Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Złote dziecko ze starą duszą

Folk, indie, jazz i muzyka alternatywna - to cztery asy w rękawie brytyjskiego muzyka Jamesa Harriesa. Z pewnością nie zawaha się ich użyć we wtorkowy wieczór, występując w kameralnych wnętrzach klubu Meskalina.

. - grafika artykułu
fot. materiały prasowe

Wielu poznańskim miłośnikom wyżej wymienionych gatunków artysta z pewnością znany jest już od dłuższego czasu. Jego nadchodzący koncert nie jest przecież pierwszym zagranym w naszym mieście. Przynajmniej od kilku lat Brytyjczyk regularnie przyjeżdża do Poznania, zwykle grywając właśnie na scenie Meskaliny. To wyjątkowo adekwatne miejsce dla jego muzyki. Twórczości, która może i nie nadaje się na wielki stadion, za to doskonale sprawdza się w zaciszu małego, klimatycznego klubu. Nic więc dziwnego, że Harries powraca do niego pod byle pretekstem. Jak wspominają uczestnicy jego poprzednich występów, czas z jego piosenkami nigdy nie jest stracony. Raczej wydaje się zatrzymać w miejscu. Czy nie tak powinna działać dobra, emocjonalna muzyka?

James po raz pierwszy zauroczył nią dokładnie 13 lat temu. Na debiutanckim albumie "The straight street session" zaprezentował się nietuzinkowo, choć niewątpliwie od klasycznej, rockowej strony. Na płycie zawarł 9 utworów, po wydaniu których szybko zaczął grywać przed coraz większą publicznością - najpierw na Wyspach, a niedługo później w całej Europie. Piosenki, takie jak otwierające "Cafe del mar" czy "Angelina", wprawiły w poruszenie indie rockowe środowisko, które na moment odłożyło na półkę albumy swoich idoli, by zasłuchać się w jego cudownym, pełnym ekspresji głosie i w towarzyszącym mu melancholijnym brzmieniu fortepianu i akustycznej gitary.

Wkrótce Harriesa zaczęto porównywać do Niny Hynes, która zadebiutowała pod koniec lat 90. doskonałym mini-albumem "Creation". Analogia do tej irlandzkiej songwriterki okazała się nie być na wyrost, zwłaszcza po tym jak cztery lata później Brytyjczyk zaprezentował swojego drugie dzieło "Day like these", po którym wyruszył w stronę gatunków pochodnych muzyce indie, a także w swoją pierwszą światową trasę koncertową. Kiedy pięć lat temu odbyła się premiera albumu "Growing pains", piosenkarz zaczął już wyraźnie flirtować z estetyką folk i country, co z powodzeniem kontynuował na nietuzinkowej płycie o wszystko mówiącym tytule "Voice memos: a collection of songs I recorded on my phone".

W zbiorze tych melancholijnych, ale nieckliwych piosenek, przemycił amerykańskiego bluesa, którym utorował sobie drogę do krainy amerykańskiego jazzu, w którym na najnowszym, ubiegłorocznym krążku "Until the sky bends down" wydaje się być zakochanym bez pamięci. Na nowy album napisał jeszcze bardziej niemodne piosenki, nijak przystające do radiowych trendów. To taki mały paradoks, mając na uwadze, że w Polsce największą popularność zdobył za sprawą...reklamy jednej z sieci komórkowych, w której wykorzystano fragment jego utworu. Czar klasycznego alt country poczuliśmy dokładnie w momencie, w którym prestiżowy magazyn Rolling Stone napisał, że James Harries to "złoty chłopiec o złotym głosie". Warto przekonać się o tym na własne uszy...

Sebastian Gabryel

  • James Harries
  • Meskalina (Stary Rynek 6)
  • 26.07, g. 21
  • wstęp wolny