Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Literatura zalana keczupem

W raporcie o stanie czytelnictwa w Polsce z 2017 roku opublikowanym przez Bibliotekę Narodową znalazł się w gronie najpoczytniejszych pisarzy w kraju. Już dwa lata temu był czytany z chęcią podobną do tej przy sięganiu po Sienkiewicza. Ostatnio wydał Wyrok, czyli coś na kształt książki, do tego kryminalnej, której akcja rozgrywa się w Poznaniu. Tytuł szybko znalazł się na liście bestsellerów. Oto powrócił garmażer, producent produktów literackopodobnych wydawanych w formie książki - Remigiusz Mróz.

. - grafika artykułu
Remigiusz Mróz na tegorocznym 5. Poznańskim Festiwalu Kryminału Granda, fot. Tomasz Nowak

Zadziałał tu pewnie syndrom znany z serialu Ojciec Mateusz - że czyta się to, co znane, a dodatkowe umieszczanie akcji w swojskiej przestrzeni nawiązuje szczególną więź z czytelnikiem. Twórczość Remigiusza Mroza to fenomen autorski, przez niektórych traktowany jako szkodnik na rynku księgarskim. Czytelnik wybiera bowiem taki produkt zamiast rzeczywistej literatury. Mróz zabiera nakłady innym autorom, produkuje tyle, że niektórzy, chcąc przeczytać wszystkie tytuły swojego ulubionego autora, nie mają czasu sięgać po jakiekolwiek niemrozowe tytuły. Niektórzy jednak, gdyby nie czytali Mroza, to nie sięgaliby po żadne lektury. Mróz wystarcza bowiem do utrzymania poczucia iluzji uczestnictwa w życiu literackim, czytania, pochłaniania literatury.

Nie mam poczucia, bym którąkolwiek z jego form książkowych był w stanie zrecenzować, opisać pod kątem literackiej finezji. Pierre Bayard w znakomitym eseju Jak rozmawiać o książkach, których się nie czytało określa sposób tworzenia wypowiedzi o tym, czego się w rzeczywistości nie miało w rękach albo takich, o których właściwie nie wiadomo co powiedzieć. Posługując się poradami umieszczonymi w drugim rozdziale tego "poradnika" mógłbym Wyrok, Kasację czy Hashtag opisać w dwójnasób. Spróbuję stworzyć wzór tego pisania.

Wstaw tytuł

W prozie Remigiusza Mroza dzieje się naprawdę sporo, bo przecież Autorowi żal byłoby stron na uzyskanie jakiegokolwiek efektu stylistycznego. Od pierwszej strony (wstaw tytuł) intryga rodzi się na kartach powieści, potem generalnie pędzi w towarzystwie przypominających te wikipedyczne wstawek w komentarzach narratora, pouczeniach czy wyjaśnieniach wkładanych do (znów wstaw tytuł) po to, by uzyskać pełną kontrolę narratora nad emocjami czytelnika. Ważną postać stanowi detektyw (często nazywa się Chyłka), który poza problemem fabularnym ma też problem osobisty, niekiedy jakąś charakteropatię, więc przez powieść brnie się w towarzystwie różnych problemów, nie takich samych, tylko właśnie różnych.

Do tego, żeby dało się poszczególne tytuły odróżnić, autor decyduje się na dostarczenie kilku informacji z życia społecznego, ewentualnie historii sztuki czy topografii lub włączenia elementów przewodnika po mieście. Dzięki temu każda książka jest taka sama, ale i inna. Ach, no i w finale, tak gdzieś trzydzieści stron przed końcem, następuje rozwiązanie tego problemu fabularnego, bo ten psychologiczny to najczęściej zostaje melancholijnie niepokonany. Okazuje się, że sprawa była bardzo skomplikowana, a ci, którzy wydawali się podejrzanymi nic nie zrobili, tylko akcja tak się toczyła, że się wydawało. Ale to była tylko iluzja, bo zwrot, jaki następuje na tych trzydziestu stronach pokazuje, że Autor umie wszystko wymyślić, zmyślić i jeszcze umoczyć w intrydze większość bohaterów. Często w (znów wstaw tytuł) okazuje się, że odpowiedzialność za przestępstwo jest zbiorowa, przez co nie musimy zastanawiać się czy czytaliśmy uważnie, czy jednak gdzieś przysnęliśmy. Finały Mroza przypominają smak dań ostatecznie zalanych keczupem - czuje się tylko sztuczny sos, nieważne są ich składniki i proces powstania.

Epik wszechmogący

Idąc za intelektualną zabawą, do jakiej zachęca Bayard, można i potraktować Mroza zupełnie inaczej i nieco pobełkotać o tym parapisaniu. Ostatnio wydany Wyrok  łączy ze sobą możliwości prozy gatunkowej i behawioralnych, organicznych wręcz metod pisania o ciele. Niech przykładem będzie tu fragment rozmowy Chyłki i Langera. Bohaterowie rozmawiają o tym, że im się coś wydaje, przenosząc w ten sposób ciężar genologiczny z powieści sensacyjnej w obszary realizmu magicznego, jednak pojawiające się odautorskie komentarze o sposobie zeskakiwania z pryczy i odczuwania żalu z braku satysfakcji, a także nadpisania, gdy ruch ręki bohatera związany jest z ujawnianą przez narratora emocją, w świadomy jak się zdaje sposób sygnalizują zainteresowanie autora przedmiotem psychologii emocji i dodają linii kryminalnej emocjonalnych bodźców. Rozmowa o niczym, choć drętwa składniowo, trwa kilka stron, a jej efektem jest jedynie rozbudowanie i potwierdzenie jednego, wprowadzającego do sceny narratorskiego stwierdzenia. Warto docenić, że poza tropami interpretacyjnymi zawiązany zostaje szczególny rodzaj paktu odautorskiego - i narrator i bohaterowie są wykonawcami woli pomysłu autorskiego, ta zasada nie jest tu ukryta, ale zmultiplikowana, co kapitalnie odzwierciedla pragnienie bycia epikiem wszechmogącym.

Efekt halo

Ulubionym jednak moim dziełem Remigiusza Mroza nie są jego powieści, ale poradnik (pamiętnik?) literacki wydany w Czwartej Stronie pod tytułem Remigiusz Mróz. O pisaniu na chłodno. Znajdziemy tam, poza poradami o tym, jak produkować literki, kilka wzruszających wspomnień. Choćby to o cioci czytającej wierszy młodego Remigiusza, o jednej z pierwszych dziewczyn, która dziwi się literackim pragnieniom młodzieńca. Zamieszczony jest tam także fragment wczesnego liryku Mroza. Sam autor zaznacza jednak, że nie ma on wystarczającej jakości, by zostać opublikowany. Po lekturze kilku powieści tej przepaści literackiej nie zauważyłem. Jednak najistotniejsza jest część poradnikowa. Czytałem ją z prawdziwą rozkoszą, zresztą nie ja sam. Bliska mi koleżanka podczas wspólnej podróży samochodem, gdy ona kierowała, a ja czytałem na głos, musiała przed Łodzią zjechać na parking, by się opanować, tak się przejęła tymi propozycjami.

Choćby efekt halo, czyli traktowanie przez autora napisania książki jak kontaktu telefonicznego. Metafora niezwykle trafna, choć nie ma w niej mowy o zakłóceniach. Metoda zdobywania czytelnika efektem halo trafiła do mojego codziennego słownika. Nowych znajomych, którym opowiadam jakieś historie, traktuję jak potencjalnych czytelników (do czego zachęca Mróz), nieustannie myśląc czy moje halo zostało wysłyszane. Cieszy, że przykłady "halowania" znaleźć można w kostycznych dialogach w dowolnej powieści. Akurat wczoraj czytałem sobie na głos dialogi zawiązujące intrygę Wyroku. "Halo" pojawiało się nieustannie, nawet z dopowiedzeniem "halo, ale naprawdę?". To jak bohaterowie mówią u Mroza jest zresztą szczególne. Tak płaskich, precyzyjnych zdań dążących do kropki i czytelnego zasobu leksykalnego nie spotykam nazbyt często. Jednak w poradniku jest i o tym, dlaczego Joanna Chyłka pyta o każdą emocję, jeśli ta wcześniej nie została nazwana. Idzie tu o zasadę, że bohater ma prowadzić czytelnika. Nawet za cenę kanciastych słów i nadmiernego nazywania wszystkiego, co mogłoby wzbudzać podejrzenia czy wątpliwości.

Traktat o zatraceniu

Nie uwierzyłem i dalej nie wierzę, że O pisaniu na chłodno to  poradnik z elementami autobiografii czy na odwrót. Zresztą jak pisać o elementach, gdy całość wchłania, a jak wchłania i przeszywa to literackim brakiem polotu? Toż jest to najpoważniejsza humoreska, tak uważam! Humoreska-makabreska! W nieskończonych elukubracjach rzeczowych i stylistycznych, w których jedna goni składniowo drugą, razem zawiązują pętle i skrzą się od autobiograficznych psikusów. Widać, ach, a nawet słychać, gdy spróbuje się lektury na głos, jakie to jest ostrzeżenie - wartkie i mocne.

Książka Remigiusza Mroza o Remigiuszu Mrozie i rzekomym pisarstwie jegoż, a nie komputerowym notowaniu, przestrzega w finezyjnie ironiczny, choć w głęboko skrytej ironii sposób, przed okrutnościami nadmiernej wiary w siebie, w to dzisiejsze "mogę wszystko". Remigiusz Mróz w konsekwentny i inteligentnie egzemplifikowany cytatami z własnej twórczości sposób tworzy ukryty esej, z mocą wołając do społeczeństwa - ŁAP DYSTANS, NIE OŚMIESZAJ SIĘ! W znakomity sposób pozycja owa koresponduje z rozważaniami Umberto Eco o nadinterpretacji, a nawet Przemianami Owidiusza, zresztą z czym nie koresponduje tak frapująca zagadka literacka? Jedynie chyba z autorem, dając znak, że oto mamy przed oczyma brutalnie autobiograficzny traktat o zatraceniu. Zatraca się jednak i pojęcie literatury i prozy gatunkowej, gdy czyta się zapisy stronicowe schlebiające gustom publiczności. Pod koniec poradnika pojawia się u Mroza takie hasło: "Nie słuchaj innych autorów". I je jedynie z tej passy lekturowania sobie wypisałem, jako puentę samozachwytu.

Michał Pabian

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019