Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Samobójca z hotelu "Pod Orłem"

Miał zwyczaj wyrażać sądy ostre, okraszone nutą sarkazmu. Tylko posiadacze fizjonomii charakterystycznej mogli liczyć na jego wysmakowany portret. Ze względu na doskonałe wykształcenie i umiejętności był wśród międzywojennych fotografów poznańskich zjawiskiem absolutnie wyjątkowym. Dlaczego w sile wieku ze sobą skończył? Bronisław Preibisz (1879-1929).

. - grafika artykułu
"Autoportret w gronie kolegów" - Bronisław Preibisz pierwszy z prawej, Lwów 1917, fot. Bronisław Preibisz, ze zb. J. Piwowarskiego

W marcu 1929 roku "Gazeta Bydgoska" podała, że "2 bm. o godz. 16 w pokoju pewnego hotelu w Bydgoszczy popełnił samobójstwo przez zastrzelenie pewien przyjezdny z Poznania, fotograf Bronisław Preibisz, lat 50. Pozostawił on list pożegnalny do pewnej rodziny, w którym jednak powodu samobójstwa nie wymienił".

Czy obawiał się, że go nie zrozumieją? A może był tego pewien?

Fenomen

Jego nazwisko niewiele dziś mówi. A zaledwie dziesięć lat przed śmiercią, zaraz po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, nowe państwo powierzyło mu współorganizację (z czwórką innych ludzi kultury) poznańskiej Szkoły Sztuki Zdobniczej. Nie tylko stworzył w niej Wydział Fotografii Artystycznej i oddał studentom do dyspozycji własną pracownię na placu Wolności 11. On od początku uczestniczył w debatach na temat szkolnictwa artystycznego.

Program Poznańskiej "Zdobniczej" odwoływał się do wzorców niemieckich szkół rzemiosła artystycznego, które rozwinęły się jeszcze w 2. połowie XIX wieku. Gotowych rozwiązań dostarczyć mogły także uczelnie fotograficzne, tym bardziej że w Niemczech pozycja fotografii jako dziedziny sztuki już na początku XX wieku została mocno ugruntowana. Kuźnia artystyczna fotografów powstała w 1900 roku w Monachium. Tylko kto z Polaków tam dotarł? Otóż Preibisz był takim fenomenem. W 1910 roku został absolwentem monachijskiego Lehr- und Versuchanstalt für Photographie. Z odznaczeniem.

Przy blasku Eugene'a

"Odrzućcie, moi panowie, myśl, że coś potraficie; im bardziej oddalicie się od tej myśli, tym będziecie wrażliwsi na to, co wam tutaj zostanie zaoferowane" - mówił na otwarcie monachijskiej szkoły jej założyciel, dyrektor Georg H. Emmerich. Jako orędownik piktorializmu nadał uczelni zdecydowanie artystyczny charakter, wzmocniony jeszcze przez wykładającego tam od 1907 roku Franka Eugene'a (Smitha) - secesyjnego malarza, grafika i fotografa amerykańskiego pochodzenia. Eugene zakładał w 1905 roku razem z m.in. Alfredem Stieglitzem i Edwardem Steichenem słynne nowojorskie Photo-Secession - stowarzyszenie, którego celem była promocja fotografii jako sztuki. W Monachium rozpoczął pracę, gdy Photo-Secession dopięła swego, lansując amerykańską wersję piktorializmu. I taką fotografię Eugene wykładał, w zgodzie z zapatrywaniami Emmericha. Był artystą światowym, rozsławionym przez reprodukcje heliograwiur w "Camera Work" (piśmie Photo-Secession). Te fotografie na płytach miedzianych, specjalnie trawionych emulsją światłoczułą, dalekie od zwykłej odbitki, miały w jego wykonaniu szczególnie graficzny charakter za sprawą wstępnej obróbki negatywów rylcem. Skala trudności technicznej na zajęciach, jakie ich autor prowadził w szkole fotograficznej w Monachium, sięgała tak wysoko, jak szerokie musiały być horyzonty artystyczne, których oczekiwał od uczniów.

Trudno znaleźć innych Polaków studiujących w tej szkole przed I wojną światową. W międzywojniu zresztą też. Z Poznania - tylko dwie słynne fotografki: Germain Krull (1915-1917) i Lotte Jacobi (1925-1927). Nie każdego było stać na taką szkołę i na samo Monachium. Preibisz wyjechał tam jako niemal trzydziestolatek - po studiach budowy maszyn w Berlinie i Dreźnie oraz kilku latach pracy w warszawskiej fabryce brata na stanowisku kierownika technicznego. Pewnie gromadził fundusze na realizację nowych zainteresowań. Mimo że syn lekarza, miał czwórkę rodzeństwa, nie każde z nich mogło studiować, a co dopiero drugi kierunek.

Koniec perspektyw

W 1886 roku Preibiszowie stali się poznaniakami. Właściwie pleszewianie zjechali do Poznania po kilkuletnim pobycie w Dreźnie. W Poznaniu Bronisław chodził do gimnazjum. Wrócił tu i po studiach, i ze szkoły w Monachium w 1911 roku. Dopiero 3 maja 1912 roku osiadł na placu Wolności 11, czyli w gmachu Arkadii. Lokum to utrzymał aż do 1927 roku i tam właśnie przyjmował uczniów "Zdobniczej". Ciekawa pracownia - na ostatnim, czwartym piętrze, chyba w pomieszczeniach dzisiejszej administracji Ósemek. Dopóki perfekcyjna i czasochłonna fotografia, jaką uprawiał, przyciągała w mieście klientów, atelier na poddaszu miało swój urok i rację bytu. Preibisz jeszcze przed wybuchem wojny miał wystawy w Towarzystwie Przyjaciół Sztuk Pięknych, funkcjonował w miejscowym środowisku artystów.

Wypracował własny styl. Mało ingerował w negatyw, wykorzystywał światło i kompozycję, szlachetne techniki obróbki odbitek. Był mistrzem portretu, jednak ten upowszechnił się po I wojnie światowej. On nie chciał się naginać, a w 1921 roku "Zdobnicza" zlikwidowała Wydział Fotografii! Stojąc poza koteriami fotograficznych związków stowarzyszeń, fotoklubów, tonął. W 1927 roku przyjął nawet zlecenie na dokumentację fotograficzną budowy Pomorskiego Urzędu Wojewódzkiego. A przecież w głowie musiał mieć obraz kariery Eugene'a, który ze szkoły monachijskiej przeszedł w 1913 roku na akademię w Lipsku, by stworzyć pierwszą katedrę fotografii na świecie...

Do tego ta cukrzyca. Pewnie wejście na poddasze stało się wyzwaniem. W 1927 roku przeniósł się do zaprzyjaźnionego architekta Mariana A. Pospieszalskiego i urządził pracownię w suterenie. I to nie pomogło. Po kilku miesiącach przeniósł się do rodziny. Ale kątem u rodziny mężczyzna w sile wieku, który miał w ręku dwa zawody, który przez rok walczył na froncie...?

Monika Piotrowska

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019