Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Niebezpieczeństwo to my

"Ludzie dzielą się na trzy rodzaje: żywi, martwi i ci, co wypłynęli na morze" - takim wyimkiem z Arystotelesa rozpoczyna się fillm Wilcze echa, reżyserski debiut Abla Lanzaca. Szybko okazuje się, że trafny jest zarówno sam otwierający cytat, jak i sposób realizacji tego ekranowego przedsięwzięcia.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Jak na pierwsze dokonanie Lanzaca (dotychczas autora książek i scenariuszy) po tej stronie kamery, jego debiut wypada naprawdę imponująco. Film opowiada hipotetyczną historię francuskiej marynarki wojennej, która zmuszona jest wysłać na misję swój najlepszy okręt podwodny po to, by ten odparł rzekomy atak nuklearny przeprowadzony przez terrorystyczne ugrupowanie podszywające się pod Rosję. Zanim jednak na ekranie rozegrają się mrożące krew w żyłach sceny stawiania całego kontynentu na skraju trzeciej wojny światowej, poznajemy z bliska realia pracy na łodzi podwodnej i jego załogę.

Tu na szczególne wyróżnienie zasługują aż cztery ekranowe postaci, wszystkie męskie (w całym filmie w istotnej roli występuje bowiem tylko jedna kobieta - cóż, wojsko to jednak nadal głównie domena mężczyzn), które na równi przykuwają uwagę widza przez cały blisko dwugodzinny seans. Mam tu na myśli najbardziej chyba ze wszystkich dramatyczną postać dowódcy statku, Grandchampa (Reda Kateb ), jego filmowego zastępcę oficera D'Orsi (w tej roli znany doskonale polskiej publiczności z takich tytułów jak choćby Nietykalni czy Jutro będziemy szczęśliwi Omar Sy), admirała floty francuskiej Alfosta (tu najbardziej pamiętany chyba jeszcze z kultowej Amelii Mathieu Kassovitz) i wreszcie najważniejszego gracza w globalnej grze o pokój - obdarzonego słuchem absolutnym i niezwykłą pamięcią analistyka akustycznego Chanteraide, zwanego przez kolegów "Skarpetą".  

François Civil jako kluczowy bohater filmu bezsprzecznie zdaje egzamin. Jego Chanteraide to człowiek z krwi i kości, mający zarówno niespotykany talent, jak i zwykłe słabości. Gdyby nie przypadkowe spotkanie z pewną dziewczyną i spędzona z nią noc sam znalazłby się na statku wysłanym na wojenną misję. Tak się jednak nie dzieje, co niespodziewanie czyni go bohaterem innego rodzaju - kimś, kto w ostatniej chwili rozstrzygnie w którą stronę nachyli się delikatna szala decydująca o pokoju bądź zagładzie.

Wilcze echa to znakomite uzupełnienie kinoteki dla fanów takich tytułów jak oglądany przez nas ostatnio Ocean ognia i Kursk czy nieco bardziej leciwe Okręt i Ciśnienie. Każdy z nich w nieco inny sposób oddaje atmosferę klaustrofobii i wagę tego co dzieje się na głębokościach, wszystkie również dotyczą wyzwań i wyrzeczeń związanych ze służbą na morzu. Jednak to właśnie obraz Lanzaca nie ucieka się do oczywistych rozwiązań i dróg na skróty, do samego końca trzymając w napięciu za pomocą każdego, nawet najmniejszego zwrotu akcji. A do tego najdobitniej pokazuje, że za nawet najbardziej zaawansowaną technologią stoją ludzie, a ci niestety często okazują się omylni. Podobnie jak nieubłagane procedury, które mają zapewniać nam bezpieczeństwo, a niejednokrotnie przynoszą konsekwencje bliskie tym ostatecznym. Na szczęście jak na razie tylko na kinowym ekranie.

Anna Solak

  • "Wilcze echa"
  • reż. Abel Lanzac

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019