze nic. Na razie chcemy, żeby to okrzepło, żeby się działo. Granie w trio daje duże możliwości interpretacyjne. Sprawia mi to przyjemność, nie męczę się. Cieszę się że żyję, że muzykuję.

Gdzie Pan będzie za pięć, dziesięć lat?

Odpowiem biblijnie: "Trzeba żyć tym, co jest teraz. Przyszłość się sama o siebie zatroszczy".

Z którego fragmentu Biblii jest to cytat?

Oj, nie pamiętam. A czy to ważne? Ważne, że jest.

Rozmawiała Anna Solak