Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Reporter rodzi się z wojny

Polak prekursorem fotoreportażu.

. - grafika artykułu
Żołnierze podczas porannej toalety, południowa Francja, prawdopodobnie wiosna 1918 r

I kto by pomyślał: zmarły 35 lat temu Tadeusz Cyprian - polski oskarżyciel podczas procesów norymberskich, sędzia Sądu Najwyższego i profesor prawa na UAM, znany też jako wielki popularyzator fotografii i rozmiłowany w malarskich kadrach piktorialista - podczas I wojny światowej torował drogę zawodowym fotoreporterom wojennym, którzy nadeszli wraz z Robertem Capą.

W archiwum Kolskiego Klubu Fotogra­ficznego FAKT znajdują się 133 negatywy Tadeusza Cypriana, które też pochodzą z okresu I wojny światowej. Organizacji, która nosi jego imię, przekazała je córka fotografa, zaraz po jego śmierci w 1979 roku. Zdjęcia te częściowo zapre­zentowano na wystawach w 1980 i 1998 r., lecz mimo to nie istnieją w świadomości powszech­nej. Wielka szkoda, bo są równie zaskakujące jak kolekcja francuska.

Sensacje są na wyciągnięcie ręki

Trzeba tylko przejść się do archiwum. Jeden z portali internetowych opublikował niedawno nieznane, reporterskie zdjęcia z I wojny świato­wej, znalezione w magazynach Kawalerii Fran­cuskiej. U nas takie odkrycia też są możliwe. Nazwisko Cypriana przyrosło do piktorializmu i starej techniki gumy i przetłoków, podczas gdy wojenne fotografie brawurowo wyrywają jego dzieło z archiwum i przenoszą w świat nowocze­snego, niesłychanie świeżego reportażu. To one, a nie jego "rozmodlone" nad pięknem ziemskiego krajobrazu kompozycje o wiele mówiących tytu­łach: Stara studnia, Poranne mgły, W słońcu, Stary Arab czy Zimowa bajka, uosabiają ducha, który odmienił fotografię dokumentalną właśnie w cza­sie pierwszego światowego konfliktu zbrojnego.

Fotografowanie staje się modne

Czysto reporterskiego ducha wyzwolił koniec belle époque - starego, wygodnego porządku, który wydawał się niezmienny, a runął bezpow­rotnie między rokiem 1914 a 1915. Od końca XIX w. gwałtowny rozwój techniki, w tym także fotograficznej, sprawiał, że fotografowanie w przededniu wojny nie było wcale zajęciem wybrańców, jak się nam dziś wydaje. Łatwość cyfrowej fotografii skłania nas ku myśleniu, że w dobie negatywowej fotografii początku XX w. nie mogło być mowy o powszechnym użyciu aparatu. A jednak to nieprawda. Rozwój tech­niki, stwarzanie ludziom ciągle nowych moż­liwości poprzez maszyny, cepeliny, samoloty i samochody fascynowało wszystkich. Fotografia była pośród tych możliwości w zasięgu pojedyn­czego człowieka, barierę mogła stanowić tylko cena sprzętu. Lecz przecież belle époque była epoką dostatku.

Ojciec Cypriana pracował jako urzędnik w fabryce tytoniu. Rodzina żyła skromnie, a mimo to ojciec posiadał aparat fotograficzny i od niego też syn dostał swój pierwszy sprzęt. Mógł być rok 1912 lub 1913. "Tak mię to opanowało, że nie mogę sobie życia wyobrazić bez tego. Wzdycham do mej kamery jak zakochany do panny" - pisał w obozie jenieckim niespełna dwudziestoletni Tadeusz. Język archaiczny, ale treść tego zapisu jak najbardziej aktualna: ludzie do dziś nie mogą się uwolnić od fotografowania dosłownie wszyst­kiego, co ich otacza. Cyprian w obozie jenieckim, do którego dostał się w 1917 r., szacował już, że jego dorobek liczył aż 900 zdjęć!

Cisza przed burzą

Mimo to w swoich obrazkach nie wyłamywał się z ogólnych trendów, a późniejsze motywy repor­terskie podchwytywać zaczął dopiero pod wpły­wem I wojny światowej i, paradoksalnie, razem z nią ten etap zakończył. Powtórzył go dopiero podczas kolejnej, która wybuchła dwadzieścia lat później. Od początku cenił coś innego - coś, co zwiastuje temat pierwszego zdjęcia, jakie uważał za godne wspomnienia: krajobraz letni przed burzą. Utrwalił go w 1913 r. Od początku robił więc zdjęcia pięknych widoków, z wyko­rzystaniem całej poezji światła i malarskich walorów wspomnianych technik szlachetnych. To własnie te z jego fotografii objechały później pół świata. Dwie prace w tym stylu - w ramach wielkiej wystawy Fotografia Polska 1839-1979 - pokazane zostały nawet w International Cen­ter of Photography w Nowym Jorku (1979), instytucji powołanej przez brata Roberta Capy, Cornella, do gromadzenia i promocji fotografii dokumentalnej. Amerykanom malarskie zdję­cia Cypriana podobały się wtedy ze względu na swoją odmienność. Nosiły tytuły: Wojna 1914 i Przy studni 1917. Były to melancholijne widoki krzyży i młodej dziewczyny z wiadrem stojącej na kamienistym dziedzińcu z pnącą rośliną. Jakże szkoda, że nie pochodziły ze zbioru, który posiada kolski FAKT. Polska byłaby wtedy w zupełnie innym miejscu w historii fotografii światowej...

Wojna od kuchni

Fotografia reporterska, w przeciwieństwie do artystowskiej, zawojowała powszechną świa­domość z tego prostego powodu, że aż tętni życiem. W przypadku Cypriana życiem żoł­nierzy, głównie podczas popasów we Francji, dokąd sam uciekł z obozu jenieckiego w 1918 r. i gdzie wstąpił do wojska w 1919 r. Jedzenie, mycie, pranie, zgrupowania na placach miaste­czek, postoje na stacjach kolejowych, wzorowo zasłane prycze na strychu, zabawy z miejsco­wymi dziećmi, przytulanie się do dziewczyn, żołnierz przypięty ustami do wiadra nad cem­browiną czy żarty lotników przy ich maszynach (Cyprian był również w eskadrze lotniczej). Wiele z tych barwnych obrazków można by nazwać Wojna 1914, jest też wersja Przy studni 1919. I nagle okazuje się, że Cyprian to jeden z tych wspaniałych amatorów fotografii, robią­cych nieustawiane zdjęcia wojennej codzienno­ści, wśród których znany jest przede wszystkim niemiecki porucznik Wilhelm von Thoma. Wśród poprzedników Capy i jemu podobnych fotoreporterów wojennych drugiej połowy lat 30. XX w., którzy dzierżąc aparat fotograficzny, szli z wojskiem, stając się bezpośrednimi świad­kami wojny, jest zatem i Polak, poprzednik słynnych fotografów zaangażowanych.

Monika Piotrowska

Zdjęcie dzięki uprzejmości Adama Wilka i Roberta Andre, prezesa KKF FAKT. Cały zbiór ma zostać opu­blikowany w albumie, w opracowaniu tego ostatniego.

Dziękuję Januszowi Nowackiemu za pomoc w udo­stępnieniu materiałów źródłowych.