Kultura w Poznaniu

Muzyka

opublikowano:

Muzyka z hamaka - do posłuchania w letnim nastroju

Terminu "muzyka hamakowa" nie wymyśliłem sam. Usłyszałem go przed laty w Polskim Radio. Do dziś myślę, że to określenie z jednej strony bardzo wdzięczne, z drugiej - uroczo niejednoznaczne. 

. - grafika artykułu
rys. Ola Szmida

Epitet "muzyka hamakowa" może być bronią przeciw wszechobecnej, pretensjonalnej, otaczającej nas i osaczającej "pop muzyczce". Może być jednak również próbą uchwycenia muzyki wymykającej się podziałom gatunkowym, a sprawiającej przyjemność w letni czas. Tu zresztą rodzi się jeszcze jedna kwestia. Media od lat wmuszają w nas "wakacyjne kino", "wakacyjne lektury" i taką też muzykę - każąc nam rozumować, że skoro przez cały rok się napracowaliśmy, wolno teraz poobcować z twórczością mniej zobowiązującą. Ale może jest całkiem odwrotnie? Może przez cały rok, z braku czasu i ochoty, odpychaliśmy od siebie poważniejsze tematy. Może upragnione wakacje są - nareszcie - właściwym czasem, by zmierzyć się z ambitniejszą twórczością? Nie będę jednak zachęcał do "hamakowego" słuchania Witolda Lutosławskiego czy Igora Strawińskiego (choć nie wykluczam i takich rozwiązań). 

Polecam jednak z całego serca dwie inne ścieżki - muzykę, do której można pomachać nogą na hamaku, ale przyda się też otwarta głowa i - czemu by nie? - serce. 

Pierwsza ścieżka to powrót do mistrzów (i mistrzyń) śpiewania z gitarą. Nowych artystów i pretendentów do sławy są całe zastępy, ale chyba żaden z nich - choćby nie wiem jak się wytężał - nie uzyska tego, co w swej pozornej prostocie osiągnął poł wieku temu (a potem z sukcesem rozwijał) Bob Dylan. Ale przecież nie tylko on, bo również Paul Simon (w duecie z Artem Garfunkelem i solo), Neil Young, a także wielkie panie - Joni Mitchell, Joan Baez. Jedna płyta każdego z nich ma w sobie więcej czaru niż pół roku słuchania popularnych radiostacji. Na wakacyjne poranki, na letnie wieczory, na lipcowe burze i słoneczne kąpiele: Dylan, Simon, Mitchell. Warto sprawdzić.

Druga ścieżka? Wciąż będę polecał polską muzykę folkową. Nawet jeśli nie będzie nigdzie w pobliżu okazji, by na żywo jej posłuchać, warto poszukać płyt. Zanim na przykład uwierzymy Halinie Mlynkovej, wyznającej skromnie, że jest ona "jedyną kobietą na scenie folkowej" [sic!], warto posłuchać rzeczywiście folkowych artystek - z charakterem i wielkim talentem. A tych naprawdę nie brakuje: Agata Siemaszko, Karolina Cicha, ale też liderki zespołów Babooshki czy Mosaik - to tylko wybrane artystki, których płyt warto szukać. Wielbicieli folkowego męskiego grania ucieszy świetny nowy krążek Joszko Brody, świeża płyta Macieja Filipczuka, ostatni album Janusza Prusinowskiego czy wspólne dzieło Jorgosa Skoliasa i braci Olesiow, łączące tradycję sefardyjską, grecką i jazzową improwizację. Przy nich również na hamaku można się rozkołysać lub zadumać. 

Tomasz Janas