Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Zakochana w Mahlerze

O miłości, nie tylko do swojej pracy, opowiada Anna Duczmal-Mróz, druga dyrygentka Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia Amadeus.

. - grafika artykułu
fot. Maciej Stępień, archiwum Filharmonii Łódzkiej

Pani mama, Agnieszka Duczmal, przyznała kiedyś w jednym z wywiadów, że najchętniej swoją pałeczkę przekazałaby w przyszłości najmłodszej córce. Zaznaczyła też, że być może ma ona więcej talentu niż ona sama.

Pierwszy raz przed Orkiestrą Amadeus stanęłam w 2003 roku i chyba już wtedy tak naprawdę przyjęłam to wyzwanie. Wiedziałam, na co się piszę, jakie to jest obciążenie zarówno dla mnie, jak i dla mojej mamy. Bo przyzwyczaiłyśmy się już do tego, co często niektórzy próbują nam wmawiać (choć teraz już coraz rzadziej), że ja wszystko zawdzięczam jej, a ona z kolei wszystko mi załatwia. Nauczyłam się jednak z tym żyć i nabrałam dystansu. Może dlatego, że staram się rozwijać muzycznie niezależnie od Amadeusa. Jest to wyzwanie, bo wiem, ile ta orkiestra ode mnie wymaga. Wiem, że przekraczam z nią swoje granice. I to jest świetne, bo rozwija się zarówno ona, jak i ja.

Taki komplement - nie tyle z ust własnej mamy, tylko kobiety, która pierwsza stanęła za pulpitem w La Scali - to chyba coś...

Mama nigdy nie zmuszała nas np. do gry na instrumentach. Zawsze mówiła: "Zrobisz, co będziesz chciała". Na szczęście swoją przygodę z dyrygenturą rozpoczęłam z dala od Polski, bo mama dzięki temu wie, że to jest tylko i wyłącznie mój wybór. Kiedy dyskutujemy o utworach - a widzimy i czujemy je zupełnie inaczej - zawsze jednak mówi, co myśli. Wie, że poprowadzę je po swojemu, ale wcześniej przemyślę jej sugestie.

Mama zawsze była wymagająca. Naprowadzała mnie na jakiś tor myślenia, ale nie chciała w żaden sposób zdominować. Zawsze szłam swoją drogą, słuchając jednak jej rad.

A czy takich cech nie musi mieć właśnie dobry dyrygent?

Dokładnie tak. Świetny dyrygent potrafi również słuchać orkiestry, choć oczywiście narzuca jej w pewien sposób swoją interpretację. Dyrygent ma swoją wizję utworu, wie dokładnie, jak on powinien wyglądać i zna każdą nutę. Ale ten dobry dyrygent obserwuje także orkiestrę, bo ona może mu bardzo wiele zaoferować.

Czy znajomość orkiestry pomaga w dyrygowaniu?

To zależy. Na pewno, pracując z kimś dłużej i częściej - jak np. w przypadku Amadeusa, warto dbać o codzienne relacje, bo jesteśmy trochę jak rodzina. Spędzamy ze sobą co najmniej połowę życia. Staramy się okazywać sobie szacunek i być spokojni, a to się potem przekłada na muzykę. Dyrygenci są również przyzwyczajeni do tego, że podróżują po świecie i regularnie stają przed nowymi orkiestrami. To wymaga szybkiej adaptacji do nowych warunków i nowych osobowości. W pierwsze piętnaście minut muszę rozszyfrować orkiestrę i przekonać ludzi do siebie, swojej osobowości. To nie jest łatwe.

Ile czasu potrzebuje dyrygent, żeby poznać orkiestrę?

Tak naprawdę potrzeba na to wielu lat, a przed koncertem mamy na to tylko kilka dni. W związku z tym musimy być świetnymi psychologami. Sprawić, by muzycy chcieli z nami od razu współpracować. Żeby chcieli podążyć za naszym tokiem myślenia. To jest właśnie magia. Prawdziwy dyrygent potrafi zaczarować orkiestrę w ciągu pierwszych 15 minut.

Jakich zaklęć używa?

Do tej pory jeszcze nikomu nie udało się ich zapisać. Ale na pewno dobry dyrygent, żeby czarować, musi mieć wiedzę i charyzmę. Musi też znać się na ludziach.

To może kobietom łatwiej dyrygować? Bo obserwatorkami jesteśmy na pewno lepszymi.

Jesteśmy lepszymi obserwatorkami, to prawda. Ale to pierwszych parę godzin przed orkiestrą jest dla dyrygenta najważniejsze, bo w tym czasie muzycy muszą przestać myśleć o jego płci.

Czyli o kwestii płci w tym zawodzie nadal trzeba rozmawiać?

Kobieta w każdym zawodzie musi być specjalistą. Ale niewątpliwie kobietom jest trudniej, bo to one rodzą dzieci, a potem wychowują i zajmują się domem. W związku z tym też ich czas jest bardziej wypełniony. Mając syna, sama wiem, ile muszę poświęcić. Wiem, ile poświęcenia wymaga ode mnie poskładanie tego wszystkiego - żeby dom dobrze funkcjonował, ale też ja w pracy. Zazwyczaj dzieje się to kosztem snu, ale myślę jednak, że warto. Powtarzam wszystkim kobietom, że mają walczyć o swoje. Bo to, że posiadamy dzieci nie oznacza, że mamy rezygnować ze swoich marzeń. Jakichkolwiek.

A w domu pani dyryguje?

O to trzeba zapytać mojego męża. Ale tak na poważnie - to nie. Mój mąż nie daje sobą dyrygować. A ja z przyjemnością oddaję kilka obowiązków.

Malarza czy pisarza, nawet jak się nie podpisze pod swoim dziełem, możemy często rozpoznać po stylu. Czy z dyrygentem jest podobnie?

Tak, bo orkiestra, kiedy prowadzą ją różni dyrygenci, brzmi zupełnie inaczej. To kwestia gestu, poczucia czasu, wyczucia dźwięku i muzyków. To jest piękne i właśnie charakteryzuje dyrygenta. Bo on, dyrygując, nie tylko mówi o muzyce. To, co robi, mówi też o jego osobowości.

Pani bliżej do dyrygenta poety czy kaprala?

Poezja jest częścią muzyki i dzięki temu można sobie wyobrazić dźwięk. I ja walczę o to. Erę kaprala mamy już sobą, to były czasy np. Arturo Toscaniniego. Dziś musimy się dogadać z muzykami i w sposób kulturalny namówić do tego, jak czujemy dany utwór. Staram się rozmawiać z muzykami nie tylko o sprawach technicznych, ale też przemawiać do ich wyobraźni.

Co chciałaby pani zagrać z Orkiestrą Amadeus, a jeszcze tego nie zrobiła? O czym marzy?

Od lat jestem zakochana w Gustavie Mahlerze. I już w kwietniu spełni się to moje marzenie, ponieważ wykonany w Poznaniu jego I Symfonię, świeżo zaaranżowaną na mały zespół z małą grupą instrumentów dętych. W Polsce mimo swojej wielkiej atrakcyjności ta muzyka nie jest chętnie grywana. Na całym świecie orkiestry mają ją wpisaną w swój stały repertuar. U nas kobieta miałaby zadyrygować takie trudne dzieło? "O nie!" - słyszę. Często spotykam się ze zdziwieniem i wręcz niedowierzaniem. A może warto by zerknąć najpierw na wartość dyrygenta, niezależnie od płci? Tak czy inaczej to właśnie Poznań usłyszy po raz pierwszy w Polsce kobietę dyrygenta prowadzącą orkiestrę w tej zjawiskowej symfonii Mahlera.

Wcześniej jednak poprowadzi pani koncert walentynkowy. Co usłyszymy podczas niedzielnego wieczoru?

Jego tytuł - "Sztuka kochania" - zaczerpnięty został od Owidiusza. To przepiękny zbiór tekstów o miłości, o tym, jak się zachować wobec wybranki czy wybranka. Podczas koncertu usłyszymy fragmenty poematu. Muzyka z kolei pięknie je dopełni. Będzie to oczywiście muzyka o uczuciach: Zakrętaniec, czyli polski taniec Jerzego Zieleniaka, Introdukcja i allegro op. 47 Edwarda Elgara oraz Fantasia on a Theme by Thomas Tallis Ralpha Vaughana Williamsa. Solistą będzie Meccore String Quartet, który doda kolorytu Orkiestrze Amadeus. Wisienką na torcie będzie natomiast Astor Piazzolla, którego tanga wykona znany wszystkim Wiesław Prządka.

A jak pani spędzi walentynki?

Jeszcze nie wiem, ale na pewno bez prezentów, bo jesteśmy przeciwni komercji. Myślę, że spędzimy ten czas jak zawsze tego dnia, czyli po prostu razem. Może pójdziemy do kina, teatru albo na kolację? No i będzie z nami tradycyjnie nasz syn, bo to w końcu owoc naszej miłości. 

rozmawiała Monika Nawrocka-Leśnik

Anna Duczmal-Mróz - okrzyknięta przez niemiecką prasę "sensacyjną dyrygentką". Ukończyła studia dyrygenckie na Hochschule für Musik und Theater w Hanowerze. Była asystentką Eiji Oue w NDR Radiophilharmonie oraz Antoniego Wita w Filharmonii Narodowej. Wielokrotnie prowadziła koncerty z orkiestrami w Niemczech, Włoszech, Belgii, Austrii, Ameryce Południowej oraz współpracowała ze wszystkimi najważniejszymi orkiestrami w Polsce. Prowadziła kursy mistrzowskie w Polsce i zagranicą. Nagrała 3 płyty, a ostatnia była nominowana do nagrody Fryderyki za najlepszy album zagraniczny. Od 2009 jest drugą dyrygentką Orkiestry Kameralnej Polskiego Radia Amadeus.

  • Koncert walentynkowy "Sztuka kochania"
  • dyrygent: Anna Duczmal-Mróz
  • recytator: Michał Kocurek
  • wykonawcy: Orkiestra Kameralna Polskiego Radia Amadeus, Meccore String Quartet oraz Wiesław Prządka
  • Aula UAM (ul. Wieniawskiego 1)
  • 12.02, g. 18
  • bilety: 30, 40 i 50 zł (dostępne w CIM-ie)