Kultura w Poznaniu

Kultura Poznań - Wydarzenia Kulturalne, Informacje i Aktualności

opublikowano:

Inspirujący wymiar przyjaźni

- Nie mam już tak wielu złudzeń jak Ewa, która pozostała poza wiekiem, jest niemetrykalna i wciąż pełna entuzjazmu do życia i ludzi - mówi Jagoda Ignaczak**, autorka biografii Ewy Wycichowskiej*, wybitnej tancerki i choreografki.

. - grafika artykułu
Ewa Wycichowska (z lewej) i Jagoda Ignaczak podczas promocji książki "Istnienie grać", fot. K. Fabiański

Zastanawiam się, czy książkę o Ewie mógłby napisać ktoś inny?

Jagoda Ignaczak: Pewnie mógłby, ale byłoby mu trochę trudniej, bo ja nie musiałam się dowiadywać, jak Ewa tańczy, jakim jest choreografem, dyrektorem, pedagogiem, profesorem, człowiekiem. Wszystko to znam z autopsji. Pracowałyśmy razem 30 lat, przyjaźnimy się jeszcze dłużej...

Jak to się zaczęło?

J.I.: Ewę podziwiałam najpierw jako widz Teatru Wielkiego w Łodzi. Byłam jej fanką. Pracując w Zakładzie Dramatu i Teatru Uniwersytetu Łódzkiego, zajęłam się tańcem w rozumieniu akademickim. Wtedy wiedzę czerpało się głównie z oglądania spektakli i rozmów z tancerzami, choreografami, publikacji było niewiele. Moim przyjacielem był ówczesny kierownik literacki Teatru Wielkiego w Łodzi i ja ciągle mu marudziłam, że muszę poznać "Wyci"  - bo tak się o Ewie mówiło - no i któregoś razu, podczas przerwy w próbie, po prostu nas sobie przedstawił. Zaczęłyśmy rozmawiać, coraz dłużej i częściej, potem zorganizowałam z nią spotkanie na swojej uczelni, a kiedy rozpoczęła pracę w Polskim Teatrze Tańca, stałam się konsultantem literackim. Pierwszy raz przy Samotności Fauna.

Ewa Wycichowska: Namawiałam ją też, żeby przyszła do Teatru...

J.I.:...no i udało się to na tyle, że zaczęłam jeździć do Poznania. Najpierw na parę godzin, potem na ćwierć etatu, pół etatu, aż wreszcie - po 10 latach - zlikwidowałam mieszkanie w Łodzi i przeniosłam się tutaj na stałe.

E.W.: Porzuciła swój doktorat. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia.

J.I.: W czasie urlopu doktorskiego uporządkowałam archiwum Teatru.

E.W.: Uspokajała mnie, że właśnie z tego napisze pracę.

J.I.: Teatr jest bardzo zachłanną instytucją i w końcu musiałam dokonać wyboru. Pełniłam tu oficjalne funkcje, ale robiłam też wszystko, co akurat było potrzebne. Nie wystąpiłam jedynie na scenie, bo to sobie zastrzegłam w kontrakcie.

A mogło się tak zdarzyć?

J.I.: Ewa obsadzała wszystkich...

Wasza przyjaźń miała wymiar inspirujący.

E.W.: To było wzajemne wspieranie się. Nawet kiedy miałyśmy różne zdanie na jakiś temat. Zawsze wiedziałam, że z tego na pewno wyniknie coś, co mi pomoże wybrać rozwiązanie najwłaściwsze.

Twoja droga w książkowym opisie wygląda na szalenie konsekwentną.

E.W.: Na początku myślałam, że to są przypadki. Ale jednak nie: wszystko prowadziło do czegoś. W jakimś sensie to chyba efekt zawierzenia. Jestem religijna. Bo nawet jak pojawiały się kłody pod nogami, to udawało mi się zbudować z nich stopnie. Niedawno sobie uświadomiłam, że w moim życiu, także prywatnym, wszystko układało się w kadencje: dokładnie co 10 lat dochodziły nowe wyzwania, a te utwierdzały mnie w przekonaniu, że podejmowałam słuszne decyzje.

J.I.: One nie zamykały, tylko otwierały.

Jak na przykład rozstanie z mężem.

J.I.: Czasami, żartując, mówię: "No i co? Jakbyś była z Gołębiowskim, to najwyżej byś gotowała mu obiady i wnuki chowała". Gdyby Ewa nie rozstała się z Tomkiem, to pewnie nigdy nie odważyłaby się zrobić choreografii, bo namaszczonym na choreografa był on.

E.W.: A ja się modliłam, żeby mu wyszło.

J.I.: To, co wydawało się momentem zamykającym jej życie, jej przyszłość, okazało się w konsekwencji otwarciem drzwi do wielkiej kariery. Wszechstronnej.

Konstrukcja książki opiera się na zapętlaniu czasu.

J.I.: Od początku wiedziałam, że to będzie rodzaj pisania szkatułkowego, tzn. że jakaś jedna historia prowadzi do kolejnej. I że będzie w tym masa dygresji, bo Ewa jest taka właśnie - dygresyjna, wszelkie więc próby uporządkowania tej narracji byłyby - przy okazji - zafałszowaniem jej obrazu jako człowieka i jako artystki. Ale wiedziałam też, że muszę pogodzić dwie przestrzenie: życia i twórczości - związku u Ewy nierozerwalnego - i przestrzeń analityczną, by pokazać jej twórczość nie tylko w kategorii kronikarskiej. Zdaję sobie sprawę, że pierwszą część - dzięki anegdocie - czyta się łatwiej, natomiast ta druga jest może mniej atrakcyjna przez motywy teoretyczne, ale uważałam, że tak to wyglądać powinno i że mam do tego kompetencje.

I tak powstała książka, po którą powinien sięgnąć każdy, kogo interesuje historia tańca współczesnego w Polsce.

J.I.: Tak też chciałam, ponieważ u nas przez tę historię idzie się "na skróty"; wielu uważa, że taniec współczesny powstał po roku 90. A to przecież nie tak! Ewa też nie ukształtowała się w zamkniętym pokoju, tylko dzięki spotykaniu na swej drodze wielu wybitnych artystów. Przywołanie tego kontekstu było bardzo świadome. I osadzenie w nim Ewy.

W książce jest sporo zaskoczeń, na przykład Borys Ejfman jako właściwie Twój, Ewo, uczeń.

E.W.: Tak bym tego nie nazwała, ale na pewno otwierałam mu coś, czego sam nie doświadczył. Kiedy przyjechał do Łodzi, byłam po stypendium w Paryżu, spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu, partnerował mi na próbach, wiele mu pokazywałam z tego, co sama poznałam, i potem - wykorzystując to, co widział - zmieniał Gajane, szczególnie duety. Ja też się od niego uczyłam. Fascynował mnie jako tancerz i jako choreograf.

W podtytule, Jagodo, napisałaś "portret", co oznacza, że pokazujesz także siebie, swój stosunek do Ewy i jej świata.

J.I.: Opierałam się na faktach, relacjach i na moim własnym oglądzie, a on się nie tworzył w momencie pisania, tylko kształtował przez bardzo wiele lat. Wydaje mi się, że jest... odpowiedzialny i nawet jak piszę o sprawach trudnych, to z perspektywy kobiety, która już od dawna wie, że każda sytuacja, każda historia ma dwa punkty widzenia. W tej książce jednak przedstawiam swój własny.

Czasami zaprawiony goryczą.

J.I.: Bo nie mam już tak wielu złudzeń jak Ewa, która pozostała poza wiekiem, jest niemetrykalna i wciąż pełna entuzjazmu do życia i ludzi.

Nie obawiasz się, że niektórzy się obrażą?

J.I.: Absolutnie nie! W życiu Ewy postaci z negatywnym cieniem nie brakowało. Kiedy piszę krytycznie o kimś czy o czymś, to - po pierwsze - to są fakty i mam na nie dowody, a po drugie - robię to, moim zdaniem, niezwykle delikatnie; zdarzenia, które miały miejsce, zasługiwały często na znacznie ostrzejszą reakcję. Nie chciałam nikogo obrazić, natomiast jest moim obowiązkiem pisać także o sprawach trudnych. Ten portret nie byłby prawdziwy, gdybym zakłamywała rzeczywistość - zwłaszcza że żyją jej świadkowie. Nie jestem hipokrytką.

E.W.: To są wątki związane głównie z obecnym obliczem PTT. Nie jest tajemnicą, że się z nim nie identyfikuję.

rozmawiała Anna Kochnowicz-Kann

*Ewa Wycichowska - tancerka, choreograf, profesor tańca, następczyni Conrada Drzewieckiego, przez 28 lat dyrektor naczelna i artystyczna Polskiego Teatru Tańca

**Jagoda Ignaczak - teatrolog, historyk tańca, w latach 1989-2016 kierownik literacki i rzecznik prasowy Polskiego Teatru Tańca pod dyr. Ewy Wycichowskiej

  • promocja książki "Istnienie grać"
  • 27.09, g. 17
  • Waga Miejska, Sala Konferencyjna (Stary Rynek 2)
  • w spotkaniu udział wezmą autorka książki Jagoda Ignaczak oraz jej bohaterka Ewa Wycichowska, prowadzenie: Stefan Drajewski
  • wstęp wolny, na gości spotkania czekają egzemplarze w cenie promocyjnej
  • publikacja została zrealizowana we współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca w ramach "Programu wydawniczego 2018"

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018