Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Kaczka w Apartamencie do Spraw Nadzwyczajnych

u Joli Załeckiej

Jola Załecka - twórczyni Teatru Mody, fot. G. Załecka - grafika artykułu
Jola Załecka - twórczyni Teatru Mody, fot. G. Załecka

Słońce, choć zachodzące, raziło w oczy, kiedy szukałam pracowni Joli Załeckiej. Przez półprzymknięte powieki wyglądałam zielonego domu z kolumnami. Ten, który odpowiadał opisowi, był zbyt wysoki, jak na moje wyobrażenia, ale logo na szklanych drzwiach nie pozostawiało wątpliwości: to było to miejsce.

Unosząc roletę, odgradzającą atelier od świata, weszłam do środka - wprost w pastelowy, idylliczny pejzaż. Z ogromnego fresku patrzyły na mnie dwie kobiety w sukniach z dawno minionego czasu, w prawym rogu unosił się latawiec, nieco wyżej smok, po lewej - "drzewo szczęścia" z "jabłkami pokusy" i podpis "Lech Ratajczyk". - Kiedy to malował, nie pozwalał mi zajrzeć, nic nie mówił, wszystko było zasłonięte, ale zobacz - usłyszałam później od Joli - ile tu ważnych dla mnie symboli, jak wszystko jest przemyślane! Wiesz, że jestem chińskim Smokiem? Nie wiedziałam. Za moimi plecami pyszniły się misternie uszyte kreacje. Na murowanej szafie z drewnianymi, rzeźbionymi drzwiami wisiała suknia z delikatnego, popielatego muślinu, ozdobiona haftami. Wśród cudów sztuki - na środku - wielki stół ze szklanym blatem, rozbielony tulipanami, zapełniony półmiskami, gotowy na przyjęcie.

Idąc za głosem płynącym z głębi domu, odkryłam nowe miejsce - prywatną część Atelier: niewielki aneks kuchenny połączony z pokojem dziennym, a ten z kolejnym, w którym leżały projekty słynnych sukien Joli. Zagarniał nas coraz bardziej śpiew Cesárii Évory. Robiło się magicznie. Po chwili siadłyśmy do stołu i zaczęło się ucztowanie. W kieliszkach wytrawne wino. Najpierw zwinięte plastry łososia przewiązane porem, skrywające w sobie drobno utartą białą rzodkiew, zmieszaną z bitą śmietaną. Potrawa niecodzienna nie tylko z powodu nadzienia, ale i dlatego, że podana z oliwą z oliwek, wymieszaną z rozdrobnionym wędzonym pstrągiem, kaparami, kolendrą, koperkiem i szczypiorkiem. Potem ciepła bagietka i pasztet pachnący... pomarańczami! To ciekawe połączenie: masę z wątróbek drobiowych miesza się między innymi z jabłkami, majerankiem, rozmarynem, porto i czerwonym winem, ozdabia galaretą z likierem pomarańczowym i krążkami cytrusów. Lekko słodki w smaku. Niezwykle delikatny. Warto przepis zapamiętać. Jako danie główne piersi kacze w sosie limonkowym. Żadnych jabłek! Gospodyni nie zdradziła proporcji, ale sos miał smak mocno-kwaśny. Do tego na talerzu zielone szparagi, fasolka, truskawki, świeże mango, kolendra, cukinia w ziołach. Potem sery w czterech smakach i sałata z avocado. No i deser: sernik ozdobiony bluszczowymi listkami z czekolady, polany gorącymi malinami, posypany pudrem! Cudowna kompozycja. Teatr smaków. W kuchni, w życiu, w sztuce.

U Joli wszystko zawsze jest naznaczone jej indywidualnym rysem. We wszystkim znaleźć można zachwyt nad światem. Niezależnie od tego, czy bierze do rąk jedzenie, tkaninę czy papier. Ostatnio papier coraz częściej. Pisanie pochłania ją bez reszty. - To też kreacja. Prowadziły mnie do niej wszystkie doświadczenia: od analizy dzieła literackiego w Instytucie Kulturoznawstwa, gdzie znalazłam się po studiach, otwartego przewodu doktorskiego, rezygnacji z kariery naukowej, przez teatr, film, po modę - opowiada Jola.

Jest coś, czego w sztuce nie robiłaś?

Nie tworzyłam dźwięków, ale podążałam za nimi, tworząc moje spektakle.

A poezja? Pisałaś wiersze?

Zdarzało się, ale to ludzi najmniej obchodzi.

Tworzysz dla ludzi?

Już chyba nie. Moja książka "Apartament do Spraw Nadzwyczajnych" wzbudziła wiele... milczenia. Rok mi zajęło zrozumienie powodów. Dojrzałam i chcę żyć dla siebie, resztę mojego czasu przeżyć w sposób godny. Robiłam teatr mody i wydawało mi się, że walczę o to, żeby dać ludziom coś niezwykłego. Doszłam jednak do wniosku, że to walka z wiatrakami, bo znowu doświadczam czegoś, co znam z czasów komuny. Ludzie nie chcą piękna. Tylko niektórzy z nich potrzebują nisz. Dziś robię zatem pokazy dla siebie i kilkunastu osób. To mi sprawia przyjemność. Może nawet większą niż prezentacje dla tłumu podążającego za błyskiem fleszy.

Czy to znaczy, że się wycofałaś?

Nie, skądże! Jestem ciągle aktywną projektantką. Wkrótce lecę na Nową Zelandię z lnianym pokazem. Ale wiesz, ja już swoją chwałę miałam. Moje kreacje były pokazywane i sprzedawane w wielu krajach świa-ta - niekiedy tak odległych, że nie docierały tam nasze media. Już nie muszę za niczym gonić - zresztą, nigdy tego nie chciałam i nie umiałam. Znam swoją wartość. Teraz doświadczam czegoś nowego. W maju będę w Portugalii. Pozbieram doświadczenia, posmakuję klimatu. Tak, jak kiedyś Francji i Szkocji. Nie wiem, co z tego wszystkiego wyniknie, ale jestem tego ciekawa.

I to wystarcza artyście? Przecież artyści lubią być podziwiani, kochani przez tłumy.

Ja sama umiem kochać siebie i nie jest mi potrzebny tłum. Nie muszę w jego oczach szukać potwierdzenia swojej wartości. Zrozumienie przykazania miłuj bliźniego swego jak siebie samego przyszło do mnie z czasem.

Tak jak potrzeba pisania?

To wspaniałe uczucie: wyczarowuję słowa i w trakcie pisania rodzą się takie rzeczy, że sama jestem zadziwiona. Zawsze miałam w sobie potrzebę kreowania. Gdyby mnie gdzieś zamknięto, pewnie nawet z kurzu bym lepiła. Mam to po rodzicach. A teraz wymyślam sobie cały piękny świat, w którym chcę być. Wiesz, jaką mi sprawiało radość pisanie opowiadania umiejscowionego w dalekiej miejscowości nad morzem? Obok mnie człowiek, z którym mi dobrze, rozmawiamy, jest piękna przyroda, świetne jedzenie, sztuka. I zatapiam się w rzeczywistości z pogranicza snu. To cudowne.

Zwłaszcza, gdy codzienność wokół pozostawia wiele do życzenia...

Mam świadomość, że to rodzaju ucieczki od zwyczajności. No cóż... Instynkt samozachowawczy zawsze pchał mnie ku snom. Piszę niepopularne rzeczy, wyrażam niepopularne myśli - nikt ich nie chce w świecie komercji. Ale piszę, sprawia mi to radość, wiem, że tworzę.

I to jest szczęście?

Szczęście. Ze wszystkiego można czerpać.

Ceną jest osobność.

Czas dany jest mi po to, bym obdarowała sobą kilka najbliższych osób. Nikogo więcej.

Nad czym teraz pracujesz?

Nad opowiadaniami. Nie muszą ich czytać wszyscy. One wymagają specjalnej oprawy, nietypowego otoczenia. Wydam je z pomocą Concordia Print na... organdynie. W jednym egzemplarzu. Dodatkowo wydrukujemy trochę na papierze, żeby kilka osób mogło je przeczytać. Będzie i wernisaż. Jedno z opowiadań nawiązuje do różnych utworów muzycznych. Jest takie piękne miejsce na Świętym Wojciechu - prawdziwy salon dźwięków. Kiedy je zobaczyłam, zachwyciłam się, byłam oszołomiona ilością pięknych pianin - narzędzi transcendencji. Tam się spotkamy.

Anna Kochnowicz

Napisz do redakcji: kulturapoznan@wm.poznan.pl

Jola Załecka - twórczyni Teatru Mody, kreatorka mody, autorka kostiumów baletowych, operowych, autorka filmów, pisarka.

  • 23.05. g. 19.30, galeria Dźwięczne wzgórze (ul. Św. Wojciech 8) - prezentacja opowiadań Joli Załeckiej pt. "Kandyzowane światło" i "Leo" oraz występ zespołu muzycznego Quore Trio