Kultura w Poznaniu

Książki

opublikowano:

Design to też ławki w szkole

Marcin Wicha potrafi w swoich tekstach zgromić twórców wadliwego designu. Jego ostatnia książka, "Rzeczy, których nie wyrzuciłem", oprócz dobrze zaprojektowanych przedmiotów dotyczy też słów i relacji. Autor będzie gościem spotkania w Winiarni "Pod Czarnym Kotem".

. - grafika artykułu
Marcin Wicha, fot. Bartłomiej Molga

Poprzednia książka Marcina Wichy - "Jak przestałem kochać design" - w krótkim czasie od momentu wydania stała się hitem. Publikacja, na którą składają się krótkie eseje, jest dokładną odwrotnością tego, co sugeruje jej tytuł. Wicha pokazuje, jak bliski jest mu design: zarówno zawodowo, jak i w życiu prywatnym. Opisuje, jak jego ojciec obudził w nim pasję do architektury i projektowania. Rozprawia się także z powszechnym rozumieniem pojęcia designu jako czegoś luksusowego, będącego jedynie ekstrawagancką ozdobą, w dodatku drogą. Wicha szczegółowo przygląda się przedmiotom i przestrzeni w naszym życiu. Pyta, czy można z nimi w tej przestrzeni żyć. - Dla mnie design był sztuką poprawiania świata i miał społeczne znaczenie. Był rodzajem służby. Dlatego sprowadzanie go do uzasadnienia ceny mnie wkurza. Strasznie mi brakuje powszechnej świadomości, że design to jest też to, że ktoś zaprojektuje ławki w szkole. Albo podręczniki, tak żeby dzieci nie musiały nosić na plecach całych kilogramów. Albo biletomat - tak wymyślony, żebym nie musiał klękać, by wygrzebać z niego bilet na autobus - tłumaczył Filipowi Springerowi w wywiadzie dla Gazeta.pl.

Wicha pisał artykuły dla "Tygodnika Powszchnego", współpracuje też z "Gazetą Wyborczą". W 2017 roku opublikował książkę "Rzeczy, których nie wyrzuciłem". Pierwszy plan autor całkowicie oddał w niej swojej matce: jej nawykom, powiedzonkom, relacjom z rodziną. Początkowo książka miała skupiać się na słowach, którymi wypełniamy przestrzeń tak samo jak przedmiotami. Jednak po śmierci matki Wicha musiał zrobić rzecz prozaiczną, która skłoniła go do zmiany koncepcji. Jak każda osoba w takiej sytuacji był zmuszony do uporządkowania mieszkania po matce i zabrania jej rzeczy. Stąd właśnie tytuł.

Wicha pokazuje swoją matkę jako osobę, która na różne sposoby radziła sobie z życiem. Była porządna i wytrwała, ale bywała także trudna w codziennych kontaktach. - Niełatwa była ta moja matka. A jednocześnie jej słowo liczyło się dla mnóstwa osób, chciano jej słuchać. Powiedziała kiedyś o kimś: "Pije, awanturuje się, ale patrz, jakie ma wyjście do ludzi!", i myślę, że ona też miała to wyjście do ludzi. Angażowała się w ich sprawy, pomagała - wspominał autor na łamach "Gazety Wyborczej".

Jolanta Kikiewicz

  • spotkanie z Marcinem Wichą
  • 5.12, g. 20
  • Winiarnia "Pod Czarnym Kotem", ul. Wolsztyńska 1
  • wstęp wolny