Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

Czas zatrzymany w kadrze Stanisława Wiktora

"Ja męża nie widziałam za dużo w tamtych czasach" - mówi pani Wiktor o latach, w których jej mąż był fotografem Gazety Poznańskiej. "Przyjeżdżał z dziennikarzem z terenu i szedł do ciemni. Wywoływanie, odbitki - to trwało do nocy. Robił wszystko sam, od początku do końca. Tak to wtedy było".

. - grafika artykułu
Operator kamery podczas uroczystości Centralnych Dożynek na Stadionie im. 22 Lipca, wrzesień 1974 r., fot. S. Wiktor

Mowa oczywiście o Stanisławie Wiktorze, którego archiwum udostępnia systematycznie poznańskie Cyfrowe Repozytorium Lokalne CYRYL. Autor zmarł kilka tygodni temu w wieku 87 lat. Przed śmiercią zdążył przekazać CYRYL-owi walizkę pełną uporządkowanych i podpisanych negatywów...

Osobisty wymiar fotografii

Wśród świeżo zdigitalizowanych prac pojawił się zbiór pod hasłem Pro Sinfonika. Dzieciństwo miałam upstrzone koncertami Mamy i jej uczniów w Auli Uniwersyteckiej, ich występami w poznańskim IV LO pośród scenografii z karbowanej tektury i wrażeniami, jakie wywierały na mnie suknie, wypożyczane z opery dla dziewcząt z zespołu fletów prostych. A także moimi własnymi próbami opanowania glinianych ptaszków napełnianych wodą, na których członkowie orkiestry kameralnej tak pięknie grali Symfonię Dziecięcą Haydna. Zabrałam się więc do oglądania. Rok 1974, powinnam ją tam znaleźć - pomyślałam. Niestety, tego wszystkiego nie ma w CYRYL-u. Jest za to komplet zdjęć z jednego z corocznych rozdań nagród przez szefa Pro Sinfoniki. Mama też tam jest. Patrzyłam, nie mogąc się oderwać.

Daleki staje się bliski

Dlaczego tak bardzo lubimy oglądać stare fotografie? Wcale nie muszą być bardzo wiekowe, przecież należą do przeszłości już w chwilę po tym, gdy powstają. Zatrzymują w sobie moment tuż przed tą chwilą. Fenomen zatrzymania czasu fascynował wynalazców i badaczy fotografii już od samego początku. Tyle że badacze plątali się zazwyczaj w mętnych kategoriach bytu i niebytu zawartości obrazu powstałego z odbitego od obiektów światła. Wynalazcy z kolei, podobnie jak i zwyczajni odbiorcy, ulegali magii utrwalonej rzeczywistości: dosłownemu wizerunkowi świata, który jeszcze przed chwilą wyglądał inaczej, a tu, na zdjęciu, ciągle jest taki sam. Najmocniej oczywiście działa człowiek. Sprzęt i otoczenie nigdy nie powiedzą tyle, ile wzrok, grymas, gest, sposób noszenia ubrań, wystawania na progu, siedzenia w fotelu. Ten człowiek nie musi być znajomy - jeśli jest, łatwiej buduje się związek emocjonalny, ale ten rodzi się również wobec ludzi kompletnie nieznanych, tyle że dochodzimy do niego dłużej. Ów związek powoduje, że oglądający zdjęcia ze słynnego Archiwum planety Alberta Kahna dosłownie zastygają przed nimi jak urzeczeni. Zbiór francuskiego finansisty, niezwykły i dodatkowo czarujący dzięki wykorzystaniu fantastycznej barwnej techniki autochromu, powstawał w latach 1908-1931 w zamiarze udokumentowania zastanego świata i w poczuciu misji pokojowej: przybliżenia obcych w niepewnych czasach. Wtedy wierzono jeszcze, że świat da się zarchiwizować. Dziś wiemy, że to utopia, lecz zdjęcia z Archiwum Kahna, pokazujące dawno nieżyjących mieszkańców z 50 krajów, nie przestają działać. Ci ludzie na nas patrzą i mówią do nas, a obcy naprawdę staje się bliski. Tak samo bliscy stajemy się sami sobie, gdy oglądamy własne zdjęcia sprzed lat.

Ocalić od zapomnienia

Możliwość czytania obcego sprawia, że dokument jest najbardziej nośną odmianą fotografii. Ktoś, kto wyrzuca stare archiwa dokumentalne, jest barbarzyńcą. Niestety, w czasach tzw. transformacji zdarzało się to nie raz. Na śmietniku znalazła się większość archiwów wielu gazet i instytucji PRL. Także branżowego giganta epoki - Krajowej Agencji Wydawniczej KAW, wydającej m.in. albumy z fotografią dokumentalną i pocztówki. W jej poznańskim oddziale Wiktor pracował od końca lat 70. XX w. Był już na emeryturze, gdy w latach 90. przypadkowo wszedł do biura w ostatnim momencie. "Staszek zobaczył pudła naszych negatywów w drzwiach i po prostu je uratował" - opowiada Franciszek Nowakowski, jego kolega, także fotograf. Nie można porównywać jakości zbiorów Kahna i Gazety Poznańskiej czy KAW. Te drugie zupełnie nie przystają do wybitnie artystycznego projektu Francuza. Jego fotografowie mieli przede wszystkim to, czego brakowało w prasie i agencjach 2 połowy XX w.: czas. KAW rządził się nieco innymi prawami, zdjęcia dokumentalne powstawały do różnych celów w ciągach tematycznych przez wiele tygodni, a nawet miesięcy. Lecz i w KAW robiono wiele fotoreportaży - z premier teatralnych, koncertów, ważnych uroczystości. Liczył się refleks i dobre rzemiosło. "Kochaliśmy tę pracę, czuliśmy, że na każdym szczeblu nas potrzebują i cenią" - wspomina Nowakowski. - "Staszek chętnie do nas przyszedł z Gazety Poznańskiej. Tu nikt nam niczego nie narzucał, a pracowaliśmy na najlepszym dostępnym na świecie sprzęcie". Używali aparatów za 10 tysięcy dolarów. "Staszek uwielbiał rolleiflexa, ja miałem linhofa technika. Były też canony i żadnych limitów na materiały. Mieliśmy wszystko". Widać to w CYRYL-u, w liczbie klatek poświęcanych na jeden motyw.

Czysta chemia

W KAW Stanisław Wiktor został kierownikiem redakcji fotografii. "Był pracowitym, nieprawdopodobnie taktownym, a przy tym życzliwym człowiekiem" - podkreśla Nowakowski. Podobnie jak Kazimierz Nowak, Wiktor pochodził ze Stryja pod Lwowem. "To specyficzna nacja" - uważa Nowakowski. I coś w tym jest, także w kontekście fotografii, która do epoki cyfrowej była przecież chemią w najczystszej postaci. We Lwowie dwaj Polacy wydestylowali naftę i po raz pierwszy na świecie użyli jej do oświetlenia. Stało się to w aptece Piotra Mikolascha, którego syn Henryk, nim okazał się wielkim fotografem, najpierw został doktorem chemii. Wiktor też pracował przez jakiś czas w drogerii, co oznaczało sporo kontaktu z chemią. W drogeriach zresztą zaczął się wzorem niemieckim poznański handel fotograficzny, a pierwszą publikację ze zdjęciami artystycznymi wydał właśnie właściciel jednej z nich, o czym doniosły w 1903 r. lwowskie Wiadomości Fotograficzne.

Monika Piotrowska  

Więcej zdjęć Stanisława Wiktora znajdziesz na CYRYL-u.