Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Kostiumy uszyte z pamięci

rozmowa z Iloną Binarsch, laureatką tegorocznej Nagrody Artystycznej Miasta Poznania

Ilona Binarsch, tegoroczna laureatka Nagrody Artystycznej Miasta Poznania - grafika artykułu
Ilona Binarsch, tegoroczna laureatka Nagrody Artystycznej Miasta Poznania

Już w zerówce......

zagrałam Czerwonego Kapturka. Właściwie miałam być Babcią, ale wolałam, jak to mówią: "główniaka".

A potem?

Grałam wszędzie: szkolne przedstawienia, akademie ku czci, teatr w liceum. W końcu postanowiłam zdawać na wydział aktorski do Wrocławia.

Nie przyjęli Cię.

Nie mieli szansy. Szłam sobie przez rozległy rynek we Wrocławiu i nagle się zatrzymałam. A potem zawróciłam na pięcie i wróciłam do Gorzowa.

Dlaczego?

Usłyszałam, jak coś z góry spytało: A więc chcesz być aktorką?

I był to chichot losu?

Wiesz, jak to jest: całe życie o czymś marzysz, nagle słyszysz coś takiego... i już nic nie wiesz. Minęły wakacje, a ja ciągle nie miałam pojęcia, co dalej. Czułam tylko, że to musi być gdzieś przy scenie. I wtedy moja mama znalazła szkołę scenografii w Poznaniu.

Krótko potem zostałaś scenografem młodego, alternatywnego Teatru Strefa Ciszy.

Może o tym potem.

Dobrze. Od kilkunastu lat projektujesz kostiumy i scenografie do teatru, ale i do filmu. Twoja najciekawsza praca filmowa?

Ta ostatnia: polsko-izraelska produkcja Srebrny Lis Felicji T. Film nie jest jeszcze skończony, zostały nam zdjęcia w Izraelu. To autorskie kino Edwarda Etlera, filmowane przez znakomitą operatorkę Jolantę Dylewską. Edward, który należy do pokolenia Polańskiego, skończył szkołę filmową w Łodzi, a w latach sześćdziesiątych wyjechał do Izraela. Film opowiada jego historię, zaczyna się w 1941 r. przeniesieniem rodziny bohatera do warszawskiego getta, a kończy... Właśnie, finał mamy dopiero nakręcić. Powiem tylko, że będzie poetycki, niejednoznaczny i raczej smutny. Chociaż dzisiaj nikt z nas nie wie jeszcze na pewno, co przydarzy się bohaterowi na plaży w Tel-Avivie.

Zatem nie będzie to kolejny film o strasznym dzieciństwie i tragicznej młodości polskiego Żyda?

Historia brzmi znajomo, ale Edward Etler nie nosi w sobie traumy, a jego film będzie powrotem do zdarzeń, które były nie tylko nieszczęśliwe. Jest to także historia o życiu artysty, o miłości, są w niej sceny pełne humoru. To film inscenizowany bardzo... teatralnie. Dlatego moje kostiumy także nie są całkiem realistyczne. Są kreacją, a nie odwzorowaniem strojów historycznych.

Na przykład?

Woźnica, który wiezie rodzinę bohatera do getta, jest przebrany za diabła. Policjanci w getcie mają mundury wzorowane na autentycznych, ale nieco przeskalowane, jak z ekspresjonistycznego kina lat 20. Pamiętaj, że bohater był wtedy małym dzieckiem i widział świat w innej perspektywie. A obrazy, które widzimy na ekranie, to jego wspomnienia.

Kim jest Edward Etler?

To pisarz, publicysta i przecudowny człowiek. Rozmawiając z nim, czuję się staro, ma ogromne poczucie humoru i stale nas zaskakuje. Ma osiemdziesiąt lat, ale duchem jest młodszy od wielu moich rówieśników.

Bo ty masz lat...

35.

W jakim języku rozmawiacie na planie?

Po polsku z Edwardem Etlerem i z większością ekipy. Z Eugenią Dodiną, która gra matkę bohatera, po rosyjsku i po angielsku. Dodina jest rosyjską żydówką, taką izraelską Krystyną Jandą. Młodego Edwarda gra absolwent reżyserii krakowskiej PWST - Awiszaj Adari. On rozmawia z aktorką po hebrajsku, a z nami po polsku.

Lubisz kino historyczne?

Lubię. Przygotowując się do projektowania kostiumów, o mało nie utonęłam w morzu książek, fotografii, wspomnień. Im więcej czytasz, tym więcej chcesz wiedzieć i doświadczyć.

O czym właściwie jest ta opowieść?

Przede wszystkim o pamięci. Pracujemy nad tym tematem wszyscy. Autorka zdjęć - Dylewska - jest profesjonalistką, uwielbiam przyglądać się, jak pracuje. Etler pracuje cały czas: na planie i poza planem. Wieczorem dzwoni do mnie: - Przyjdź, pogadamy jak ich jutro ubrać - mówi. Idę, a on opowiada mi o swoim życiu, jak je zapamiętał. Mój wkład w ten film to kostium uszyty z pamięci. Kapelusz matki z czasów wojny, przymierza kilkanaście lat później rosyjska żona polskiego generała, u której bohater mieszka na stancji. To są takie drobne znaki, które pewnie niewielu widzów zauważy.

A tytułowy lis?

Matka zabiera do getta srebrnego lisa i potem ten elegancki fragment kobiecej garderoby wędruje w czasie. Srebrny lis jest kostiumowym leitmotivem. Zresztą, to więcej niż kostium - on jest animowany.

Jak?

Zobaczysz na ekranie. Powiem tylko, że dużą przyjemność sprawiło mi przebieranie lisa. Na święto Purim zakładałam mu małą papierową koronę.

Lubisz ubierać zwierzęta?

Czasem przebieram ludzi za zwierzęta. A czasem jakby na odwrót. Na przykład do spektaklu Psiakość według sztuki Marty Guśniowskiej miałam zrobić lalki zwierzęce animowane na sposób Hensonowski.

To znaczy?

Mupety. To bardzo trudna odmiana lalek. Znowu musiałam się czegoś nauczyć. Praca w teatrze animacji to wielka przyjemność, zwłaszcza dla człowieka dorosłego, choć ciągle trochę jeszcze o naturze dziecka. Psiakość to musical o zwierzęcej miłości, opowieść o kundlu porzuconym przez panią w lesie.

Jakie zwierzę najlepiej Ci się udało?

Człowiek-pudel. To nowy pies, który zastąpił kundla - głównego bohatera. Kostium pudla wziął się z obserwacji, że bogate panie lubią zimą ubierać swoich pupilków w takie puchowe kurteczki z kapturkiem. Reżyserka Mariola Ordak-Świątkiewicz wybrała do tej roli mocno zbudowanego przystojnego aktora. Zrobiłam z niego psią Dodę. Nogi po solarium, tatuaże i ten puchowy pokrowiec.

Musiał Ci być bardzo wdzięczny.

To było naprawdę świetnie odszyte! Leżało jak ulał. Kostium to ubranie w którym aktor musi działać i dobrze się czuć. Nigdy bym nie wciskała czegoś, co nie pomaga grać.

Gdzie można obejrzeć ten spektakl?

W Opolu. W Teatrze Lalki i Aktora.

Tymczasem wróćmy do Poznania. Coś miłego Ci się tu ostatnio przytrafiło?

Niech pomyślę. Tak! Trzy dni temu spotkałam kolegę, który przedstawił mi swojego kolegę. Sympatyczny, młody lekarz. Rozmawiamy i w pewnym momencie on mówi: - Wiesz, kiedyś, dawno temu, widziałem taki świetny spektakl, do dziś go pamiętam, bo mną naprawdę szarpnął. I opowiada mi o 36,6. To jedna z moich scenografii w Teatrze Strefa Ciszy. W Starej Rzeźni. To był, jak się wtedy mówiło, teatr alternatywny, offowy. Do dzisiaj, kiedy pracuję w naprawdę profesjonalnych warunkach, często wracam myślami do tej współpracy.

Czyli?

Jeśli wszystkim współtwórcom filmu czy teatru zależy na tym samym, zadania są bardzo dobrze podzielone, to jest to coś.

Co?

Poczucie, że to co robisz, jest najlepszym, co cię w życiu mogło spotkać.

Rozmawiała Dorota Latour

Ilona Binarsch - projektantka kostiumów, scenografka w teatrach
dramatycznych, lalkowych, operowych, w teatrze tańca i w telewizji. Laureatka tegorocznej Nagrody Artystycznej Miasta Poznania.