Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Między żydowską ornamentyką a tradycją

- Żydzi, którzy zostali w Birobidżanie, często nie mogli sobie pozwolić na bilet powrotny. Organizacje pomagające w przyjeździe do tego miejsca, nie gwarantowały możliwości powrotu - podczas wtorkowego spotkania w Zamku opowiadała Agata Maksimowska - psycholożka, antropolożka, autorka reportażu "Birobidżan. Ziemia, na której mieliśmy być szczęśliwi".

. - grafika artykułu
Agata Maksimowska, fot. M. Kaczyński

Otwierając spotkanie prowadząca Agnieszka Smólczyńska-Wiechetek zauważyła, że wiele osób nie wie czym są i gdzie leżą Birobidżan i Żydowski Obwód Autonomiczny. - Można o nich przeczytać w kilku artykułach, jednak zwarte publikacji są dwie, z czego jedną dzisiaj państwu prezentujemy.

Bohaterka spotkania zdradziła, że "Birobidżan. Ziemia, na której mieliśmy być szczęśliwi" jest pokłosiem pracy doktorskiej, która pochłonęła jej zainteresowanie tak bardzo, że w pewnym momencie chciała podzielić się swoimi badaniami z szerszą grupą odbiorców. - Praca nad książka zajęła mi dwa lata, nie licząc wcześniejszego okresu moich badań, do których należy wliczyć także  półroczną obecność w Birobidżanie - mówiła.

Tekst bazuje na relacji i wspomnieniach trzech pokoleń Żydów osiadłych na terenie Birobidżanu - miasta w azjatyckiej części Rosji. Pierwsze padło więc pytanie o pierwszych mieszkańców tego miejsca. - Relacja pokolenia, które pojawiło się Birobidżanie od 1928 roku została niedawno przetłumaczona z jidysz na rosyjski, dzięki czemu mogłam dowiedzieć się czegoś na ten temat. Pierwsze pokolenie opowiada o trudnościach, z którymi musiało zmierzyć się po przyjeździe. Organizacji tego osadnictwa towarzyszyła bardzo zaawansowana akcja propagandowa, która tuszowała braki, z jakimi przyjezdni musieli mierzyć się na miejscu. Uciekając od biedy, dyskryminacji i braku pracy Żydzi trafiali do miejsca nie lepszego niż poprzednie - opowiadała autorka książki.

Padły też zatrważające liczby ukazujące skalę masowych migracji z Birobidżanu do dawnych domów. Z ponad 20 tys. osób aż 11 tys. zdecydowało się opuścić to miejsce już na samym początku lat 30. - Ci, którzy zostali, często nie mogli sobie pozwolić na bilet powrotny. Organizacje pomagające w przyjeździe, nie gwarantowały możliwości powrotu - wyjaśniła autorka.

Maksimowska opowiedziała też o sposobach propagandy i wizji "nowego Żyda", która miała wpłynąć na tożsamość ludzi gromadzących się w Birobidżanie. - Przybywając na miejsce, Żydzi mieli dostawać zatrudnienie głównie w "zawodach produktywnych", a więc społecznie użytecznych. Uważano, że taka zmiana wpłynie na polepszenie sytuacji ekonomicznej tej grupy, ale stał też za tym projekt antropologiczny. "Nowy Żyd" miałby odrzucić swoją przeszłość, zacofanie zawiązane z tradycją oraz religią i wkroczyć w nowoczesność, a zarazem wspólnotę nowego typu, czyli kolektyw pracowniczy. Mechanizm ten był wówczas w ZSRR popularny i nie dotyczył wyłącznie Żydów. Odrębne etnicznie grupy po to miały rozwijać swoją kulturę i język, aby na koniec zrozumieć, że przyszłością jest jednak społeczeństwo ponadnarodowe, a więc socjalistyczne - mówiła pisarka.

Drugie pokolenie, które żyło w cieniu terroru lub doświadczyło traumy Zagłady, obawiało się wykluczenia przez wzgląd na swoje pochodzenie i religię: - Dzieci, które wychowały się w okresie czystek lat 40. obserwowały jak jidysz znika z ulic na rzecz rosyjskiego. Ludzie bali się podkreślać swoje pochodzenie. Chętnie zmieniali swoje dane, na przykład żydowsko brzmiące imię oraz narodowość, która była obowiązkowo wpisywana w paszportach - opowiadała.

Prowadząca zapytała o wpływ izraelskiej kultury na birobidżańskie obyczaje. Maksimowska cofnęła się w swojej odpowiedzi do lat 90., kiedy na terenie Rosji dozwolone było wreszcie głośne przyznawanie się do swojej narodowości. - Zmiana ta spowodowała nagły wzrost inicjatyw kulturalnych i społecznych w Birobidżanie. Pojawiły się także plany powszechnej nauki jidysz. Otworzono szkołę, w której nauka tego języka była obowiązkowa. W dużej jednak mierze plan rozpowszechniania tego języka został zniweczone właśnie przez migracje, więc tu dopatrywałabym się tego wpływu izraelskiej kultury. Na świecie powszechne jest błędne przekonanie, że jidysz jest w Birobidżanie językiem urzędowym, który dziś występuje gównie jako dodatek, ornament. Coraz mniej osób chce się uczyć tego języka. Jeśli ktoś dziś w Birobidżanie potrafi się nim posługiwać, to prawdopodobnie dlatego, że skorzystał z boomu na naukę jidysz, która miała miejsce w latach 90. - wyjaśniała.

Smólczyńska-Wiechetek zainteresowała się kwestią turystyki i promocji żydowskiej tradycji. - W latach 90. pojawiły się próby napełnienia narodowej formy narodową treścią, ale teraz mogę powiedzieć, że to, co pozostało to jest już sama forma. Żydowska ornamentyka stała się biznesem. Podawany jest łatwostrawny przekaz kulturowy: koncerty, figurki, talerze. To wszystko coś mówi o żydowskości, ale rozumianej jako symbol, a nie jako ludzie, którzy budowali ten Obwód w latach 30. - wyjaśniła Maksimowska.

Zapytana o relację Birobidżanu ze swoimi chińskimi sąsiadami, Maksimowska odpowiedziała: - Jedną ze strategii tożsamościowych może być potrzeba odróżnienia się od sąsiada, dlatego mieszkańcy Birobidżanu chętnie porównują się do Chińczyków - przyznała. Co ciekawe, sąsiedzi ci wykazują spore zainteresowanie kulturą żydowską. - Usłyszałam, że Chińczycy budują muzeum trzech kultur: rosyjskiej, chińskiej i żydowskiej. Miałby to być symbol wyciągniętej ręki w stronę sąsiada, okazania szacunku. Są też pomniki przyjaźni żydowsko-chińskiej - podsumowała.

Julia Niedziejko

  • Z cyklu "Zamek Czyta - Spojrzenie na Wschód": spotkanie z Agatą Maksimowską wokół książki "Birobidżan. Ziemia, na której mieliśmy być szczęśliwi"
  • CK Zamek
  • 4.04, g. 18
  • prowadzenie: Agnieszka Smólczyńska-Wiechetek

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019