Czekaj z impetem, bezpardonowo wkracza tam, gdzie polskie kino bało się do tej pory postawić stopę. Na terytorium budzącej się seksualności, dojrzewającego ciała, fizjologicznych rewolucji i nastoletniego języka obsesyjnie krążącego wokół seksu, wydzielin, organów płciowych...
Jedenastoletni bohater filmu, Mickey House (Kacper Olszewski) ze zgrozą przypatruje się zmianom, które zachodzą w jego organizmie. Nie wie, co ma zrobić z pierwszymi erekcjami, jak pozbyć się obrzydliwych pryszczy, lęka się własnej matki - silnej, atrakcyjnej kobiety (Agnieszka Podsiadlik) - na którą jego ciało zaczyna reagować w jakiś dziwny, wstydliwy sposób. Najchętniej schowałby się całkowicie za pancerzem złożonym z obszernego płaszcza, kasku, grubych spodni. W szkole Mickey jest outsiderem, ale spełniającym ważną rolę w uczniowskiej społeczności. Jako chłopak "czysty" i odżywiający się ekologicznie, sprzedaje kolegom swój... mocz. Szkoła bowiem przeprowadza wśród uczniów testy na obecność narkotyków.
"Baby bump" nie jest jednak kolejnym, słodko-gorzkim filmem o trudach dojrzewania. Czekaj miesza w swoim dziele konwencje, style, gatunki. W obrębie jednej sceny potrafi przejść od naturalizmu do groteski, od komedii obyczajowej do surrealistycznych wizji. Łączy animacje z żywym planem, YouTube'owe filmiki z komiksowymi odniesieniami, horror z sitcomem. Bawi się też językiem dialogów naśladujących młodzieżowy żargon i internetowe czaty. Bywają one chwilami tak wulgarne, że aż wykwintne i wyrafinowane.
Jest to film, który nie przejmuje się fabularną czy gatunkową poprawnością, nie dba o dobry smak i inne konwenanse. Jeśli go z czymś porównywać, to z twórczością "zakręconych" artystów typu Dawid Lynch czy David Cronenberg, choć Czekaj jest mniej od nich ponury, a bardziej zabawny. Zobaczcie "Baby bump" koniecznie. Albo Was odrzuci, albo odurzy.
Bartosz Żurawiecki
- "Baby bump"
- scen i reż. Kuba Czekaj
- premiera 3.06