Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Pięciolinię zdarzyło mi się postawić w pionie

O programach typu "talent show" i artystycznym śmietniku w głowie opowiada poznańska kompozytorka i wokalistka, Maja Koman.

. - grafika artykułu
Maja Koman, fot. archiwum prywatne

Szerszej publiczności znana jest z udziału w programach telewizyjnych Must be the Music - tylko muzyka oraz Mam talent. Tworzy dwa autorskie projekty: MajaKoman &ukulele (z towarzyszeniem kontrabasu Piotra Masternaka i skrzypiec Pawła Ernsta) oraz Koko mani, który mieliśmy okazję usłyszeć w Strefie Kibica Euro 2012, jako support zespołu Strachy na lachy.
Wkrótce ukaże się płyta Maja Koman & ukulele o przewrotnym tytule Pourquoi pas (czyli Dlaczego nie).

Malwina Kotz: "Całe lata poszukiwała się artystycznie w różnych dziedzinach. Był to taniec, fotografia, malarstwo, a nawet charakteryzacja, którą przez chwile studiowała. Dzięki temu teraz swobodnie miesza te dziedziny, a różnorodne umiejętności wykorzystuje do realizowania swoich pomysłów.". To pierwsze zdania z biogramu na Twojej stronie internetowej. Czytając dalej, jeszcze bardziej nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jesteś Zosią-Samosią.

Maja Koman: Jestem. Ale to nie tak, że muszę sama wszystko, bo we wszystkim jestem najlepsza. Mam mnóstwo pomysłów dotyczących wielu dziedzin -  ale nie jestem jeszcze na etapie, w którym mogłabym zapłacić komuś, kto by je dla mnie urzeczywistnił: zrobił montaż moich koncertowych wizualizacji, nakręcił, stylizował, ubrał na koncert, zrobił plakat. Właśnie przez to, że nigdy nie miałam pieniędzy, żeby zlecić realizację swoich wytworów, uczyłam się wszystkiego sama. Potrzebowałam plakat - pomyślałam: kurczę, to nie może być aż takie trudne. Chwyciłam za corela i photoshopa i czegoś się nauczyłam. Podobnie z montażem klipów. I tak jakoś wyszło, że stałam się Zosią-Samosią.

Jesteś indywidualistką? Oba twoje autorskie projekty "dopuszczają" współpracę z innymi muzykami. A jednak trudno jednoznacznie nazwać to zespołem. Ty jesteś frontmanką, Ty jesteś na pierwszym planie. Tak właśnie ma być?

- Oczywiście! Dobry zespół musi mieć lidera - bez tego ani rusz. Gdy jest lider i współpraca -  wtedy jest zespół. Koko Mani to projekt, który na razie tkwi w mojej wyobraźni -  jeszcze nie do końca wiem, jak miałby wyglądać. Powstał trochę na gwałt, bo dostaliśmy propozycję zagrania w Strefie Kibica na Euro -  i o ile nazwa i idea istniały wcześniej -  tak materiał został zrobiony trochę na szybko. Ta koncepcja musi jeszcze dojrzeć w mojej głowie. Jeśli zaś chodzi o Maja Koman&ukulele - rzeczywiście jest trochę tak, że jestem ja i są chłopcy. Ale tak właśnie działa zespół. Zaczynałam sama z ukulele, ale słyszalnie czegoś w tym brakowało; to było muzycznie niepełne. Doszedł kontrabas, doszły skrzypce - i wtedy powstała fajna przestrzeń. Zawsze też podkreślam, że ja nie jestem kształconym muzykiem - piszę piosenki, tworzę muzykę, ale nie potrafię jej sama spisać, wszystkiego zaaranżować co do nutki - to właśnie w zespole pracujemy nad takimi szczegółami. Jestem wokalistką i twórcą projektu, więc rzecz jasna - jestem  na pierwszym planie. Ale moich chłopców nazwałabym nawet rodziną. Potrzebuję ich - muszę mieć obok siebie ludzi, którym ufam, którzy w momentach zwątpienia kopną w tyłek i powiedzą: "Maja, weź się w garść, do przodu!". Przede wszystkim jednak Paweł Ernst i Piotr Masternak to świetni muzycy. Poznaliśmy się przypadkiem: Pawła spotkałam w pociągu, Piotra na jakimś koncercie. Tak miało być - byli mi przeznaczeni i już.

Czyli nie masz wygórowanych kryteriów i nie robiłaś castingów na członków swojego zespołu?

- Nie, nie mam - oprócz tego, że muszą być rewelacyjnymi muzykami i muszą mnie znosić - a ja jestem paskudna (śmiech). Przypadek sprawił, że mam właśnie takich chłopców. Jestem wymagająca na próbach i scenie, zawsze daję z siebie 100 proc., więc chcę w ekipie ludzi z takim samym podejściem. Choć emocje też są ważne - spędzamy ze sobą bardzo dużo czasu i  gdybyśmy nie dogadywali się emocjonalnie - nie byłoby udanej współpracy. 

Jaka jest Polska, jaki jest Poznań w odbiorze tego, co nie jest mainstreamowe?

- Narzekamy na Polskę, a tak naprawdę na całym świecie trudno o dobry odbiór niszowych klimatów. Justin Bieber ma 30 milionów odsłon na YouTube, a Bjork, moja ukochana Bjork - 300 tysięcy. Ludzie kupują to, co łatwiejsze, przyjemniejsze. Hipokrytką byłabym, gdybym powiedziała, że w Poznaniu ludzie nie słuchają niszowej muzyki, bo ilekroć tu gramy, zawsze mamy pełne sale koncertowe. Odbiór w Poznaniu jest niesamowity, baliśmy się co będzie w innych miastach... Jak się okazało - bezzasadnie. Nigdzie nie było problemów z pustymi miejscami. Ludzie lubią tę muzykę, tylko są pochowani po kątach. Na pewno byłoby mi łatwiej istnieć i zarabiać, gdybym miała 10 cm więcej wzrostu i 10 mniej biodrach, blond włosy, duże cycki i gdyby śpiewała po polsku piosenki o miłości. Ale ja chcę tworzyć muzykę, którą sama chciałabym usłyszeć. Silenie się tylko na rozgłos, nie ma sensu.

W czym miały więc pomóc telewizyjne programy, w których brałaś udział?

- Śpiewać kochałam całe życie, robiłam to od dziecka. Kiedyś - przypadkiem - zobaczyłam w telewizji reklamę castingu do Must be the music: że można tam przyjść z instrumentem, pokazać się. Pomyślałam - czemu nie, spróbuję. Wiedziałam, co chcę robić i jaką iść drogą, miałam raczej nadzieję, że może poznam kogoś wartościowego. No i pojechałam; dostałam się - to raz, a dwa - poznałam człowieka, który bardzo pomógł mi na początku tej drogi. Razem tworzyliśmy, razem grywaliśmy - gdzieś to się potem wszystko rozeszło, ale swój dobry początek zawdzięczam - oczywiście pośrednio - właśnie udziałowi w Must be the Music.
Do udziału w Mam Talent po trzech latach, namówił mnie producent - żebyśmy poszli, pokazali się zespołowo, że gdzieś to się jednak obija ludziom o uszy. Nie wiem, czy to była dobra decyzja - osobiście nie byłam do niej przekonana. Nie lubię tego programu, w ogóle nie lubię programów typu talent show. Granie na skrzypcach i śpiewanie pomiędzy fikołkami, a kostką Rubika jest trochę wyjęte z kontekstu. Zresztą, nic wielkiego po tym programie się nie wydarzyło - mieliśmy już managera, producenta, materiał na płytę jest już nagrany, choć pewnie trochę jeszcze czasu minie, nim zostanie wydana. Ale pojechaliśmy całym zespołem, pokazaliśmy się -  po prostu fajna przygoda, nic więcej.

Jakiej propozycji muzycznej na pewno byś nie przyjęła?

- Życie nauczyło mnie, że nie mogę nigdy powiedzieć "na pewno bym czegoś nie zrobiła". Wiele razy tak było, a potem okazywało się dokładnie na odwrót. Zawsze się zarzekałam, że nie będę miała dzieci, a mam córkę. Na pewno, to nie przyjęłabym propozycji zagrania w filmie pornograficznym (śmiech). Jeśli chodzi o muzyczne propozycje - jestem otwarta na wszelkiego rodzaju duety. Ostatnio na przykład zagrałam na płycie u Wojtka Grabka. Chętnie podejmuję się nowych wyzwań, ale one muszą mnie zachwycać, inspirować do działania. Gdybym miała wykonać swój repertuar na imprezie disco polo i byliby ludzie, którzy chcieliby tego słuchać, to czemu nie? Raczej nie zaśpiewałabym piosenki w typowo discopolowym aranżu, ale chętnie już pobawiłabym się w zaaranżowanie tego typu utworu tak, by brzmiało to jak moja muzyka. Lubię takie przeróbki.

Od dłuższego czasu usłyszeć, czy też przeczytać można, że Maja Koman nagrywa płytę. Reżyseria, charakteryzacja, design, śpiewanie, granie - przy takim natłoku myśli i idei w działalności warto nagrywać płytę? Niepowtarzalny, niebanalny wizerunek da się zmieścić na takim nośniku jak zwyczajne cd?

- Za każdym razem, gdy stworzę utwór, najchętniej od razu nagrałabym do niego klip i wrzuciła na YouTube, by ludzie natychmiast mogli się tym cieszyć. Przy nagrywaniu płyty rodzi się tak naprawdę cała polityka - tego nie można, tu wytwórnia, tu chodzi o pieniądze... I te utwory leżą, czekają na ruchy odpowiedzialnych osób, na reklamę i promocję. Nie lubię tego, ale płyta jednak jest wizytówką muzyka i ciężko jest mi występować: grać i śpiewać, gdy wszyscy o tę płytę pytają. Traktuję więc to przedsięwzięcie jako zarejestrowanie mojej dotychczasowej twórczości, bo siebie nigdy nie da się tak do końca na płycie pokazać. Moim zdaniem, artystę poznaje się po tym, jaki jest na scenie, w studio można przecież zrobić wszystko.

Twoje najbliższe działania będą skupiały się na sfinalizowaniu płyty?

- Proces tworzenia płyty zakończył się rok temu. Teraz koncertujemy  z materiałem, który jest już gotowy i czeka na wydanie. Przyznam szczerze, że jestem już trochę zmęczona tym tematem, bo tak naprawdę, mam w głowie pomysły (które częściowojuż realizuję) na dwa kolejne krążki. Ale to, kiedy ukaże się pierwsza płyta nie zależy niestety ode mnie. Zarówno fani, jak i ja sama, oczekujemy na nią już długo, więc, mam nadzieję, wytrzymamy jeszcze trochę.  

Rozmawiała: Malwina Kotz

  • Koncert Maja Koman&ukulele
  • 9.05, g. 20
  • Pawilon Nowa Gazownia
  • Bilety: 25 zł