Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Obywatele drugiej kategorii

75 lat temu we wrześniu zaczęła się okupacja Poznania.  Po wkroczeniu głównych wojsk niemieckich do Poznania 12 września 1939 roku poznaniacy utracili swoje miasto. Od tej chwili na jego terenie obowiązywały szczegółowe, bezwzględne przepisy, które dyskryminowały polskich mieszkańców Poznania, a w krótkim czasie miały służyć usunięciu z miasta wszelkich przejawów polskości.  

. - grafika artykułu
Żołnierze niemieccy na Starym Rynku, połowa września 1939 r., fot. Kronika Miasta Poznania

Już dzień wcześniej, 11 września, Niemcy wydali dekret, w którym określili status poznaniaków. Dokument miał szesnaście punktów i obejmował praktycznie wszystkie obszary funkcjonowania Polaków w mieście. Za nieprzestrzeganie sześciu z nich groziła kara śmierci. Od tego dnia od 18.00 do 6.00 obowiązywała godzina policyjna, wprowadzono zakaz ruchu wszelkich pojazdów, zamknięto teatry, kina i redakcje gazet, grożono użyciem broni w przypadku jakichkolwiek zgromadzeń, trzeba było zarejestrować, a w konsekwencji zdać radia, radiostacje i... gołębie pocztowe. Okna od strony ulicy musiały być odtąd zawsze zamknięte, a niedopełnienie tego nakazu przez któregokolwiek z mieszkańców domu groziło rozstrzelaniem wszystkich lokatorów. Każdy atak na Niemca miał skutkować rozstrzelaniem dziesięciu Polaków. Zresztą śmierć miała być karą za nawet najmniejsze przewinienia i przejawy nieposłuszeństwa wobec "rasy panów". W ten sposób polscy mieszkańcy miasta zostali pozbawieni wszelkich praw i znaleźli się w sytuacji obywateli drugiej kategorii.

Panowie języka

W kolejnych miesiącach pojawiły się nowe uregulowania i przepisy, których konsekwencją miała być nowa germanizacja Poznania w myśl zasad wprowadzanych i realizowanych przez namiestnika Kraju Warty Arthura Greisera. Twierdził on, że polityka germanizacyjna przed 1914 rokiem była błędna. Karanie Polaków za używanie języka polskiego uważał za niesłuszne. Jego zdaniem naród innej rasy nie może wyrażać się w języku niemieckim, ponieważ, powtarzał za Hitlerem, kompromituje wielkość i godność narodowości niemieckiej. Zarządził więc, żeby w szkołach uczono dzieci polskie jedynie podstaw języka niemieckiego, po to by przyszli robotnicy rozumieli, co mają robić, i potrafili ze zrozumieniem przeczytać kierowane do nich przez okupanta ogłoszenia. Greiser nie miał nic przeciwko temu, żeby w kontaktach między sobą Polacy mówili po polsku. W jego opinii nie jest w interesie Niemców zmuszać ich do mówienia po niemiecku. Zapowiedział, że w przyszłości będzie się starał, by niemieccy urzędnicy uczyli się języka polskiego, tak aby rozumieli Polaków i nawet w kwestii języka byli panami.

Listy imienne

Wkrótce wprowadzono zakaz kontaktów pozasłużbowych Polaków i Niemców, aby zachować czystość niemieckiej krwi. Greiser zalecał SS-manom sprawdzanie niemieckiej listy narodowej w Kraju Warty, zanim nawiążą przyjacielskie bądź intymne kontakty z jakimkolwiek mieszkańcem lub mieszkanką miasta. W ten sposób mogą uniknąć pomyłki, ktora może spowodować niedopuszczalne wymieszanie ras. W 1941 roku namiestnik Kraju Warty wprowadził listę imion, które polscy rodzice mogą nadawać swoim dzieciom, przy czym obowiązkowo drugim imieniem dziecka musiało być imię Kazimierz lub Kazimiera. Odrębne przepisy obowiązywały na Uniwersytecie Rzeszy, gdzie zakazano w kontaktach służbowych z Polakami używania słowa "pan", należało go zastępować określeniem funkcji, np. robotnik czy portier. Od początku 1940 roku pojawiły się przepisy mające na celu pozbycie się Polaków z przestrzeni publicznej, aby zapobiec mieszaniu się narodowości. Przeważająca część lokali gastronomicznych była odtąd dostępna jedynie dla niemieckich mieszkańców miasta. W tym celu wprowadzono możliwość legitymowania gości, by wykluczyć przypadki nieuprawnionego wejścia do lokalu Polaków. Spowodowało to liczne protesty Niemców, a szczególnie Niemek, które tego typu procedury uważały za uwłaczające ich godności. Arthur Greiser tłumaczył w specjalnym piśmie, że procedury te służą niemieckim gościom kawiarni i restauracji, bo jedynie w ten sposób można uniknąć sytuacji, w której Niemiec musiałby sąsiadować przy stoliku z przedstawicielem "rasy sług", co, jego zdaniem, jest znacznie bardziej deprecjonujące niż konieczność okazania dokumentu.

Śmierć prawie za wszystko

Wyznaczono specjalne sklepy dla Niemców, a w pozostałych określono godziny, w których mogli kupować wyłącznie oni. Te przepisy dotyczyły również poznańskich rynków, na których Polakom nie wolno było kupować od 7.00 do 10.00. Polacy nie mogli jeździć porannymi tramwajami, a przez cały dzień nie mogli wsiadać do wagonów motorowych. W połowie 1941 roku wprowadzono obowiązek rejestracji rowerów i tylko takim rowerem poznaniacy mogli jeździć, ale wyłącznie do i z pracy. Polakom nie było wolno przebywać w parkach, a nawet siadać na publicznych ławkach. Wydano nakaz pozdrawiania przez Polaków wszystkich umundurowanych Niemców, aby wyraźnie podkreślić różnice w jakości ras. Jednym z ostatnich zarządzeń Greisera w kwestii publicznej był zakaz używania przez Polaków telefonów. Nieprzestrzeganie jakiegokolwiek z tych zarządzeń groziło najczęściej śmiercią.

Pobity Polak mniej wydajny

W 1943 roku Greiser wydał tajne zarządzenie dotyczące bicia Polaków. Nakazywał w nim jednoznacznie, by "krnąbrnych i bezczelnych" Polaków karać natychmiast, ale jednocześnie krytykował ich "bezsensowne okładanie", bo jego zdaniem, uwłacza to godności i wizerunkowi prawdziwego Niemca, a także osłabia polską siłę roboczą. Pobity Polak jest mniej wydajny. Wszystkie rozkazy, nakazy i zarządzenia dotyczyły ludności polskiej zamieszkującej miasto, która, zdaniem okupanta, nadawała się do zniemczenia. Tych, którzy nie kwalifikowali się do tego procesu, wysiedlono, a na ich miejsce sprowadzono Niemców z krajów nadbałtyckich. Ta zmasowana i systematyczna akcja germanizacyjna miała spowodować szybki i sprawny "powrót" Poznania i całej Wielkopolski do Rzeszy jako wzorcowego okręgu, jej spichlerza i rezerwuaru siły roboczej. Sukces Arthura Greisera jako namiestnika tego okręgu miał służyć całej Rzeszy. Nawet kiedy zakończono akcję wysiedleń, poznaniacy nie mogli się czuć w swoich mieszkaniach bezpiecznie, bo zaczęła się akcja wyrzucania Polaków z lepszych lokali w centrum miasta. Umeblowane i wyposażone, przekazywano następnie wyższym niemieckim urzędnikom sprowadzanym z innych rejonów Rzeszy. W takim mieście poznaniacy żyli przez ponad pięć długich wojennych lat.

Danuta Bartkowiak