Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Jestem szczęśliwa, jeśli poczuliście smutek

Podczas środowego koncertu Yasmin Levy nastąpiła szczególna chwila - publiczność ochoczo włączyła się w śpiewanie refrenu jednego z jej utworów. Poruszona wokalistka poprosiła ze sceny by zapalić światło dla publiczności, bo chciała widzieć twarze osób, które z przejęciem śpiewają jej piosenkę.

. - grafika artykułu
fot. Tomasz Nowak

Yasmin Levy nie zawsze chciała być piosenkarką. Pomysł ten zrodził się w niej dopiero kiedy skończyła dwadzieścia lat. Żartuje, że od dziecka chciała być Julio Iglesiasem, ale kiedy zaczęła dorastać zrozumiała, że to niemożliwe i musiała zmienić swoje plany. Na szczęście, artystka nie porzuciła marzeń całkowicie i odrzucając racjonalny pomysł studiowania weterynarii, oddała się muzyce. Istotne było dla niej by pasję do śpiewu połączyć z miłością do swojej kultury.

- Z muzyki wyniosłam naukę: żeby nie osądzać innych, tylko ich szanować. Bez względu na pochodzenie czy kolor skóry. Tego nauczyło mnie ladino - wyznała kiedyś w "Folk-Expressie". Tradycja sefardyjskich żydów zostaje wypierana przez multikulturową współczesność, a język ladino (wywodzący się z kręgów żydowsko-hiszpańskich) staje się coraz mniej słyszalny na ulicach izraelskich i hiszpańskich miast. Pamięć o sefradyjskich żydach, których kultura sięga XV wieku, zostaje przez piosenkarkę złączona z rytmami andaluzyjskiego flamenco. Levy przedstawia swoją twórczość jako światowy miks rożnych kultur. W swojej muzyce łączy wszystko to, co sama lubi i co ją inspiruje. Jej piosenki, w których przebija się wyraźna nuta pochodzenia żydowskiego oraz elementy perskiego brzmienia, w połączeniu owocują oryginalnymi i ciekawymi kompozycjami. Do własnej wersji flamenco wplata zestaw nowych instrumentów, takich jak wiolonczela, fortepian, czy lutnia arabska.

Oswajanie publiczności

Koncert w poznańskiej Sali Ziemi nie był jej pierwszym występem w Polsce. Jej współpraca z Polską Orkiestrą Radiową w Studiu Koncertowym Polskiego Radia w Warszawie okazała się ogromnym sukcesem, dlatego na kwietniowe wydarzenie przyszła tłumnie rzesza wielbicieli piosenkarki. Początkowo Levy wraz z zespołem budowała bardzo stabilne i raczej spokojne napięcie sceniczne, jakby chciała oswoić publiczność. Wykonane zostały tanga oraz kilka spokojniejszych piosenek z dawnego repertuaru wokalistki. Ku zaskoczeniu zgromadzonych ze sceny wybrzmiała również hiszpańskojęzyczna wersja piosenki Ta ostatnia niedziela, którą artystka poznała dzięki swojej polskiej przyjaciółce. Jak wyznała, jest to pieśń, która nieustannie wprowadza ją w smutny nastrój, niezależnie od tego jakimi psychoterapeutami by się otaczała.

Wokalistka miała wzorowy kontakt z publicznością. Rytm wyklaskiwany przez muzyków zostawał w mig podłapywany przez słuchaczy, którzy chętnie wchodzili w interakcję z muzykami. Między piosenkami artystka rozbawiała odbiorców niewymuszonym dowcipem lub poruszała historiami o nieszczęśliwej bądź zakończonej miłości. Żartowała, że jeśli wyjdziemy z koncertu smutni, będzie czuła szczęście i spełnienie. Jak zdradziła, smutek jest najpiękniejszą emocją i nie wyobraża sobie życia bez niego, dlatego chciałaby żebyśmy podczas koncertu dali się ponieść pełnej nostalgii podróży muzycznej do swoich wnętrz. Doskonale żonglowała przy tym nastrojem. Przesadnie ckliwe momenty rozbrajała dowcipem, a smutek stawiała obok refleksyjności i zadumy. Czyniła to nie tylko znakomitym wykonaniem swoich piosenek, ale także słowem. Opowiadała na przykład o zakochanej parze spędzającej wspólnie swój ostatni wieczór i przytoczyła historię o własnym złamanym sercu, które goiła miłością do małego psa.

Artystka dbała też o liczne nawiązywanie do polskości, które odbierane były przez słuchaczy z radością. Wokalistka przyznała, że poza Turcją i Grecją, Polska jest  jednym z  miejsc, w którym czuje się jak w domu. Na samym początku koncertu wygłosiła jednozdaniowe oświadczenie w języku polskim, które brzmiało: "Jesteście częścią mojego życia i sztuki", wzbudzając tym burzę oklasków.

Una noche mas

Podczas koncertu wokalistka oraz jej zespół byli w znakomitej kondycji. Wspaniała barwa głosu piosenkarki rozlewała się po sali hipnotyzując publiczność. Jej mocny wokal można było niekiedy słyszeć nawet bez pomocy mikrofonu, który trzymała w oddaleniu dla wywołania odpowiedniego wrażenia. Wspaniale wypadł też gitarzysta, który otrzymał od publiczności entuzjastyczne owacje pod koniec koncertu.

W trakcie utworu Adio Kerida nastąpiła szczególna chwila - publiczność ochoczo włączyła się w śpiewanie refrenu. Cała Sala Ziemi rozbrzmiała powolną i pełną smutku piosenką o odejściu ukochanego. Utwór ten jest jedną z popularniejszych piosenek artystki. Został zamieszczony z filmie Bulgarian rhapsody z 2015 roku, czym przyczynił się do wzrostu popularności Levy. Nastrój jest niezwykle istotnym elementem twórczości piosenkarki. Z jego pomocą trafia w emocjonalne struny swoich odbiorców. Warto więc zauważyć, że organizatorzy koncertu zadbali o to, by za sprawą technicznych rozwiązań podkręcić intencję artystki. Przez cały czas światło na sali było przygaszone, jedynie scena mieniła się na przemian ciepłą żółcią, głęboką czerwienią lub hipnotyzującym granatem. W tle pojawiły się delikatne i przyjemne dla oka wizualizacje budzące skojarzenia z kalejdoskopowymi mozaikami, które pomagały zatopić się w muzyce.

Powolne zasłuchanie zostało jednak przełamane zapowiedzią piosenki, na którą większość ze zgromadzonych fanów czekała z zapartym tchem. Gdy tylko wybrzmiały pierwsze takty Una noche mas sala rozświetliła się blaskiem telefonów i aparatów, bacznie rejestrujących ten  moment.  Swoim zaangażowaniem w śpiewany tekst Levy pięknie oddała melancholię oraz żal po utracie miłości.

Julia Niedziejko

  • Yasmin Levy - koncert
  • 11.04
  • Sala Ziemi

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019