Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Widziałam to na własne oczy

- Miałam już prawie gotową książkę o Nepalu, o jego specyfice, historii, dniu dzisiejszym, ale po tragedii, jaka się zdarzyła, musiałam ją zupełnie zmienić, inaczej skonstruować - mówi Natasza Goerke*, laureatka Konkursu im. Arkadego Fiedlera na najlepszą książkę podróżniczą 2017 roku.

. - grafika artykułu
fot. archiwum prywatne

Odbierając Nagrodę Bursztynowego Motyla za Tam, była Pani bardzo wzruszona.

I szczęśliwa. Nie wiedziałam o istnieniu tej nagrody, a kiedy jeszcze zapoznałam się z listą laureatów poprzednich edycji - świetnych pisarzy, reportażystów, podróżników - czułam się nawet trochę zażenowana.

Ale przecież to nie pierwsze ani jedyne wyróżnienie, które Panią spotyka, m.in. już 15 lat temu za 47 na odlew była nominacja do Nagrody Literackiej Nike.

To było dawno temu, nie pamiętam już dobrze tamtych emocji, teraz cieszyłam się niezwykłą atmosferą spotkania, serdecznością organizatorów, kapituły, statuetką motyla, gościnnością domu Fiedlerów, pięknym otoczeniem. Dowiedziałam się też, że podróżują i piszą synowie i  także wnukowie Arkadego Fiedlera. Nie znam ich książek, w najbliższym czasie będę chciała je przeczytać. Odżyła przy okazji moja pierwsza przygoda związana właśnie z Puszczykowem

Do którego, jako poznanianka, miała Pani bardzo blisko...

Tak, urodziłam się w Poznaniu, chodziłam do szkoły na Berwińskiego i Jarochowskiego, no i stąd wyrywałam się w świat. Co prawda bliski, ale jednak zupełnie nieznany.

Miałam wtedy - dobrze już nie pamiętam - może 10, może 12 lat i z koleżanką pojechałyśmy pociągiem po prostu przed siebie. Nikt w domu o tym nie wiedział. Wysiadłyśmy w Puszczykowie i wtedy jacyś dobrzy ludzie, widząc takie małe podróżniczki późną porą, zaopiekowali się nami, dali znać rodzinie i eskapada zakończyła się szczęśliwie.

Czyli żyłka podróżnicza objawiła się bardzo wcześnie... Jeśli ktoś nie czytał Pani książki, tej nagrodzonej, zastanawia się, jak drobna, delikatna kobieta o wyglądzie nastolatki może podjąć takie wyzwanie, jak podróż do Nepalu.

Wyjaśnienie jest w książce. Zawsze chciałam tam pojechać. Pytano mnie, dlaczego nie Tatry, a Himalaje, o których wtedy w Polsce wiedziano bardzo, ale to bardzo mało. A ja się uparłam, sięgnęłam po nieliczne i trudne do zdobycia lektury, chłonęłam to wszystko i po studiach na poznańskiej polonistyce wybrałam kolejne - indianistyczne w Krakowie. Z Indii do Nepalu przecież żabi skok. Uzbrojona w pewną wiedzę, także językową, pojechałam zrealizować swoje marzenia. W Indiach było wówczas mnóstwo Polaków, kwitł handel, a ja miałam wielkie szczęście, że spotkałam tam polskich himalaistów, którzy szykowali się do zdobywania Lhotse. Z nimi więc pojechałam do wymarzonego Nepalu. Do dziś nasi himalaiści są tam bardzo popularni, szczególnie Jerzy Kukuczka. Jego portrety wiszą obok królewskich! Widziałam to na własne oczy. Szkoda, że Wanda Rutkiewicz jest tak mało znana...

Dzięki Pani uporowi, marzeniom, szczęściu i talentowi mamy książkę, która otwiera przed nami fascynujący świat gór i ich mieszkańców.

Nepal jest niezwykle piękny. Nie tylko ze względu na przyrodę, widoki, ale przede wszystkim ludzi. Nepalczycy mimo bardzo trudnych warunków życia, biedy, ciężkich doświadczeń historycznych, są ludźmi pogodnymi i życzliwymi, otwartymi na innych. I niesamowicie zaradnymi. Nie poddają się przeciwnościom. A przecież nie oszczędzała ich i nadal nie oszczędza historia, a także przyroda. Po trzęsieniach ziemi, powodziach, ingerencjach potężnych nieprzyjaciół z sąsiedztwa odbudowują swoje domy, swój świat. Nie są zgorzkniali, zawistni, potrafią cieszyć się z powodzenia innych. Pozostają wierni tradycji, co wcale jednak nie przeszkadza im we wprowadzaniu zdobyczy współczesnego świata. Nepal bardzo się zmienił w ciągu ostatnich lat.

Pani obserwuje to z bliska.

Tak, mam to szczęście, bo mieszkam w Nepalu. I przeżyłam tam w 2015 roku trzęsienie ziemi. To pierwsze. Wyjechałam po kilku dniach, o kolejnych wstrząsach dowiadywałam się, będąc już w Europie. I chciałam ten czas wykorzystać jak najlepiej. Wiedziałam, że Nepal potrzebuje natychmiastowej i ogromnej pomocy. Zginęło tam przecież dziewięć tysięcy ludzi, bez dachu nad głową zostały trzy miliony... Razem więc z przyjaciółmi w Polsce organizowałam tę pomoc. To był piękny i niezwykły czas - po prostu otwierały się ludzkie serca... Nie wytrzymałam jednak długo w spokojnym świecie, musiałam pojechać do Nepalu.

I opisała Pani tragedię ludzi, perturbacje z darami, które napływały z całego świata i nie umiano ich zagospodarować, poświęcenie ratowników.

Miałam już prawie gotową książkę o Nepalu, o jego specyfice, historii, dniu dzisiejszym, ale po tragedii, jaka się zdarzyła, musiałam ją zupełnie zmienić, inaczej skonstruować. Pisałam w ogromnym napięciu, nie wychodząc niemal z domu przez trzy miesiące, prawie nie odbierając telefonów, pod presją wydawnictwa, które łaskawie przesuwało mi terminy, ale jednak zdążyłam. Miałam też szczęście do znakomitej redaktorki - Magdaleny Budzińskiej. Bardzo wiele jej zawdzięczam! 

Książka wymyka się klasyfikacjom, jest literacko znakomita, niesie mnóstwo informacji i wzruszeń, przybliża w mistrzowski sposób krajobrazy i ludzi. Kto bierze do ręki Tam, po prostu zakochuje się w Nepalu. 

To wszystko prawda. I chyba już teraz nikt się nie dziwi, że kocham Himalaje. Mam tam zresztą mały domek niedaleko Katmandu, to jest w tej chwili właściwie mój pierwszy, najważniejszy dom. A oprócz tego jeszcze trzy w Europie, bo dzielę moje życie między Poznań, tutaj żyje moja mama, Gdańsk i Hamburg. Podkreślam też zawsze, że piszę tylko wtedy, gdy mam coś do powiedzenia, jestem przeświadczona, że mogę się podzielić moimi obserwacjami, myślami, wrażeniami. Cieszę się, że moja książka, która przecież nie jest przewodnikiem i nie dlatego została napisana, żeby ściągać do Nepalu turystów, zainteresowała tym krajem wielu ludzi. A że chcą go odwiedzać, to bardzo dobrze, bo Nepal bez turystów zginie... Chciałam też pokazać, że można przełamać lęki i nie myśleć o tym, że nieszczęście może się zdarzyć. Bo ono czyha na nas właściwie wszędzie, bez względu na to, gdzie żyjemy.

A jak się można porozumiewać z Nepalczykami?

Tak jak z innymi ludźmi prawie na całym świecie - po angielsku. Jest to specyficzny angielski, ale przy wzajemnej empatii wszystko można zrozumieć. A w niektórych sytuacjach nie trzeba nic mówić - spotykając głodne dziecko, trzeba mu dać kanapkę, w podobny sposób pomaga się też dorosłym. To naprawdę biedny kraj, pełen kontrastów. Obok najskromniejszych chałupek wyrastają rezydencje, na ogół w marnym guście, ale jest ich coraz więcej, a wszyscy, bez względu na status materialny, uwielbiają bollywoodzkie filmy. I bardzo lubią kawę. Naszym sąsiadom i znajomym zawsze przywozimy ją w prezencie. I nasze kryształy. Bardzo im się podobają.

rozmawiała Grażyna Wrońska

*Natasza Goerke - prozaiczka i poetka, poznanianka mieszkająca w Hamburgu, Himalajach i Gdańsku. Studiowała polonistykę na UAM w Poznaniu oraz orientalistykę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Podróżuje po Indiach, Tybecie i Nepalu. Kilka miesięcy w roku mieszka w Dolinie Katmandu.

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018