Kultura w Poznaniu

Historia

opublikowano:

70 lat teatru w Gnieźnie

Okrągła rocznica funkcjonowania gnieźnieńskiego teatru skłania do tego, by oddając hołd związanym z nim twórcom, przypomnieć, choć skrótowo, jego bogatą historię. 

. - grafika artykułu
Sen nocy letniej, fot. M. Skrzypkowski

Jak na nowo pokazać Fredrę? Jak sprawić, aby stał się nam bliski? Jak zerwać z rocznicową pompą? Takie pytania postawiła sobie Maria Spiss, pisząc na jubileuszowy wieczór tekst zatytułowany Patron. Wybrała ciekawy trop: Fredro a romantycy. Co prawda żyli oni w tym samym czasie, ale Fredro był zjawiskiem z nikim i z niczym nieporównywalnym. 

Jubileuszowa premiera

Zabawna z początku, przerysowywana scena spotkania Fredry z Mickiewiczem, podczas której wieszcz obżera się wielkanocną kiełbasą, prowadzi widza od śmiechu do zniesmaczenia. Ilustruje też dyskurs, który toczy się w tym przedstawieniu, a dotyczy sprawy narodowej.

Ścierają się tu dwie wizje Polski. Głównym adwersarzem Aleksandra Fredry jest Seweryn Goszczyński. Znajdujemy wyraźne odniesienie do współczesności. Fredro wybiera grillowanie i ciepłą wodę w kranie. Natomiast romantyczne uniesienia, wiarę w to, że Polska ma misję do spełnienia w Europie, zostawia tak zwanym "prawdziwym Polakom". Dla niego Polska jest tam, gdzie jest jego rodzina. Zaskakuje w tym przedstawieniu niecenzuralny język Fredry wyjęty z Piczomiry, królowej Branlomanii. Jest to zabieg celowy. W końcu nie tylko Śluby panieńskie Fredro nam zostawił. Był człowiekiem z krwi i kości. Zrywamy z koturnowością - manifestują twórcy przedstawienia. Reżyser Łukasz Gajdzis poprzez ruchomą widownię i szybko zmieniające się sceny osiągnął dużą dynamikę spektaklu. Jednak w finale dał upust swojemu temperamentowi i waleczności, tak jak on ją pojmuje. Taka jest najnowsza propozycja teatru w Gnieźnie. 

A jak ongiś bywało?

- W tym przedstawieniu zauważyłem swoje kostiumy - powiedział mi po premierze mocno starszy pan. Przez czterdzieści lat Stanisław Parulski był teatralnym krawcem. Szył fraki, kontusze, żupany. Fachu nauczył się u Salezjanów we Wrocławiu i Technikum Teatralnym w Warszawie. Zaczynał pracę w Teatrze Powszechnym. W 1958 roku pojawił się w Powszechnym dyrektor Eugeniusz Aniszczenko z Gniezna. Zwerbował wówczas pięć osób, w tym Stanisława Parulskiego. Jaki był wtedy teatr w Gnieźnie? - Widownia była płaska, kinowa. Przychodziło bardzo dużo ludzi. Nie było jeszcze telewizji. Moja praca - wspominał pan Stanisław - to było dwanaście premier w roku.  Zaczynałem od Ciotuni Fredry, ze scenografią Krystyny Zachwatowicz - dodał. Wielkopolski Teatr Objazdowy z Gniezna obsługiwał całą zachodnią Wielkopolskę. W tym czasie jedna sztuka robiona była na wyjazd, druga w siedzibie, którą od maja 1946 roku stanowił przedwojenny kinoteatr Słońce. Po wojnie przedstawienia powstawały w trudnych warunkach, często tworzone siłami amatorskimi. Przełom nastąpił w 1948 roku, kiedy scenę objęła aktorka i reżyserka Halina Sokołowska-Łuszczewska. Teatr wówczas upaństwowiono. Grano klasykę, w tym dużo komedii Fredry. To sprawiło, że w 1955 roku teatr otrzymał, na mocy zarządzenia Ministra Kultury i Sztuki, nazwę Państwowy Teatr im. Aleksandra Fredry w Gnieźnie. Powstawało tam wiele ciekawych, nagradzanych przedstawień. Pojawiały się gwiazdy, takie jak Krzysztof Chamiec, Danuta Szaflarska czy Jerzy Zelnik. Na stałe związana z gnieźnieńską sceną była bardzo lubiana aktorka Maria Deskur. Scenę obejmowali kolejno dyrektorzy: Przemysław Zieliński, Jan Perz, Henryk Olszewski, Wojciech Boratyński, Piotr Sowiński (1981-1982). Jerzy Glapa, Bogdan Iwankowski. W 1986 roku rozpoczął się remont teatru. Trwał pięć lat. Do jego zakończenia doprowadził Tomasz Szymański. 

Dyrekcja Tomasza Szymańskiego

- Odległość celu nadziei nie zmniejsza - mówił Fredro. Szymański wierzył zawsze w jego mądrość. W życiu, tak jak Fredro, zachowywał pogodę ducha, pielęgnował przyjaźnie, które miały zaowocować wspaniałymi przedstawieniami, kochał własną oraz teatralną rodzinę, często pomagał aktorom, którzy znaleźli się za burtą. Pierwszą premierą, jaką w 1991 roku przygotował i którą wpisał się mocno w miasto (i to na lata), był Rapsod o św. Wojciechu, wg własnego scenariusza, z muzyką Andrzeja Borowskiego. Drugim ważnym posunięciem było wybranie na patrona artystycznego sceny Henryka Tomaszewskiego - twórcy Wrocławskiego Teatru Pantomimy. Znajomość panów datowała się od czasu, kiedy Szymański w latach 60. prowadził Teatr Ósmego Dnia. W Gnieźnie, we współpracy z teatrem Tomaszewskiego, powstały trzy ważne przedstawienia: zjawiskowa wręcz inscenizacja Snu nocy letniej Williama Shakespeare'a, starotestamentowe Przypowieści (oparte na motywach z Księgi Hioba i Księgi Daniela) oraz Spór Pierre'a Marivaux. Na afiszu pojawiały się też nadal dzieła patrona teatru, Szymański wystawił m.in. Zemstę, Gwałtu co się dzieje, Damy i huzary. W późniejszych latach reżyserowali w Gnieźnie Lech Raczak, Józef Jasielski czy Piotr Kruszczyński, który tu też udanie debiutował Kartoteką Różewicza. Szymański rozstał się z teatrem w Gnieźnie po 23 latach, ale całe jego mieszkanie nadal wypełniają wspomnienia, które wracają poprzez portrety, podziękowania, medale i wyróżnienia. Dla niego jednak najważniejsze są teatralne plakaty, które dokumentują trud i radość, które towarzyszyły kilkudziesięciu premierowym gnieźnieńskim wieczorom. 

Pomysł na teatr Joanny Nowak

Do Gniezna przyszła z wieloletnim doświadczeniem. Po studiach w Krakowie (w okresie działalności Kantora, Swinarskiego, Jarockiego) pracowała w Teatrze Ludowym w Nowej Hucie, a potem jako wicedyrektor w Teatrze Polskim w Poznaniu. W Gnieźnie postawiła sobie za cel zdobycie publiczności odważnymi, różnorodnymi propozycjami dramaturgicznymi, plastycznymi i choreograficznymi. Zaczęła od spektaklu wg tekstu Doroty Masłowskiej Między nami dobrze jest. Odmłodziła zespół aktorski, wprowadziła rezydencje artystyczne i warsztaty dla młodzieży. Poszerza możliwości prezentacji przedstawień. W przyszłym roku powstanie mobilna widownia. Zmienić się ma też plac przed bramą teatru. Obecnie stoi tam skromny pomnik Fredry, postawiony na dwudziestolecie Proscenium, Ruchu Miłośników Teatru. Zamiast pomnika ma się pojawić fontanna, mała gastronomia, parasole. Miejsce ma przyciągać mieszkańców i turystów. Może będzie można się tam nawet napić węgrzyna, jak we lwowskim salonie u Fredrów.

Barbara Miczko-Malcher