Jest rok 1956. Mur berliński jeszcze nie istnieje, wciąż można przejść ze wschodniej do zachodniej części metropolii. Theo i Kurt są kumplami z tej samej klasy maturalnej. Mieszkają w hutniczym mieście Stalinstadt (obecnie Eisenhüttenstandt, notabene położone tuż przy granicy z Polską) i od czasu do czasu robią wypady na Zachód. W "imperialistycznych" sektorach Berlina chłopcy podziwiają wystawy sklepów, wślizgują się też do kin, by obejrzeć jakiś niedostępny na Wschodzie film.
Na Kurcie największe wrażenie wywiera pokazywana przed głównym seansem kronika relacjonująca powstanie w Budapeszcie. Po powrocie opowiada o niej z przejęciem całej klasie i rzuca pomysł, by uczcić węgierskich powstańców dwoma minutami ciszy. Zyskuje on aprobatę większości kolegów i koleżanek. Jednak to, co miało być spontanicznym i jednorazowym gestem, przekształca się w państwową aferę. Śledztwo w sprawie młodocianych "kontrrewolucjonistów" prowadzi pani kurator, a nadzoruje je osobiście minister edukacji NRD.
Reżyser Lars Kraume już w swoim wcześniejszym filmie Fritz Bauer kontra państwo opowiadał opartą na faktach historię starcia jednostki z systemem. Także tym razem odwołuje się do prawdziwych wydarzeń, stawiając jednak w centrum bohatera zbiorowego - kilkoro wkraczających w dorosłość nastolatków, którzy niespodziewanie przechodzą przyspieszony kurs dojrzewania. Wartko opowiedziany film przypomina, że w każdej chwili, nawet z błahego powodu, możemy stać się celem bezwzględnych działań władzy. I to, choćby w świetle ostatnich wydarzeń w Polsce, wydaje się szczególnie ważne.
Bartosz Żurawiecki
- "Milcząca rewolucja"
- reż. Lars Kraume
- premiera: 7.06
© Wydawnictwo Miejskie Posnania 2019