Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Poznański Maj '46

"Wszystko wskazuje jasno i logicznie na to, że ktoś tu inspirował, organizował, ustawiał, malował transparenty, podsycał nastroje (...). I dlatego należy w tej sprawie oddzielić podniecony tłum poczciwców i rozgorączkowanych naiwniaków od świadomego ośrodka dywersji i jej inspiratorów".

. - grafika artykułu
Ulica Święty Marcin, maj 1946 r., konna milicja tłumi studencką manifestację fot. Archiwum IPN

Tak w maju 1946 r. pohukiwał wojewoda poznański Feliks Widy-Wirski w odpowiedzi na pierwszy w powojennych dziejach Poznania masowy protest przeciw komunistycznej dyktaturze. Niezdrowym emocjom, jakie targały reprezentantem rządu "lubelskiej" Polski na Wielkopolskę, nie ma się jednak co dziwić, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że do "reakcyjnych występów" studentów Uniwersytetu Poznańskiego doszło w przededniu tzw. referendum ludowego.

Źródeł niezadowolenia wśród studenckiej braci należałoby upatrywać w nieco wcześniejszej decyzji władz, które de facto zabroniły konkurencyjnych wobec Święta Pracy obchodów Święta Narodowego Trzeciego Maja. Mimo zakazów i szykan 3 maja 1946 r. w wielu polskich miastach odbyły się rocznicowe uroczystości. Były one niemal każdorazowo brutalnie tłumione przez milicję i KBW, co z kolei pociągnęło za sobą tysiące aresztowanych, dziesiątki rannych, a nawet ofiary śmiertelne. Z czasem owe przygnębiające wieści (zwłaszcza z Krakowa) dotarły do studentów poznańskich, którzy w geście solidarności z aresztowanymi kolegami postanowili zorganizować uliczną demonstrację w swoim mieście. W tym celu 13 maja 1946 r. zebrali się oni na placu przed Aulą Uniwersytecką, skąd uformowawszy ponadtysięczny pochód, ruszyli w kierunku pl. Kolegiackiego, gdzie urzędował wojewoda. Mimo wezwań padających ze strony sukcesywnie gęstniejącego tłumu nie zdecydował się on jednak na rozmowę z przedstawicielami studentów.

W tym samym czasie funkcjonariusze milicji, UB oraz KBW, którzy od dłuższego czasu "asystowali" demonstrującym, postanowili porzucić role obserwatorów i przystąpili do działania. Gwałtowna i niczym nieuzasadniona interwencja sił porządkowych zakończyła się aresztowaniem ogromnej liczby studentów, którą szacuje się od 633 do nawet 1000 osób. Większość z nich została wprawdzie szybko zwolniona, choć nie wszyscy mieli tyle szczęścia. "Socjalistyczna praworządność" domagała się bowiem postawienia przed sądem i ukarania przynajmniej kilku spośród rzekomych "prowokatorów" "zajść". Ostatecznie przed oblicze Wojskowego Sądu Rejonowego doprowadzono pięcioro oskarżonych, którym zarzucono "przygotowanie do gwałtownego zamachu na przedstawiciela władzy, w tym wypadku na wojewodę" oraz próbę wywołania "zaburzeń publicznych przeciw ustrojowi państwa". Zostali oni skazani na karę 6 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 2 lata. W tym samym czasie wojewoda Widy-Wirski był pochłonięty przeprowadzką do Warszawy, gdzie czekała na niego teka ministra informacji i propagandy.

Piotr Grzelczak