Kultura w Poznaniu

Film

opublikowano:

PROSTO Z EKRANU. Historia szyta na miarę

"McQueen" przypomina nieco "Amy" Asifa Kapadii - za pomocą bogactwa materiałów archiwalnych przybliża wybitną jednostkę ze świata kultury. Pokazuje, że za tonami blichtru i światłem reflektorów potrafi czaić się nieprzenikniony mrok, a za sukcesem idzie skrzętnie ukrywane poczucie samotności, które niejednokrotnie kończy się tragedią.

. - grafika artykułu
fot. materiały dystrybutora

Pochodził z jednej z najbiedniejszych dzielnic Londynu, pełnej zbirów, żebraków i prostytutek - to właśnie tam na swoje ofiary niegdyś czyhał Kuba Rozpruwacz, którego postać stanie się potem bezpośrednią inspiracją do jego pierwszej szokującej kolekcji. Ponoć już jako trzylatek "projektował" stroje dla postaci z bajek, nieco później szył ubrania dla swoich starszych sióstr. Nie był zbyt urodziwy, sam ubierał się niechlujnie, bywał na bakier z higieną osobistą. Miał jednak taką determinację, że osiągał to, na czym mu zależało - najpierw uczył się pod okiem najlepszych londyńskich krawców, potem pojechał bez grosza przy duszy i znajomości języka do Włoch, gdzie niemal od razu trafił na staż do znanego projektanta. Założył własną modową markę, był też wieloletnim dyrektorem artystycznym w Givenchy i u Gucciego. Swoje projekty i kolekcje zamieniał w szokujące, widowiskowe spektakle, szybko stając się ikoną sztuki współczesnej. Im jednak więcej osiągał, tym brutalniej dopadały go demony przeszłości. Pewnego razu zwierzył się jednemu ze swoich współpracowników, że podczas kolejnego pokazu wjedzie windą na scenę i strzeli sobie w usta. Ostatecznie skończył znacznie mniej spektakularnie, ale równie tragicznie.

Dokument o Alexandrze McQueenie podzielony jest na części, które chronologicznie przedstawiają najsłynniejsze kolekcje outsidera i wielkiego buntownika świata houte couture. Wyłania się z niego obraz piekielnie zdolnego i skrajnie odważnego artysty, który potrafił wywrócić na nice modowe wybiegi, by na zawsze zmienić ich oblicze. Inspirował się wszystkim, co wpadło mu w ręce - rynsztokowym życiem, morderstwami, śmiercią, malarstwem, muzyką, baśniami, mitami, przyrodą, nowymi technologiami. Garściami czerpał z historii, jak w przypadku kolekcji "Szkocki gwałt", w której oddał hołd Szkotkom gwałconym przed wiekami przez Anglików (przez co - paradoksalnie - był krytykowany za mizoginię), czy z undergroundowej, wypełnionej skórą i lateksem kultury. Jego kreacje często przepełnione były przemocą, szaleństwem i mrokiem, co nieraz wstrząsało zgromadzoną publicznością. Gardził wystudiowaną i wymuskaną modą, chciał wywoływać emocje, przyprawiać widzów o wymioty i palpitacje serca. Miał łagodne oblicze, ale w zakamarkach duszy poupychanych było wiele nieprzyjemnych wspomnień. To one wyzwalały w nim kreatywną siłę, ale były też jednocześnie największą słabością - nie potrafił zaufać ludziom, całe życie czuł się samotny, cierpiał na depresję, w końcu wpadł w kokainowy nałóg.

"McQueen" formalnie jest dość konwencjonalnym dokumentem - nie ma tu zmyślnego montażu czy ryzykownie stawianych tez, jest za to multum gadających głów, których opowieść konfrontowana jest z materiałami archiwalnymi. Wspomniana ciemna strona osobowości bohatera jest sygnalizowana, ale raczej hasłowo - molestowanie w wieku 9 lat, maltretowana przez męża siostra, choroba psychiczna, dragi, zdrady, HIV, pragnienie śmierci, samobójstwo. Film Iana Bonhôte'a przedstawia więc mocno wygładzoną wersję życiorysu "złego chłopca świata mody", ale wydaje się, że taki zabieg został zastosowany celowo. Tytułowy "McQueen" odnosi się bowiem raczej nie tyle do jednostki, co do stworzonej przez niego marki, dlatego ważniejsze z perspektywy reżysera było przybliżenie widzowi nie tyle biografii, co samej twórczości, sztuki.

I na tym polu dokument sprawdza się doskonale - kolekcje McQueena, nawet ukazywane za pośrednictwem ekranu, budzą podziw i fascynację. Łatwo wychwycić w tym silny walor edukacyjny - nawet laik, którego wiedza o modzie ograniczała się dotąd do internetowych doniesień o najbardziej ekscentrycznych kreacjach z modowych wybiegów, bez wątpienia będzie musiał docenić kulturowe znaczenie, wielkość i doniosłość pracy oraz życia bohatera filmu. Docenić trzeba też sam film, bowiem mimo że po niewygodnych tematach zaledwie się prześlizguje, to jednak zrealizowany został w duchu portretowanego projektanta - stanowi spójną artystyczną całość (muzykę komponował ulubieniec McQueena Michael Nyman) i budzi autentyczne emocje.

Niektórzy mawiają, że talentu nie da się nauczyć, trzeba się z nim urodzić. Lee Alexander McQueen od losu z pewnością otrzymał bożą iskrę, przyniosła mu ona jednak sławę, uznanie, pieniądze i mnóstwo cierpienia. Po seansie gdzieś z tyłu głowy kołaczą się pytania: czy McQueen potrafiłby znaleźć w sobie wystarczająco determinacji, by wywrócić do góry nogami świat mody, gdyby nie napędzały go demony przeszłości? Jak potoczyłyby się losy tego zakompleksionego chłopaka z przedmieść, gdyby jego życie nie zostało naznaczone przemocą? Czy geniusz zawsze musi być podszyty szaleństwem?

Adam Horowski

  • "McQueen" (2018)
  • reż. Ian Bonhôte

© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2018